Trafiłam na niego zupełnie przypadkiem, dwa dni przed sylwestrem, zaciągnięta przez przyjaciółkę, zupełnie nie mając pojęcia czego się spodziewać, bo przed seansem nie przeczytałam nawet opisu dystrybutora. Wyszłam z kina pewna, że to najlepsza rzecz, jaką zobaczyłam w ostatnim roku. To jakiś skandal, że nie obejrzałam go wcześniej. Jeśli miałabym wskazać wam jeden film z 2019 roku, który należy nadrobić, to jest to zdecydowanie “Portret kobiety w ogniu”.

Reżyserka, Celine Sciamma, pytana jest w wywiadach, dlaczego obsada “Portretu kobiety w ogniu” jest praktycznie w stu procentach kobieca (mężczyźni pojawiają się tu tylko w rolach epizodycznych). Cóż, nikt nie pyta reżyserów, dlaczego zdarza im się zatrudniać samych mężczyzn. Przyjmuje się za oczywiste, że niektóre filmy po prostu nie wymagają kobiet (albo tak się wydaje, bo skoro ich nie ma, to przyjmujemy za dobrą monetę, że ich nie potrzebują). Wyłącznie kobieca obsada wciąż dziwi na tyle, że tego faktu nie da się nie zauważyć.

Tak, grają tu same kobiety. Naprawdę tej opowieści nie trzeba mężczyzn. I chociaż w XXI wieku opowiadanie z kobiecej perspektywy nie wydaje się czymś szczególnie nowatorskim, sposób w jaki “Portret kobiety w ogniu” ogrywa mity i kulturalne tropy wygląda bardzo świeżo. Dziś napiszę Wam, co najbardziej mnie w nim ujęło.

From Behind Portrait of a Lady on Fire Celine Sciamma 1 1024x576 - Portret kobiety w ogniu. Rzeczy, które robimy w tajemnicy

To opowieść o tajemnicy, ale nie takiej, jak myślisz

XVIII wiek. Malarka Marianna zostaje wynajęta przez mieszkającą na oddalonej od świata wyspie arystokratkę aby stworzyła portret jej córki. Nie jest to pierwszy lepszy portret. Matka zamierza wydać Heloizę za pewnego bogatego człowieka z Mediolanu. Zanim jednak Heloiza pojedzie poznać swojego męża, on ma zobaczyć jej portret. Szkopuł w  tym, że dziewczyna nie chce pozować. Marianna będzie więc malować ją w tajemnicy, obserwując swoją modelkę na wspólnych spacerach, udając, że tylko dotrzymuje jej towarzystwa. Wkrótce młode kobiety zakochują się w sobie.

Marianna może uważać się za szczęściarę. Jej nikt nie zmusi do zaaranżowanego małżeństwa. Ma fach w ręku i wkrótce przejmie interes po ojcu. W XVIII-wiecznej Europie rozwija się moda na portrety, więc nie brakuje jej zleceń. Ale nie funkcjonuje na rynku sztuki na równych prawach z mężczyznami. Są obrazy, które zawsze będzie podpisywała nazwiskiem ojca. Kobietom bowiem nie pozwala się studiować męskiej anatomii, nie mogą portretować męskich modeli. Ale Marianna i tak ich maluje. W tajemnicy. 

Jeśli miałabym w jednym słowie powiedzieć o czym jest “Portret kobiety w ogniu”, powiedziałabym, że jest właśnie o tajemnicy. Ale nie ma ona nic wspólnego z patriarchalnym mitem o tym, że kobieta to tajemnica. Wręcz przeciwnie. To tajemnica, na którą przez wieki kobiety były przez patriarchat skazywane. I z niej rodziły się między nimi wspólnoty.

Ta tajemnica wydaje się wspólnym doświadczeniem nie tylko całych pokoleń kobiet, ale też kobiecego mikrokosmosu tego filmu. Większość rzeczy, które robią bohaterki, ich prawdziwe uczucia, jest ukryta przed światem. Inaczej być nie może. Nasza historia nie jest historią oficjalną. To historia prywatna i reżyserka rozgrywa ją tu w bardzo kameralny, do bólu intymny sposób. Ta intymna opowieść gra jednak fantastycznie również jako uniwersalna opowieść o losie kobiet. 

Portrait of a Lady on Fire 1024x576 - Portret kobiety w ogniu. Rzeczy, które robimy w tajemnicy

To też opowieść o kobiecie i sztuce i kobiecie w tej sztuce 

Kobieca perspektywa, a może jeszcze bardziej perspektywa kobiety w związku z kobietą, pozwala spojrzeć na tę sztukę w sposób odmienny od tego, w jaki zwykle się o niej opowiada. Przez wieki miejscem zarezerwowanym dla kobiety w sztuce była rola muzy, tylko nieliczne mogły zostać twórczyniami. Tutaj muza wciąż istnieje, ale zostaje zupełnie odarta ze swojego przyrodzonego elementu bierności. W jednej, pięknej scenie malowania portretu.

  • Ty na mnie patrzysz, kiedy mnie malujesz.
  • Ja też na ciebie patrzę.

W tym momencie malarka i muza są sobie równe. Żadna nie jest bierna i zależna. Okazuje się, że muza może być traktowana jak człowiek, a nie byt astralny, z którym można robić wszystko.

Jest taki esej Rebeki Solnit, o którym pomyślałam oglądając tę scenę. Pisze ona w nim, że konserwatywni mężczyźni dlatego boją się legalizacji małżeństw jednopłciowych, bo w związkach tych jakby z definicji nie ma strony równiejszej. Oznaczałoby to, że w związkach różnopłciowych też powinna panować równość. Dla niektórych to nie do pojęcia. 

To również opowieść o kobiecym doświadczeniu, którego sztuka nie portretuje

Marianna nie może oficjalnie malować nagich mężczyzn, nad czym boleje, bo odpada jej mnóstwo tematów. Ma to dość oczywiste przełożenie: finansowe. Ale są przecież tematy, których namalowania nie podejmie się żaden mężczyzna. 

Po tym, jak Marianna i Heloiza towarzyszą młodej służącej Sofii w aborcji, a później czuwają przy niej po zabiegu, Heloiza wpada na pomysł: będziemy malować. Pozuje scenę, której tego dnia były świadkami, Marianna ma ją namalować. I ta scena w oczywisty sposób odwołuje się do bolączek Marianny. Są sfery życia w tajemnicy, które domagają się opowiedzenia. Niemniej ciekawe i o ile prawdziwsze od przedstawień antycznych herosów. Ale nie nadają się one do pokazywania. To kolejna rzecz, którą można robić tylko w tajemnicy, tylko dla siebie. Bo jest XVIII wiek. 

Ale czy aż tak wiele się zmieniło? Wciąż męskie doświadczenie uchodzi za ciekawsze, wystarczy popatrzeć na selekcję tematów filmów w wyścigu oscarowym. Każdego roku. W tym “Portretu” akurat nie ma. Francuzi zgłosili inny film.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top