Będzie mała polemika. Bo ruszył mnie tekst blogera, na pozór tekst śmieszny i niewinny. Tekst, któremu może i można by przyklasnąć i pośmiać się do spóły, gdyby nie jedno cholerne skojarzenie.
Co kobieta ma na myśli? Dokładnie to, co mówi

Feminizm, popkultura i koszulki w paski
Będzie mała polemika. Bo ruszył mnie tekst blogera, na pozór tekst śmieszny i niewinny. Tekst, któremu może i można by przyklasnąć i pośmiać się do spóły, gdyby nie jedno cholerne skojarzenie.
Język kreuje rzeczywistość, a rzeczywistość wpływa na język. Kwestia żeńskich końcówek zawodów, uznawanych dotąd za nieodmienialne, jeszcze przez długie lata będzie przedmiotem sporu i to bynajmniej nie sporu językoznawców. Niekoniecznie też sporu między kobietami i mężczyznami. Rozłam istnieje wśród samych kobiet. Niektórym przez gardło nie przejdzie „psycholożka”, inne przełkną nawet „ministrę”. Mówi się, że to wcale nie tak, że to przejaw dyskryminacji, że te nazwy po prostu nam „nie brzmią”. No więc skoro to tylko ucho, posłuchajmy jak to robią Czesi.
Naprawdę lubiłam czasy, w których „te wstrętne feministki” zmagały się z samymi problemami pierwszego świata. Jakieś tam parytety, równe płace, inne heheszki. Zdaje się, że dożyłyśmy czasów, w którym nikt nam już tego „pierwszego świata” wypominać nie będzie, bo oto musimy zmierzyć się z kwestią ze świata o zupełnie innym numerze: kwestią życia i śmierci. Życia i śmierci kobiet.
Zara wypuściła nową kolekcję. Nazwała ją „Ungendered” i reklamuje jako uniwersalną dla kobiet i mężczyzn. Zdania są podzielone, bo dla niektórych sam pomysł ubrań dla dwojga to już zamach na kobiecość/męskość, dla innych kolekcja jest zwyczajnie zachowawcza i mimo głośnego marketingu (mamy w końcu do czynienia z najpopularniejszą sieciówką świata) nie ma w niej żadnego przełomu. Dlaczego o tym piszę? Bo to bardzo dobry pretekst, by zastanowić się nad tym, gdzie przez ostatnie 15 lat podziewał się unisex.
Żeby być feministką nie trzeba identyfikować się ze wszystkimi hasłami aktywistek, o których słyszycie w telewizji. Żeby być feministką nie nie trzeba zapisywać się do …
Jeszcze kilka dni temu do głowy by mi nie przyszło zżymanie się na wypowiedź osoby publicznej, którą lubię i cenię, skierowaną przeciwko innej osobie publicznej, z której poglądami się nie zgadzam a wypowiedzi już nawet mnie nie śmieszą, a mocno przerażają. Ale Krystyna Janda zwaliła winę za całą twórczość słowną Krystyny Pawłowicz na klimakterium tej drugiej i coś we mnie pękło. Bynajmniej nie dlatego, że zrobiło mi się żal posłanki.
Wiesz, dlaczego faceci wciąż bez żenady opowiadają te wszystkie seksistowskie dowcipy? Bo kobiety nadal się z nich śmieją. Tak, kobiety właśnie. Myślą, że należy się śmiać, lub przynajmniej udawać, że nas to bawi. Albo chociaż głośno nie wyrażać sprzeciwu.