Jestem uprzywilejowana pod wieloma względami. Jestem biała, nie muszę martwić się, że nie starczy mi do pierwszego, żyję w związku hetero, moje ciało mieści się w kanonie. Posiadanie przywileju nie oznacza, że nigdy nie spotka cię żadna przykrość ze względu na to kim jesteś i że zawsze będziesz mieć łatwiej. Uznanie swojego przywileju nie jest przyznaniem się do winy. To, że ktoś mówi o przywileju danej grupy, nie oznacza automatycznie, że atakuje tę grupę.

Mówimy o przywileju w kontekście systemowej dyskryminacji, tudzież społecznego przypisywania cechom jednej grupy wyższej wartości niż innym. Przywilej w tym kontekście to ni mniej ni więcej jak odwrotność bycia obiektem dyskryminacji. Lustrzane odbicie. To, jak pisze Renni Eddo-Lodge, wolność od myślenia o pewnych rzeczach, o których inne osoby muszą myśleć niemal bezustannie.

Przykład, który pewnie wszystkie zrozumiemy:

Mężczyźni nie muszą myśleć o tym, że wracając w nocy do domu mogą stać się ofiarami napaści seksualnej.

To nie oznacza, że mężczyźni nie padają ofiarami gwałtów.

Co jeszcze?

Żyjąc na przykład w Polsce w heteroseksualnym związku, nie musisz myśleć o tym, jaką reakcję na ulicy wywoła to, że się pocałujecie. Albo, że nigdy nie będziesz mogła zalegalizować związku ze swoją dziewczyną.

Będąc osobą białą na przykład w Stanach Zjednoczonych, nie musisz myśleć o tym, czy policja zatrzymując cię za przekroczenie prędkości, nagle nie postanowi cię zabić. Albo, że twoje podanie o pracę zostanie odrzucone tylko dlatego, że masz na imię Jamal.

Będąc osobą szczupłą, w kanonie, nie musisz myśleć o tym, że lekarz zamiast cię diagnozować, zacznie od sugestii, że musisz schudnąć. Albo o tym, czy zmieścisz się na siedzenie w samolocie, bo świat jest projektowany pod chudych (i w zdecydowanej większości pod mężczyzn).

To nie oznacza, że nigdy nie spotyka cię nic złego z powodu tego, kim jesteś. Posiadanie przywileju w jednym obszarze nie wyklucza też tego, że możesz być osobą dyskryminowaną w podobny sposób z innego powodu. Mężczyźni też są ofiarami przemocy. Jak jesteś białą biedną dziewczyną w Stanach, ktoś może nazwać cię White Trash. A jak jesteś chuda, często słyszysz, że dobrze zrobiłoby ci, gdybyś przytyła pięć kilo bo widać ci kości – byłam w tym miejscu w swoim życiu, gdy miałam dwadzieścia parę lat, nasłuchałam się o tym, że jestem anorektyczką i to nie było przyjemne, to było chamskie. Ale to nie jest systemowe. No i większość osób jednak zazdrościła mi tego ciała, sama go sobie dzisiaj zazdroszczę, bo w końcu przytyłam te pięć kilo, a nawet drugie pięć. Nikt nie zazdrości ciał grubym osobom.

Tu tkwi różnica. 

Uznanie swojego przywileju nie przekreśla w żaden sposób twoich doświadczeń, nie ujmuje tego, że posiadając przywilej możesz spotykać się z nieprzyjemnościami. Czasami nawet uprzedzeniami wobec twojego przywileju. Ale to są jednostkowe przypadki, nawet jeśli jednostek, od których możesz doznać przykrości, spotykasz w życiu całkiem sporo.

Dyskryminacja systemowa oznacza, że dana grupa spotyka się z gorszym traktowaniem, ponieważ jej cechy (np. rasa, orientacja seksualna, płeć, waga, pochodzenie społeczne) uznawane są za gorsze na poziomie państwowym (tak jak to się dzieje teraz w Polsce ze społecznością LGBT+), społecznym (czasami oficjalnie nie ma żadnej dyskryminacji, ale gorsze myślenie o danej grupie jest historycznie mocno zakorzenione) lub obu.

Gorsze traktowanie może przejawiać się w prawie, praktyce jego stosowania. działalności i podejściu instytucji, urzędów, lekarzy, pracodawców. Ale też w nieufności sąsiadów, żartach na temat stereotypów dotyczących grupy, na które to żarty istnieje większe lub mniejsze społeczne przyzwolenie. I innych rzeczach, u których podstaw leżą głęboko zakorzenione w społeczeństwie uprzedzenia.

