Zanim zabrałam się za czytanie reportażu Marty Abramowicz, po raz kolejny sięgnęłam po „Zakonnicę” Denisa Diderota. Chciałam sprawdzić jak i czy w ogóle zmieniła się sytuacja sióstr zakonnych od XVIII wieku, w którym to dzieje się akcja powieści. I tak jak przeczuwałam, nie zmieniło się prawie nic poza tym, że dziś z zakonu da się odejść, nie posuwając się do niebezpiecznych ucieczek pod osłoną nocy.

zakonnice odchodza po cichu 644x1024 - Zakonnice odchodzą po cichu. Strażniczki patriarchatu i współczesne niewolniceMaria Zuzanna Simonin z książki Diderota nie czuje powołania. Została, mimo swojego wyraźnego sprzeciwu, zmuszona przez rodziców do wstąpienia do zakonu. Zuzanna podejmuje desperacką próbę unieważnienia swoich ślubów. Równa się to walce z całym kościołem. W tym momencie jej życie zmienia się w piekło, a współsiostry w okrutne, pozbawione współczucia oprawczynie. Książkę tę czyta się ze ściśniętym gardłem, bo na usta co chwilę ciśnie się krzyk. Postaci sióstr i matek przełożonych, które znęcają się psychicznie i fizycznie nad bohaterką przerażają, i to przerażają nie jako osoby potworne same w sobie, ale przede wszystkim jako produkty systemu, który je ukształtował. Produkty odosobnienia, ogłupienia, nudy, zniewolenia i ślepego posłuszeństwa. Bohaterki reportażu Marty Abramowicz nie są wcale daleko od świata zakonów opisanego przez francuskiego filozofa 250 lat temu. One wciąż w tym świecie żyją .

Podobno jedna na pięć osób zna byłą zakonnicę – pisze autorka na jednej z pierwszych stron książki. To wiele. Bardzo trudno jednak się z byłymi siostrami skontaktować.

Dlaczego zakonnice znikają bez śladu? – zastanawiałam się. Przecież byli księża bez ogródek mówią w telewizji o swoim odejściu z Kościoła.[…]
Pierwsze trzy byłe siostry, do których dostałam telefon, stwierdziły, że nie znają żadnych innych. To samo powiedziały czwarta, piąta i szósta. Zakonnice odchodzą pojedynczo i po cichu. Nie mają ze sobą kontaktu.

Ostatecznie Marcie Abramowicz udało się dotrzeć do dwudziestu. Dwadzieścia kobiet, dwadzieścia historii. Różnych, a jednak wspólnych. W przeciwieństwie do Zuzanny Simonin, wszystkie znalazły się za murami klasztoru z własnej woli, nie wszystkie jednak z własnej woli go opuściły. To historie kobiet które nie przystawały do zakonów, ale też takich, którym zakon powiedział, że do niego nie pasują i muszą odejść. Wszystkie ściskają za gardło. Wszystkie są zderzeniem z niesamowitym wręcz okrucieństwem, terrorem posłuszeństwa, walką o przetrwaniem. Bo klasztory żeńskie w Polsce są swoistym polem bitwy o zachowanie człowieczeństwa. W ich rzeczywistość, rodem z średniowiecza, tym trudniej uwierzyć, gdy ma się przed oczami zakony męskie. Mnisi mają dużą swobodę, wiele możliwości rozwoju i edukacji, prowadzą kilkadziesiąt wydawnictw, nie wspominając o jednej ogólnopolskiej telewizji. Mniszki głównie usługują. To, która z nich będzie się mogła kształcić, nie zależy w ogóle od jej woli i chęci, lecz od widzimisię przełożonych.

zakonnice - Zakonnice odchodzą po cichu. Strażniczki patriarchatu i współczesne niewolnice

Autorka zaznacza też mocno fakt osobności polskich zakonów, jako tych, w których czas się zatrzymał. Próbuje dociec przyczyny, dlaczego tkwią one w dalszym ciągu w czasach przedsoborowych, podczas gdy zakony męskie w naszym kraju dawno weszły już w XXI wiek. Co więcej, żeńskie klasztory w innych krajach to również zupełnie inna rzeczywistość. Wśród amerykańskich sióstr spotkamy postępowe feministki i prawdziwe rewolucjonistki, walczące m.in. o wprowadzenie kapłaństwa kobiet.

Niedawno na kongresie kobiet, pełnomocnik rządu ds. społeczeństwa obywatelskiego i równego traktowania powiedział, że siostry zakonne w Polsce są dyskryminowane. Zastanawiam się, czy chociaż przez chwilę pomyślał o tym, przez kogo.

