Mój mąż przeczytał artykuł o wychowaniu, w którym pisali, żeby nie mówić małym dziewczynkom, że są piękne. Dla niego to była nowość, ja tymczasem szkic tego wpisu miałam w notatniku od 2016 roku. Wtedy to jedna z moich ówczesnych znajomych aktywistek powiedziała coś takiego na zebraniu z pełnym przekonaniem. Nie pamiętam już do czego piła, pewnie do tego, że inna koleżanka napisała coś o urodzie w tekście informacji prasowej. Wcześniej nigdy o tym nie myślałam, temat był neutralny. Nigdy nie skończyłam tego wpisu. Nie do końca wiedziałam jak. Sześć lat i jedną córkę później trochę już wiem.
Czy to niefeministyczne mówić dziewczynkom, że są piękne? Czy przez to zaszczepi się w nich przekonanie, że uroda jest najważniejsza w życiu, jeśli w dowodzie masz literkę K? Może nie jest to najważniejsza feministyczna sprawa w kosmosie, ale nie jest to też kwestia całkiem neutralna. Okej, jest rok 2022 i mówienie, że na przykład to jak wyglądasz, jak postrzegasz znaczenie wyglądu zewnętrznego albo jak wychowujesz dziec jest niefeministyczne jest nieco passe (so 2016!). Ale skoro w 2022 takie zagadnienia trafiają pod strzechy, a nie kiszą się w kanciapach aktywistek, coś musi być na rzeczy. Kiedy słyszę, że coś jest niefeministyczne, czuję w powietrzu dym nikomu niepotrzebnej inby. Ale może rzeczywiście mówieniem o zewnętrznym pięknie możemy dziecko skrzywdzić, popsuć, zaszczepić złe wartości, uprzedmiotowić, ku chwale patriarchatu? Więc może nie mówić im, jakie są śliczne?
Tylko tak trudno się powstrzymać. Taki truizm: dla matki jej dzieci są najpiękniejsze! To pojebane. Wiecie, jak wyglądają, gdy się rodzą? Wszystkie tak samo, paskudnie. Oczywiście, że nadal po ponad pięciu latach od porodu uważam, że mój noworodek był śliczny i nie wyglądał najgorzej. Okej, potem rosną i robią się super słodkie. Mam w domu naprawdę udany egzemplarz dziecka. Nie umiem się powstrzymać i od czasu do czasu muszę nazwać ją śliczną. Nie wiem, czy mówiłabym takie rzeczy gdybym miała syna. Myślę, że tak, ale nie bardzo mam jak sprawdzić. Doskonale zdaję sobie sprawę, że na język, którym się posługuję wpływa kultura, w której żyję. Ale nie uważam, żeby mówienie o zewnętrznym pięknie dziecka było z gruntu złe, ale to też nie jest całkiem neutralna kwestia. Nie w świecie, w którym żyjemy. Z jednej strony nie mogę się powstrzymać. Z drugiej – robię to jednak świadomie. To skomplikowane.
Może gdyby nasze matki częściej mówiły nam, że jesteśmy ładne, nie uważałybyśmy się za nietakie, niewystarczające w okresie dorastania (i długo potem, czasem przez całe życie)? Jasne, co tam te matki wiedzą! Ich zdanie nie liczy się tak, jak zdanie Anki z piątej B, albo redaktorek głupich portali, które piszą, jaki nos jest okej, a jaki lepiej zasłonić grzywką, ale mimo wszystko. Chyba byłoby miło. Tak samo miło by było, jakby częściej mówiły, że jesteśmy mądre. Nie, w ten sposób nie wychowuje się próżnych, narcystycznych dzieci.
Jest ogromna różnica między powiedzeniem od czasu do czasu swojej córce, że jest piękna a wpojeniem jej przekonania, że jest to jej jedyna zaleta, coś na czym powinna opierać całą swoją wartość. Żeby wpoić coś takiego, trzeba się jednak bardziej narobić. Trzeba umniejszać talentom, inteligencji i roztaczać przed młodą osobą wizję świata, w którym wygląd jest dla kobiety najważniejszy, nie ma nic poza nim. Trzeba samej żyć tą złudną wartością.
Moja córka ma pięć lat i jeszcze nie wie, że istnieje jakieś wartościowanie na ładnych i brzydkich. Brzydcy to są rodzice jak ją wkurzają (chociaż teraz jesteśmy już częściej głupi, bo to mocniejsze słowo). Nie opowiada, że jakaś dziewczynka jest ładniejsza od innej, bo te kategorie w odniesieniu do wyglądu ludzi jeszcze dla niej nie istnieją. Oczywiście niedługo się dowie, bo żyjemy w kulturze obsesji piękna.
Czy mówiąc jej czasem, że jest śliczna, umacniam tę kulturę? Powiem tak: jeśli w tej chwili wszyscy rodzice na świecie powstrzymają się na zawsze od mówienia córkom, że są ładne, obsesja piękna nie runie nagle jak domek z kart. Miliony kobiet na świecie nie przestaną dręczyć swoich ciał, by dostosować się do jakiegoś pojebanego kanonu. Bo piękno nie jest problemem. Piękne są małe kotki i tęcza. Problemem są opresyjne kanony.
Problem jest wtedy, gdy mówisz dziewczynie, że jest piękna, nie to co jakaś inna, która według kanonu piękna nie jest. Problem jest wtedy, gdy każdy jeden artykuł w internecie, którego bohaterką jest kobieta musi mieć w nagłówku “piękna”. Choćby to była piękna ofiara nieszczęśliwego wybuchu gazu.
Nie dam ci odpowiedzi na pytanie: czy mówić swoim córkom, że są piękne. Nie zgadzam się z osobami, które kategorycznie uważają, że to nieodpowiednie, nieodpowiedzialne i umacnia patriarchat. Ale to skomplikowane. Możemy zgodzić się, że to skomplikowane?