To nie jest tak, że np. w USA rasistą jest tylko niemiły pan z KKK, a miła biała dziewczyna z Nowego Jorku zupełnie nią nie jest. Rasizm w USA, nawet jeśli większość białych jednostek nie jest rasistami (tego nie wiem), jest systemowy. Objawia się np. w tym, że czarny jest automatycznie bardziej podejrzany dla policji i policja ma mniejsze opory, by zastosować wobec niego ostateczne środki. A to tylko wierzchołek góry lodowej, u której podstaw stoją setki lat niewolnictwa i segregacji. Te z kolei musiały być jakoś racjonalizowane, by uspokoić dysonans poznawczy. Stąd brały się teorie o biologicznej niższości rasy, które dziś brzmią jak pieśń dawnych, przerażających czasów, ale gdy sobie pomyślimy o tym, jak ktoś od niechcenia stwierdza, że czarni popełniają więcej przestępstw, bo tak, i ani myśli dodać (bo pewnie o tym nie wie), że wpływ na wysoką liczbę czarnoskórych osadzonych (40 procent więźniów, a to tylko 16 procent społeczeństwa) ma systemowy rasizm, który sprawia np. że sądy skazują ich na kary więzienia za czyny, za które biali tam nie idą, to ta pieśń nie brzmi nam już tak daleko.

Mechanizmy

Nic nie pozwoliło mi tak dobrze zrozumieć o co chodzi w przywilejach, jakie by one nie były, jak właśnie lektury dotyczące rasizmu. To przykład, z którego możemy sobie bardzo dobrze wyłuskać mechanizmy dyskryminacji i przywileju. One zawsze są podobne, bez względu na to, których grup dotyczą. 

I zawsze podobnie wygląda pierwsza (a pewnie i druga i trzecia) reakcja na zetknięcie się z myślą, że posiadamy jakiś przywilej. Renni Eddo-Lodge, do której ciągle się tutaj odwołuję, ale ona naprawdę świetnie opisała te mechanizmy, wspomina w “Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry” o rozmowie, którą odbyła z pewną młodą, francuską feministką. Francuzka nie była w stanie zrozumieć problemu Brytyjki z tym, że jako czarna kobieta ma gorzej od białych (jest dyskryminowana podwójnie, tu wchodzi intersekcjonalizm, ale nie będę wdawać się przy okazji tego tekstu szczegółowo w ten termin). Dla niej kwestia dyskryminacji kobiet była kluczowa. Nie rozumiała kontekstu Lodge i bardzo zjeżyła się na słowa o swoim przywileju. Czy może być uprzywilejowana, będąc kobietą?

I przyznam, że gdy czytałam tę książkę prawie dwa lata temu, miałam trochę zrozumienia dla Francuzki. Moje doświadczenia bardziej przypominały jej życie, niż życie Renni. Pierwszy odruch na myśl o własnym przywileju to bunt i niezrozumienie. I to jest całkiem naturalne. Bo przecież też nie mamy w życiu łatwo. No i żyjąc w silnie zindywidualizowanym systemie społecznym, bardzo trudno zrozumieć nam kwestie nierówności społecznych, w ogóle kwestie tego, że coś może być systemowe, nie jednostkowe. Przekładamy wszystko na nasze doświadczenia, które nie są nieważne, ale zdarza się, że próbując wydobyć je na pierwszy plan, spychamy doświadczenia składające się w sumę systemowej dyskryminacji, na drugi plan. To jest taki całkiem naturalny mechanizm obronny, nie pozbawiony być może podskórnego poczucia winy, który niechcący wzmacnia te nierówności.

Wystawiamy kolce

Jeśli pozostaniemy przy tym pierwszym odruchu, nie próbując szukać głębiej, zrozumieć, przyznać się do niej i pokonać swoją ignorancję, edukować się, to skończymy jak te płatki śniegu, które zawsze pojawiają się w dyskusjach o dyskryminacji kobiet, krzyczące, że mężczyzn też się dyskryminuje, żony ich biją, no i popełniają więcej samobójstw. Płatków śniegu zwykle ci bici i popełniający samobójstwa mężczyźni w ogóle nie obchodzą. Wyskakują z nimi tylko po to, by rozmydlić dyskusję, unieważnić ją. Jak ci ludzie, którzy mówią “a co z chorymi dziećmi?”, gdy śmiesz wpłacić datek na cierpiące zwierzęta. To się nazywa whataboutyzm i nie służy żadnej sprawie, nawet jeśli intencje są dobre.

To podsumujmy:

Jeśli jakaś grupa mniejszościowa (rzadko nie jest to mniejszość, jak np. w przypadku kobiet) jest systemowo dyskryminowana, musi istnieć też inna grupa, która nie podlega tej dyskryminacji. Jest wolna od myślenia o rzeczach, o których stale myśli ta pierwsza grupa ze względu na fakt bycia uważaną za gorszą. Czyli ma przywilej wolności od dyskryminacji. Nie oznacza to automatycznie, że ta druga grupa jest wolna od nieprzyjemności i chamskich komentarzy ze względu na swoje cechy. Tylko tyle i aż tyle. Istnieje ogromne niezrozumienie tego, czym jest przywilej. I to jest zrozumiałe, bo nie jesteśmy przyzwyczajone i przyzwyczajeni myśleć o sobie w ten sposób. Ale to tylko fakt, nie zarzut. Fakt, z którego możemy ukręcić coś konstruktywnego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top