Byłe zakonnice nikomu nie opowiadają o swoim życiu. Nie występują w telewizji. Powiedzieć złe słowo na zakon, to stanąć samotnie przeciw Kościołowi. Nie mówią znajomym ani rodzinie, bo ludzie nic nie rozumieją. Dla ludzi świat jest prosty: odeszła, bo na pewno w jakimś księdzu się zakochała. W ciążę z biskupem zaszła. Jak one tam bez chłopa wytrzymują? Chyba w czystości nie żyją?
Byłe zakonnice nie mogą uwierzyć: o czym oni mówią?
Jaki biskup? W zakonie walczy się o przetrwanie.
Jaki ksiądz? Tam szuka się dawno zgubionego sensu.
Jak wytłumaczyć, że chodzi o coś zupełnie innego?

Zakonnica w polskim kościele jest współczesną niewolnicą. Przyznają to sami księża, z którymi rozmawia reporterka. Kuriozalnie czasami brzmią ich próby wyjaśnień, dlaczego tak jest. Mnisi żartują z tego, że zakonnice sprzątają na błysk, i że zamiast prawdziwej duchowości rozwijają tylko umiejętności odprawiania rytuałów. Aż zbyt często ich diagnoza sprowadza się zwalenia winy na kobiecą naturę. Tak samo, jak tzw. kobiecą naturę czyni się winną wielu problemom kobiet w świeckim świecie, podczas gdy tak naprawdę winny jest system. Kobiety jedynie wciąż zbyt mocno i zbyt często są strażniczkami tego systemu. Marta Abramowicz nie daje prostych odpowiedzi, szuka ich i przedstawia kompleksowo. Bo patriarchat, zarówno ten świecki, obłudny, codzienny, o którego istnieniu niesłusznie zapominamy, ignorując go, jak i ten kościelny – silny i niepodważalny – to jest kompleksowe zjawisko. Cichy, nieoczywisty system. Jeśli nie otwarcie niewolniczy, to z całą pewnością feudalny.

zakonnice mm - Zakonnice odchodzą po cichu. Strażniczki patriarchatu i współczesne niewolnice

Zakonnice-oprawczynie, narzucające młodym siostrom ślepe poddaństwo, które w zakonach męskich bywa tak wyśmiewane, to jedne z najżarliwszych strażniczek tego systemu. Czują się w nim silne, ale przecież ich władza tak naprawdę jest pozorna. Całkiem niedawno oglądałam film „Mustang”. Historię pięciu sióstr z małej tureckiej wioski, które zostają zamknięte w areszcie domowym, po tym jak dopuściły się skandalu (skandalem była niewinna, wydawać by się mogło, zabawa w morzu z chłopcami, i po kolei zmuszane do zamążpójścia. Ich największymi oprawcami okazują się nie być wcale mężczyźni, lecz ich babka i ciotki. Ciotki, które co prawda uchronią przed gniewem mężczyzn i ukryją ucieczkę dziewcząt, po czym zgotują im jeszcze gorszy los, niż ten, który czekałby je z męskich rąk. Inna rzeczywistość, inna religia, ten sam mechanizm. Mechanizm wymuszania posłuszeństwa, mechanizm stania na straży systemu. Bardzo podobny do tego, jak zachowują się matki przełożone z reportażu Abramowicz.

To mocna książka, która chyba jako pierwsza w naszym kraju próbuje przełamać tabu, jakim dla kościoła i w pewnym sensie też dla społeczeństwa są byłe zakonnice. Byłe zakonnice, które powinny być dla tego kościoła nie tylko wyrzutem sumienia, ale też powodem do zastanowienia się nad jego stosunkiem do wszystkich kobiet. Zastanowienia, którego niestety raczej nie ma się co spodziewać.

1 thought on “Zakonnice odchodzą po cichu. Strażniczki patriarchatu i współczesne niewolnice

  1. dla mnie to najlepsza książka jaką przesłuchałam na macierzyńskim. do grubej rozkminy dlaczego ludzie w dzisiejszych czasach potrzebują w ogóle zamknąć się w takim świecie bezsensownych reguł. ja znam osobiście jedną ex-zakonnicę, która odeszła po pół roku i to, co mi opowiadała pokrywa się z treścią książki – bezsensowne zasady, zdziecinniałe kobiety, zakaz jakichkolwiek bliższych więzi… straszne, ale i pouczające – do czego prowadzi ślepe posłuszeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top