W tym roku byłam na tylu manifestacjach, co nigdy. Podpisałam tyle petycji, co nigdy. Knułam tyle, co nigdy (nigdy wcześniej nic nie knułam). To wcale nie był dobry rok. To znaczy dla mnie osobiście bardzo dobry, ale dla tego kraju i w sumie większości świata jako takiego raczej chujowy.

*

W weekend byłam u mamy. Oglądałam telewizję, u siebie nie mam. Wytrzymywałam średnio dziesięć minut programów informacyjnych tvp. Stężenie propagandy, w najobrzydliwszej formie, jest tak wielkie, że przy nim dziennik telewizyjny z PRL zdawał się stosować jedynie subtelny przekaz podprogowy. W tvp to jest już niemalże level goebbels.

*

W czwartek byliśmy u wujostwa męża. Wujek, 81 lat, słabo słyszy, ale aparatu nie chce nosić, więc jak rozmawia z kuzynką z Kanady przez telefon (91 lat, też głucha jak pień), to nie słyszymy własnych myśli, o reszcie osób przy stole nie wspominając. Mówi, że jak żyje to nie pamięta, żeby kiedykolwiek Polacy byli tak podzieleni, jak dziś. Nawet zaraz po wojnie. Tak nie było nigdy.

Właściwie jest mi wszystko jedno, czy się wzajemnie naród kocha, czy nie. Gdyby wszyscy zgadzali się ze sobą, to chyba coś jednak byłoby nie halo. Ale mamy teraz w tym kraju jakieś dwa odległe kosmosy. I mogłyby sobie one nawet istnieć spokojnie obok siebie, gdyby nie to, że jeden z tych kosmosów chce narzucić swoje zasady i racje reszcie w wyjątkowo brzydki sposób. Zresztą, nawet jakby sposób był subtelny, to samo narzucanie i tak nie jest w porządku. A reszta tych zasad i racji nie tylko nie chce przyjąć, ale nawet nie może pojąć. No bo jak pojąć?
To znaczy mogę próbować zrozumieć. Ale przyjąć nie mogę.

*

Właściwie to nastał czas pogardy. Rząd nami pogardza. Gada ciągle o suwerenie, ale im więcej o nim gada, tym więcej człowiek ma wątpliwości, czy wciąż ma na myśli obywateli tego kraju, czy jednak bardziej episkopat. Pogardzamy sami sobą. Tymi, co żyją za 500 plus. Tymi, co wierzą w obietnice wyborcze. Tymi, co z Polski B i tymi, co sobie nie radzą. Z pogardy to gówno wynika. Gówno się z niej zdziała.

*

We wtorek byłam na demonstracji. I jakaś pani pogłaskała małego czarnego psa. A jego właściciel z pyskiem: tego psa się nie głaska! Myślę, spoko, należy wyznaczać granice, nie powinno się tak cudzych piesków głaskać bez pytania, bo może piesek boi się obcych, albo może reagować agresywnie. Ale nie. Nie o dobro pieska tu chodzi. Ten piesek jest z innej opcji politycznej. Dlatego nie wolno. Robi się coraz nieprzyjemniej i agresywniej. Pies agresywny nie jest, za to stał się narzędziem politycznym. A przecież zwierzę nie jest rzeczą!

*

W sobotę moje znajome pojechały marznąć pod Sejm. Ja nie marznę. Ja nie mam już siły na Polskę. Nie mam do niej już siły. Chcę wturlać się pod kocyk, czytać książkę, tulać kota i czekać na święta. Wyłączyć się trochę z tego aktywizmu. Staram się wyłączyć, dla zdrowia, ograniczyć swój wkład do minimum. Podziwiam tych, którzy działają na maxa, bo ja się właśnie wypalam! Potem przychodzi poniedziałek i znów tak trochę się angażuję. A przecież potrzebuję spokoju, potrzebuję wyhamować. A tu ciągle coś.

*

Mam coraz większy problem dziecka rewolucji. Takiej rewolucji, co po prostu jest przeciw i broni praw człowieka. Bo jak nie oni, to teraz kto? Mierzi mnie cała scena polityczna. Nie chcę starej ekipy, nie chcę ekipy niby to nowoczesnej. Widzę w nich pogardę. Nie ufam nikomu. Czekam na wyklarowanie jakieś nowej siły na lewicy, ale to długie czekanie. I też do końca nie wiem, czy zaufam. Może trzeba było by założyć partię z dzieci rewolucji, ale jak się robi partia to się wszystko pieprzy, reguły gry z dnia na dzień stają się brudniejsze. Nie obserwuję tego jeszcze zbyt długo, ale wystarczająco już zdążyłam się na tym poznać i zrazić. A co by było, gdybym zajrzała głębiej?

*

Nie wiem, czy się wstydzę za Polskę. Za te nasze rozróby i pogardę. Chyba nie utożsamiam się na tyle by się wstydzić. Czy wstydziłabym się za Trumpa, gdybym była Amerykanką? Pewnie nie. Co to da, że się za kogoś wstydzisz? No i na tle reszty świata, wcale nie jesteśmy tacy najgorsi. Oczywiście to nic nie zmienia.

5 thoughts on “Nie mam do ciebie już siły, Polsko

  1. Podpisuję się pod znaczną częścią tego tekstu.

    Wolałbym się odciąć od medialnej rzeczywistości, ale co jakiś czas natykam się na propagandę z TVP. Dla równowagi czytam wiadomości z innych źródeł i… nie wiem co z tą wiedzą zrobić. Wiem, że jest źle. Wiem, że nawet w pracy (gdzie ludzie raczej nie mówią o polityce) istnieją pewne podziały. Komuś czasem coś się wyrwie na „Komora”, ktoś coś chlapnie o „ciapatych”, ktoś o „kaczorach” itd. Gdyby ci ludzie przestali się ograniczać i zaczęli dyskusję, mogłoby być nieciekawie. Tylko cały czas nie wiem co mogę z tym zrobić. Protestować? Owszem, ale tylko i wyłącznie przeciw. Bo nie istnieje osoba, partia itd. za którą chciałbym walczyć.

    1. Mam to samo. Mogę protestować tylko przeciw. ZA, tylko gdy chodzi o postulaty, z którymi się zgadzam, ale nie za żadną partią, ani siłą polityczną. Mogę obok nich, ale nie za nich.

    1. Nie wiem, czy będzie majdan. Mimo wszystko, wciąż za ciepło tu nam. Nie wiem też, czy da się ich zajechać protestami, bo protesty się mnożą, a rząd ma je w dupie. Chyba prędzej zajadą się sami swoimi krótkowzrocznymi i zacietrzewionymi pomysłami. Jeśli chodzi o siłę protestów, to tak sobie myślę, że cała nadzieja w górnikach. Jak im zaczną zamykać kopalnie (a zrobią to – już parę razy w tym roku pojawiały się informacje o takich planach, chociaż gadają tyle o stawianiu na energetykę węglową ignorując zupełnie jej wpływ na środowisko) to się dopiero zacznie. Górników wszyscy się boją.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top