życie

Człowieku, pilnuj psa

Czasami wspominamy sobie dzikie lata 90., czasy gdy psy, te całkiem pańskie, biegały luzem. Nikt się nie dziwił, nikt nie pytał, wypuszczali ludzie te swoje psy w miasto. Takie to były dzikie lata. Wspominamy z nostalgią, chociaż nie widzimy w tym już nic dobrego. Niejeden wolny pies bowiem z takiej dzikiej dozwolonej wyprawy nie wrócił. Nostalgia bierze się stąd, że dziś przecież nikt już psów tak luzem w miasto nie posyła. Chyba że jesteśmy na wrocławskim śródmieściu.

życie

Życie prywatne

Zastanawiam się czasami nad biernością społeczeństwa. Nad tym, dlaczego nawet gdy łamane są prawa człowieka, ludzie siedzą cicho. Chwilę się zastanawiam, ale przecież doskonale rozumiem. Ludzie chcą żyć swoim małym prywatnym życiem. Ono przecież liczy się najbardziej. To, że wstajesz patrząc na plecy ukochanej osoby. To, jak dzwonisz do swojej rodziny i pytasz, co słychać. To, jak głaszczesz swojego kota i słuchasz wrzasków dzieci z sąsiedztwa bawiących się za twoim oknem. Najczęściej nie jesteś w stanie wyrwać się z bańki swojej prywatności nawet wtedy, gdy ktoś chce ją przebić. Czasem w przebitej bańce wciąż próbujesz żyć tak jak dawniej. Czasem udajesz, że wcale nie pękła.

życie

Czy warto (było) studiować prawo?

Mam na sobie garsonkę z matury, założę ją ostatni raz w życiu, po czym skażę na przesiąkanie zapachami kolejnym szaf. Buty z Ryłko, kupione rok wcześniej z okazji nagłego przypływu gotówki, służą mi do dziś jako dyżurne szpilki do wracania piechotą z imprezy świątecznej. Trochę się denerwuję pod salą, ale ostatecznie obrona to bułka z masłem przy tych minionych dziesięciu semestrach. Nie mogę już sobie przypomnieć nazwiska mojego promotora. Miał wtedy jakieś 82 lata, pewnie już nie żyje. Jest 12 czerwca 2006 roku. Kończę prawo. Nigdy nie przepracuję w tym zawodzie nawet godziny.

rzecz miesiąca, życie

Z kim najlepiej założyć rodzinę?

O kim myślisz, gdy myślisz o swojej rodzinie? Przodkach, potomkach i krewnych w różnych konfiguracjach, wiadomo. Ale czasem myślisz też pewnie, że masz takich ludzi, którzy są dla ciebie jak rodzina, chociaż jedyne łączące was więzy krwi sprowadzają się do tego, że też jest czerwona. Znajdowanie sobie przyjaciół i grup ludzkich, z którymi czujemy się jak w rodzinie z całym bagażem tego zjawiska, to jest jedno z najpoważniejszych zadań życiowych. Nie sądzisz? W przeciwieństwie do rodziny biologicznej, taka wybrana osobiście ma tę przewagę, że nie jest się na nią skazanym. Chociaż czasem trochę się jest. W końcu w grę wchodzi uczucie.

rzecz miesiąca, życie

Nieświęta rodzina

Kiedyś powiedziałam mojemu mężowi, że w sumie to cieszę się, że jego rodzina jest taka nienormalna (patchworkowo-potworkowa), bo przynajmniej nie muszę się wstydzić za swoją. Czułabym się nieswojo wchodząc do jakiejś normalnej rodziny. Obraził się. Ale potem mu przeszło. Zaczęliśmy patrzeć na naszych znajomych i zastanawiać się, czy coś takiego jak normalna rodzina w ogóle istnieje. I właściwie, czym jest ta norma, bo może nie ma czegoś takiego jak normalna rodzina. Są tylko oczekiwania co do niej zbudowane na gruncie ckliwych telenowel.

życie

Aktywizm. Po co to komu?

Wystarczyło kilka dni i wielkie wkurzenie, żebym z osoby unikającej wszelkich demonstracji, gdyż nie lubi tłumów, zamieniła się w kogoś, kto takie manifestacje współorganizuje. O tym, jak nieoczekiwanie obudził się we mnie aktywizm i o tym, że internet to niekoniecznie najlepsze miejsce do przekonywania do swoich racji.

feminizm, rzecz miesiąca, życie

Mansplaining, adultsplaining, czyli jak nas uciszają

Z pojęciem „mansplaining” po raz pierwszy zetknęłam się kilka miesięcy temu i było to zetknięcie z gatunku: tak właśnie jest, tak dobrze to znam, tak bardzo brakowało mi słowa na to zjawisko. Polskiego słowa, co prawda, w dalszym ciągu nie mam, ale to nie jest żaden problem. Ważne, że w końcu ktoś nazwał i opisał to zjawisko. I niech już nikt nie mówi, że coś sobie ubzdurałyśmy. Sama chętnie wydzieliłabym jeszcze jedno, bardzo podobne zjawisko. Nazwijmy je „adultsplaining”, żeby pozostać w podobnej konwencji. W dużym stopniu jest to zresztą podzbiór „mansplainingu”.

rzecz miesiąca, życie

Chodząca porażka

Kiedy jesteśmy mali, wbija się nam do głowy, że liczy się udział, nie zwycięstwo. Ale już wtedy wcale w to nie wierzymy. Medale za ukończenie biegu nigdy nie smakują tak dobrze, jak puchary za podium. W końcu dostają je wszyscy, za każdy bieg, i w ostatecznym rozrachunku powiększają one tylko bilans złomu w pudełku po butach. Tak naprawdę jesteśmy społecznie zaprogramowani na sukcesy i porażki, a nie spokojne dreptanie do mety, bo życie to nie jest bieganie w kółko po bieżni, tylko cholerny bieg na orientację. Z przeszkodami i pod górę. I chociaż logiczniej byłoby się cieszyć z tego, że się nie zgubiło drogi, wolimy się zadręczać przegraną na lotnej premii.

Back To Top