To jest taka refleksja na czym ten świat stoi. Niby nic odkrywczego, a jednak. Całe życie na facepalmie. I może byłoby śmiesznie, gdyby nie było wcale.

Wiemy, co się stało, ale przypomnijmy sobie w telegraficznym skrócie. W ostatnią środę w Sejmie głosowano nad skierowaniem bądź nie skierowaniem do dalszych prac dwóch obywatelskich projektów dotyczących prawa aborcyjnego: liberalizującego – Ratujmy Kobiety i drastycznie zaostrzającego – Zatrzymać Aborcję. No i stało się to, czego można się było spodziewać, czyli to samo, co we wrześniu 2016 roku, czyli przed Czarnym Protestem i Strajkiem Kobiet. Projekt liberalizujący trafił do kosza, projekt zaostrzający do komisji sejmowej. Déjà vu, Dzień Świstaka, nazwijcie to jak lubicie. Tym razem jednak za odrzucenie Ratujmy Kobiety nie można obwiniać tylko PiS. Okazuje się, że za skierowaniem tego projektu do dalszych prac głosował nawet Jarosław Kaczyński (bo w końcu obiecał, że nie będzie uwalać w pierwszym czytaniu żadnych projektów obywatelskich). RK przepadł bo zabrakło 9 głosów. Głosów liberalnej opozycji. Głosów ludzi, których nie było. Albo się wstrzymali. Albo głosowali “zgodnie z własnym sumieniem”, ale już się nie znęcajmy. Tych samych, którzy i które robili sobie selfiaki na protestach. Przynajmniej niektórzy robili. Inni wspierali słownie. Ale rozumiecie o co chodzi.

Co dalej? Ano jest słuszny wkurw, bo tak mało zabrakło. Więc politycy muszą się tłumaczyć, bo pytają nie tylko dziennikarze. Kobiety ze Strajku, ludzie którzy zbierali te cholerne podpisy pod projektem, obywatele po prostu, piszą do tych polityków .N i PO i zadają pytanie: dlaczego? A politycy tłumaczą się tak głupio, że aż boli.

Znacie to heheszkowanie z ludzi, którzy wyjaśniają dlaczego nie chodzą na wybory? Ten społeczny i medialny pojazd po niegłosujących, którzy nie głosują, bo myślą, że ich głos i tak się nie liczy, niczego nie zmienia, nie ma na nic wpływu? Hehe, głupi, każdy głos się liczy, to przez Was mamy taki rząd, o wy! Powiem Wam, że ja głosuję, a i tak mam wątpliwości, czy to cokolwiek znaczy. Ale przejdźmy do meritum i teraz wyobraźcie sobie posłankę. Lekarkę, kandydatkę na prezydentkę Wrocławia. Profesor Alicja Chybicka nie brała udziału w głosowaniu, bo… uwaga! myślała, że jej głos nic nie znaczy. To teraz policzmy sobie. 1/460 (bo tylu jest posłów) czy 1/30 milionów (bo tyle mniej więcej jest w Polsce osób uprawnionych do głosowania w wyborach powszechnych). Który głos tak z czysto matematycznego punktu widzenia liczy się bardziej.

Mamy więc klasyczne samozaoranie. Pytanie, czy Chybicka wierzy w to, co mówi? Mam wątpliwość, chociaż nie wiem już co gorsze. A dalej nie jest lepiej. Jeden z posłów .N w liście do obywatelki wyjaśnia, że (uwaga!) myślał, że będzie się zajmował w Sejmie sprawami gospodarczymi. Innych nawet nie chce mi się cytować. Nie będę pisać, że się na nich zawiodłam, bo najpierw musiałabym im ufać. Przejdę więc do podsumowania. Wniosek z tego wszystkiego jest taki, że posłowie czują się uprawnieni do głupich tłumaczeń. To w zasadzie żadna nowość. Czują, że mogą nie brać odpowiedzialności za swoje czyny i słowa, bo wyborca i tak zapomni. Bo przecież wyborcy zapominają. I są głupi. I w sumie to nawet nie głosują. Jasne, że tak. Ale nie są aż tak głupi. Nie wszyscy, a ta cholerna urna to nie wszystko.

W demokracji ważne jest mówienie “sprawdzam”. I to nie raz na cztery czy pięć lat przy urnie. To bez sensu, żeby politycy mogli tyle czasu spać spokojnie i czekać aż osądzi ich bóg i historia (bo wybory to trochę jak ta parka). W ten sposób niestety wciąż wielu ludzi postrzega demokrację: wygrali większością, więc mogą teraz urządzać nam życie po swojemu, a jedyne co możemy z tym zrobić, to zmobilizować się na kolejne wybory i liczyć, że następnym razem wybierzemy lepiej. Tutaj usłyszcie moje głośne ojknięcie i zwizualizujcie facepalm (brak mi już rąk do robienia facepalmu, gdy piszę ten tekst). No nie. To zupełnie nie tak.

Mówmy sprawdzam, ile wlezie. Wysyłajmy im listy, maile, wiadomości na fejsie, przychodźmy pod biura poselskie, protestujmy, bądźmy nieposłusznymi obywatelami, kiedy należy. Bo potem będą się nas pytać dzieci, co robiliście w 2016, 2017, 2018 i co powiemy? Że po cichu czekaliśmy na wybory i tylko śmialiśmy się z głupot gadanych przez posłów? Te czasy minęły. Chyba. Mam nadzieję.

1 thought on “Komu wolno tłumaczyć się głupio

  1. Przedwczoraj, pod sejmem, dziennikarz się mnie pytał o to czemu jestem na proteście i co sądzę o zachowaniu opozycji i jak przy pierwszym pytaniu odpowiedź po prostu wypłynęła mi z ust, tak przy drugim słów mi brakowało, bo wszystko mi opada jak myślę o ich kompromitacji. Nie powiem że mi wstyd, bo to nie ja dałam ciała. Wiedziałam że nasza sejmowa opozycja to nie opozycja przez duże O,no ale… słów brak, bo to takie głupie tak się tłumaczyć i zachować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top