Odliczam dni do apokalipsy wiadomościami ze szkoły. Nie, aż tak źle nie jest, ale na upartego, ten licznik byłby całkiem do rzeczy, by siać defetyzm.

Pytam Majkę, Majka jest w trzeciej klasie, jakie książki omawiali w ostatnim semestrze. I Majka wymienia mi 1. Słownie: jedną. Pamiętam mój zestaw lektur z roku 1991. