Od czasu do czasu trafiam na ciałopozytywne wpisy i zdjęcia, które wprost lub między wierszami komunikują mi: tak wygląda ciało po porodzie. Są tam rozstępy, rozciągnięta skóra, dodatkowe kilogramy. Od czasu do czasu trafiam na wpisy i zdjęcia, które komunikują to samo. Są tam ciała, które wróciły do formy. Oba komunikaty są prawdziwe. W konkretnych przypadkach. Oba wywołują skrajne reakcje. Oba wywołują hejt. W obu przypadkach, ktoś czuje się niekomfortowo.

Chciałabym napisać, że obu dostaje się po równo, ale czytam te wszystkie komentarze i szczerze mówiąc, wątpię, czy tak jest.

Chyba ty

No więc bronimy osób, którym dostaje się za pokazywanie w internecie pięknie wyrzeźbionych brzuchów zaledwie miesiąc po porodzie, przed tymi wszystkimi hejterami, którzy każą im się ubrać i nie psuć wizji, że ciało po dziecku to obraz nędzy i rozpaczy. Ja też współczułam Ani Lewandowskiej tego najazdu hejterów (chociaż moje mięśnie kegla to powinny pozwać wszystkie fit-trenerki, które ukrywają fakt, że ćwiczenie brzuszków dwa miesiące po urodzeniu dziecka to niekoniecznie dobry pomysł). 

Bronimy ich, bo przecież to nieprawda, że ciało po porodzie nie może tak dobrze wyglądać. I pewnie, to może być kwestia przywileju i szczęścia, ale to jeszcze nie powód, by zabraniać się pokazywać. Przecież to też odczarowanie ciemnej strony macierzyństwa, prawda?

Co się dzieje, kiedy ktoś opublikuje poporodowe zdjęcie, na którym wygląda… no cóż, jak po porodzie. Gdy kilogramy nie całkiem zeszły, rozstępy się nie wchłonęły, skóra się nie ściągnęła? Czy dominującą reakcją jest zrozumienie, wsparcie, propsy za odwagę? No nie.

Natknęłam się na niejeden taki wpis. Wy pewnie też. Zawsze czytam komentarze. Napisać „tak wygląda ciało po ciąży” pod zdjęciem, na którym to ciało nie jest idealne, to jak otworzyć puszkę Pandory. “No chyba twoje?”

To nie są zawody

Pokazanie nieidealnego ciała okazuje się być zaproszeniem do zawodów, która w ciąży przytyła mniej, która schudła szybciej, która sama z siebie, która zaiwaniając na siłowni. Czy naprawdę potrzebujemy tych wyścigów? Serio?

Potrzebujemy normalizacji faktu, że ciało po porodzie się zmienia i może, ale wcale nie musi wrócić do stanu sprzed.  

Mogłybyśmy dyskutować o tym, czy świadomość, jak może zmienić się nasze ciało, musi wywoływać taki strach. A wywołuje, sama też się bałam. Mogłybyśmy dyskutować o tym, jak naprawdę się wspierać i przełamywać tabu poporodowego ciała. A dyskutujemy o tym, czy mamy prawo wyglądać tak, czy siak. 

Zawody w to, kto wygrał w loterii natury to nie jest żadne wsparcie, to nie jest żadne przełamywanie tabu. To jest tylko głośne szczekanie, które w kontekście zdjęć nieidealnych ciał, brzmi dość paskudnie. Brzmi jak: “Ja mogłam, a ty nie!”

Mam wrażenie, że nie ma tu złej woli. Jest za to emocjonalna reakcja obronna. Piszesz, że tak wygląda ciało po porodzie. Moje tak nie wygląda, powiem o tym całemu światu, niech sobie nie myśli. Jakbyśmy podświadomie walczyły z cieniem podejrzenia, że my też mogłybyśmy przegrać na tej loterii. Jakbyśmy walczyły z własnym strachem. Jakby nas te nieidealne ciała obrażały. 

Tylko naprawdę, ktoś tu wygrywa lub przegrywa? To przecież nie jest mecz o wszystko

Tak, też nie lubię generalizowania. Nikt z nas tego nie lubi, chociaż większość doskonale potrafi w nie grać. Podpis “tak wygląda ciało po porodzie” razi po oczach. Czy to pod zdjęciem sześciopaka Lewandowskiej, czy pod tym zwisającym brzuchem mamy bliźniaków po cesarce. Może powinnyśmy unikać takich generalizujących podpisów? Ale nie w tym rzecz.

Tak naprawdę rozchodzi się nie o to, co mówimy, a jak i kiedy mówimy

W dyskusji o tym, jak mówić i jak je pokazywać, by normalizować, wpierać i nie ranić, wiele jeszcze przed nami. Nie do końca wiemy na przykład, co zrobić z tymi pociążowymi sześciopakami. Bo z jednej strony wpędzają w kompleksy jak modelki Victoria’s Secret. Z drugiej, to prawdziwe doświadczenia, prawdziwe ciała i prawdziwi ludzie.

Mówimy tak, jakby nas bolało, że ktoś może wyglądać inaczej. Jeśli wygrałyśmy na tej cholernej loterii natury, zdarza nam się mówić z wyższością. Ta wyższość aż wylewa się z niektórych komentarzy i to jest to, co naprawdę mnie boli. Wcale nie chodzi o to, by nagle zamilknąć i nie przyznawać się, że kilogramy po ciąży zeszły w trzy tygodnie. Fajnie, że zeszły. Fajnie, że i tak się da. Niefajnie mówić tak, jakby to musiał być standard. Bo nie jest.

Tak wygląda ciało po porodzie. I tak. I tak. I tak. 

One po prostu wyglądają różnie. My wyglądamy różnie. Tabu pociążowego ciała jest tak silne, że zupełnie nie wiemy jak o nim rozmawiać i często, próbując się wspierać i pocieszać, brniemy w ton, w którym nie ma pocieszenia ani wsparcia, jest za to wpędzanie w niepotrzebne kompleksy.

No więc kiedy możesz napisać, że ze szpitala wyszłaś w ciuchach sprzed ciąży? Kiedy atakują kolejną instagramerkę za niby nierealne wymiary po ciąży – tak, to dobry moment (ale też dobrze zrobić to w delikatny sposób, nie czyniąc wyrzutów osobom, które nie zmieściły się w te przedciążowe spodnie). Gdy ktoś dzieli się zdjęciem, na którym brzuch po ciąży daleki jest od ideału – po prostu daruj sobie. Po prostu sobie daruj. Wydaje mi się, że to dość prosty przepis na empatię. Musimy wypracować sobie naprawdę sporo takich przepisów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top