Tego lata po raz pierwszy od 1988 roku prawie w ogóle nie oglądałam transmisji z letnich Igrzysk Olimpijskich. Nie licząc wyścigu kolarskiego pierwszego dnia, nie widziałam nic. Wszystko przez to, że ponad rok temu pozbyłam się z domu telewizora. Tym samym pewnie nie zostałby w mojej pamięci żaden obraz sportowego zwycięstwa, porażki, bólu czy radości z Rio de Janeiro. Gdyby nie jedno zdjęcie, zobaczone w Guardianie dzień po zakończeniu Igrzysk: obraz ogromnej samotności w chwili, gdy powinno się czuć jedynie radość zwycięstwa.

Na zdjęciu zrobionym przez Antonio Lacerdę, fotografa agencji EPA, Caster Semenya, zwyciężczyni biegu na 800 metrów, wyciąga ręce w kierunku przytulających się po biegu zawodniczek z Wielkiej Brytanii i Kanady. Jak dowiaduję się z opisu pod fotografią, obie biegaczki zignorowały Semenyę, nie wymieniły z nią uścisku, dopisując tym niesportowym zachowaniem smutny epilog do wszystkich okropnych rzeczy, które działy się wokół południowoafrykańskiej zawodniczki przez miesiące poprzedzające olimpijski bieg. Tego dnia Caster Semenya zdobyła olimpijskie złoto, ale w żaden sposób nie zmniejszyło to jej osamotnienia. To właśnie czuję patrząc na twarz Semenyi na tej fotografii. Przeraźliwie smutny obraz samotności w chwili, w której nie powinno być miejsca na smutek, bo przecież właśnie wywalczyłaś olimpijskie złoto. To zdjęcie opowiedziało mi samotność lepiej niż tysiąc najsmutniejszych słów. Ale też wzbudziło gniew.

Antonio LacerdaEPA 1024x614 - Semenya i jeden obraz, który opowiada o samotności lepiej niż tysiąc słów
fot. Antonio Lacerda, EPA, za https://www.theguardian.com/commentisfree/2016/aug/23/caster-semenya-olympic-spirit-iaaf-athletes-women

Caster Semenya stała się ofiarą gigantycznej medialnej nagonki. Na samych Igrzyskach w Rio przyznano jej ochronę w obawie o jej bezpieczeństwo. Wszystko to przez wyższy poziom testosteronu biegaczki, który zdaniem wielu daje jej „niezdrową” przewagę nad „zwykłymi” zawodniczkami. Jej płeć od siedmiu lat, gdy Semenya jako 18-latka zwyciężyła na Mistrzostwach Świata, jest obiektem badań, domysłów i zwyczajnie obrzydliwych komentarzy. Czasem ktoś w internecie nazwie ją „wybrykiem natury” albo „babochłopem”, czasem w może mniej dosadnych, ale równie okropnych słowach wypowie się o niej jakiś komentator sportowy, czasem jakaś rozgoryczona przegraną konkurentka zamiast przyjąć swoją przegraną na klatę, podniesie argument, że Semenya wcale nie jest kobietą, tak jak zrobiła to po biegu w Rio Joanna Jóźwik. Polscy komentatorzy oczywiście zaraz tę Jóźwik pocieszali i przyznawali jej rację, bo ona przecież „nasza, polska”. Nasza polska była też Walasiewiczówna, przedwojenna mistrzyni olimpijska (Los Angeles, 1932). Gdy zginęła w 1980 roku, sekcja zwłok wykazała, że była ona osobą interseksualną, to znaczy posiadała zarówno żeńskie jak i męskie narządy płciowe (ale nie w pełni rozwinięte). O niej żaden polski komentator nie powie, że należy odebrać jej medale. Ale wiadomo od czego zależy punkt widzenia.

Kiedy biegnie Semenya ludzie są tacy mądrzy, ludzie wiedzą czy powinna, czy nie powinna biec, ludzie wiedzą, jaka jest jej płeć i że na pewno jest to zła płeć. Nikt nawet przez chwilę nie pomyśli, jak musi się czuć Caster Semenya. Nikt nie ma dla niej za grosz empatii. Komentatorzy sportowi mówią językiem pogardy, który przecież do niej prędzej czy później dociera. Trafiają do niej wypowiedzi innych zawodników. W całej tej sprawie Semenyi, Semenya nie istnieje jako osoba, a jej wynikająca z natury inność, dzięki której biega najlepiej na świecie, traktowana jest na równi, jeśli nawet nie gorzej, z dopingiem.

Semenya na pewno jest inna, na pewno jest wyjątkowa. Płaci za to ogromną cenę tylko dlatego, że to wyjątkowość związana z płcią. Czy ma przewagę nad innymi zawodniczkami? Oczywiście, że tak. Czy jest w tym coś złego? Usain Bolt też ma przewagę nad innymi zawodnikami. Nikt nie ma mu tego za złe, bo nie da się tak łatwo przyczepić do jego płci.

