Kiedy myślisz, że walka klas to przeżytek, to miliarderka i Tata Maty przypomną ci, że im ta walka wcale się nie znudziła. Czyli o tym, po co znowu ściemniają, że pracują 16-godzin dziennie.
Niewiele jest rzeczy, które bawią mnie tak, jak ludzie stwierdzający mimochodem w internecie, że walka klas skończyła się dawno temu. Och, słodkie letnie dzieci! W naszym obfitym świecie zachodu może się niektórym wydawać, że tak właśnie jest (tak, Polska też). Zgadzamy się przecież, że ludzie są sobie równi, a pracujący najemnie wydają się zadowoleni, bo przecież nie podnoszą żądań. No, nie licząc strajków nauczycieli. Coś w tym jest, w tym zadowoleniu, w tym uśpieniu, w tym zapomnieniu, ale bynajmniej nie ma to nic wspólnego z końcem społeczeństwa klasowego i konfliktów wewnątrz niego.
Kapitalizm w XXI wieku w Polsce trochę pobrzmiewa pańszczyzną. Panowie wiedzą, że walka klas istnieje i regularnie nam o tym przypominają, nawet jeśli w ich interesie leży, byśmy nie pamiętali. I tu właśnie wchodzą Grażyna Kulczyk i Tata Maty (cali na biało?). W tym tygodniu mówią nam, że pracujemy za mało i jesteśmy roszczeniowi. Już tak mówili nie raz, ale kolejny oburzony artykuł nie zaszkodzi. Nie zaszkodzi przypomnieć. Ustawić pracujących w szeregu. Wypomnieć, że starają się za mało i może jakby starali się bardziej, to by mogli aspirować do “rasy” panów, ale są leniwi, więc nie. Te artykuły to takie współczesne satyry na leniwych chłopów. Podrasowane. Pan miał nad chłopami bata i nie udawał, że motywacją do pracy ma być coś innego. Pseudomotywacyjny bełkot jęczących przedsiębiorców i ich ideologów z Twittera to grubsza ściema, bo w społeczeństwie, w którym teoretycznie istnieje awans, nie wypada mówić otwarcie, że mamy pracować więcej, żeby ktoś mógł czerpać więcej zysków z naszej pracy. Trzeba czegoś więcej. Przy czym bat miał wymiar realny, na peany do 16-godzinnego zapierdolu mało kto daje się już nabrać. Bo łatwo sprawdzić, że to tak nie działa.
Czy Kulczykowa, Matczak i im podobni serio wierzą, że dupogodziny na pańskim (korpo) poletku są konieczne, chociaż wszelkie badania przekonują, że zmniejszenie wymiaru czasu pracy pozytywnie wpływa na produktywność? Wątpię, ale być może, że wierzą, że ta narracja jest niezbędna, by utrzymać władzę.
Nie posiadają dusz, ale posiadają monopol na narrację trzymającą status quo. Status quo, w którym nie ma solidarności pracowniczej, istnieje za to solidarność części klasy pracującej z państwem kapitalistami. Nie istnieliby takich bez sług. Mówią tak, a nie inaczej, bo sami NIEUSTANNIE PROWADZĄ WALKĘ KLAS.
Klasa panująca doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nic nie jest dane na zawsze i swoich interesów trzeba bronić. Na przykład podtrzymując fikcje i mity, tworząc uzasadniające je racjonalizacje i mając na swoje, często nieuświadomione, usługi ludzi, którzy w nie naprawdę wierzą. Tak, dziennikarzy bez refleksji powtarzających ich mądrości. I wielu i wiele z nas też. Gdybym mniej pogardzała takimi metodami, zaryzykowałabym, że reszta mogłaby się od nich uczyć jak się walczy o swoje.
Mówię oni, wymieniam dwa nazwiska, bo akurat znowu gadają, ale mam na myśli cały system. System, w którym tak po prostu można.