Według kosmitów z „Rzeźni nr 5” Vonneguta potrzeba osobników aż siedmiu różnych płci, żeby doszło do zapłodnienia. Nam wystarczą do tego tylko dwie, przez co wydaje się nam, że podziały płciowe u człowieka przebiegają dychotomicznie. A przecież mamy tych płci więcej. I nie, wcale nie chodzi o żadne „gender”, to po prostu biologia, która czasami mocno kombinuje z genami, tak po prostu czasem się zdarza. Ale skoro wystarczy kobieta XX i mężczyzna XY, żeby przedłużyć gatunek, wszelkie inne kombinacje odstawiamy na margines. One oficjalnie nie istnieją, ba, nie mają prawa istnieć. Może gdybyśmy, jako społeczeństwo, przestali myśleć zerojedynkowo, jakby nas zakonserwowali w formalinie sto lat temu, osoby trochę inne nie musiałyby się tak bać, nie musiałyby być tak samotne, jak Caster Semenya na tym zdjęciu. A może wystarczyłaby do tego odrobina empatii? Ale o co ja się do cholery proszę? Empatia, serio? Myślenie, serio?

W tym tekście celowo używałam sformułowania „zwykła kobieta” zamiast „prawdziwa”. Słowo „prawdziwa” obrosło w takie głupoty i obrzydliwości, że czasem z mniejszym biustem można już poczuć się fejkiem, bo przecież „prawdziwe kobiety mają krągłości”. Tymczasem, nieprawdziwa kobieta to ewentualnie może być robot. Jeśli o robotach mowa, to pozwolę sobie na jeszcze jedną małą, końcową dygresję. Słuchałam niedawno dość kuriozalnej audycji radiowej, podczas której rozmówcy przekonywali, że już niedługo, wraz z rozwojem techniki, aż 80 procent pracy będzie wykonywana przez roboty. Zamiast przenieść mnie do przyszłości, radio przeniosło mnie do przeszłości, bo takie teorie to trochę utopia trącąca myszką. Bo jeślibyśmy już doczekali się kiedyś tych inteligentnych robotów, to zapędzimy ich do najgorszych prac, których nawet w obawie przed bezrobociem nikt by nie chciał wykonywać. A potem w obawie przed ich buntem urządzimy tym maszynom holocaust. Filmy science-fiction już dawno pozbawiły nas wszelkich złudzeń. A obserwacja ludzkim zachowań dokłada swoje. Bo przecież wystarczy nam mała anomalia, małe odchylenie od normy, byśmy przestali widzieć człowieka w człowieku. Semenya najlepszym przykładem. A co dopiero jakieś tam roboty, które może by i mogły biegać najszybciej na świecie, ale nikt nie mógłby przecież być pewnym ich płci.

3 thoughts on “Semenya i jeden obraz, który opowiada o samotności lepiej niż tysiąc słów

  1. Napiszę jako osoba, która mocno siedzi w sporcie, która się nim interesuje (oczywiście są dyscypliny, w których siedzę mocniej). Nie chodzi o wygląd Semeny, bo to jak kto wygląda, to nie jego sprawa. Tylko problemem jest poziom testosteronu, który robi różnicę w sporcie, ogromną. Kwestia poddania się kuracji zmniejszenia poziomu testosteronu. Co ciekawe, Semenya poddała się jej i przerwała, kiedy federacja lekkoatletyczna coś tam zniosła (tu nie pamiętam szczegółów) i od razu wyniki spadły. W kolarstwie za stosowanie testosteronu są dwa lata dyskwalifikacji. Wyższy poziom testosteronu podnosi siłę i masę oraz wydolność organizmu. Nic dziwnego, że US Postal dowalał sobie niezłe dawki EPO i testosteronu.

  2. głupota i zawiść. Sportem nie interesuję się w ogóle, ale wiadomość o Semenya dotarła nawet do mnie. O ile po kibicach zza ekranu telewizora nie spodziewam się wyrozumiałości, tak uważam że inni zawodnicy powinni zachowywać się przyzwoicie. Umieć przegrywać. Jakie to głupie, że nasza zawodniczka tłumaczy swój brak podium, testosteronem zwyciężczyni. Czy reprezentacja Filipin w koszykówce oskarża zawodników NBA o zbyt wysoki wzrost? To byłoby tak samo sensowne… rodzimy się z pewnymi predyspozycjami – np. można nauczyć się pięknie śpiewać, ale nie wyuczy się unikalnego głosu. Nie zostanie się nową Anią Rubik poniżej 150cm wzrostu. To głupie przepraszać za to czym obdarowała nas natura. Jakby ktokolwiek miał wpływ na to, z jakimi genami się rodzi.

    Mam wrażenie że co niektórzy z chęcią wsadziliby Semenya do powozu z cyrkowymi dziwolągami. To strasznie obrzydliwe jak traktujemy innych ludzi.

  3. Z tematem igrzysk zupełnie mi nie po drodze – ostatnie, co oglądałam, to Korzeniowski idący po złoto w w Atenach. Tym wpisem przekonałaś mnie, że dobrze, że nie jestem na bieżąco. Ten świat jest bardzo smutny i smutne wywołuje refleksje. O płci i nie tylko. Bo właściwie co jest wart sukces, ten olimpijski złoty medal, wywalczony w pocie czoła, kiedy cieszysz się nim w samotności? Jejku. Strasznie, strasznie przykre.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top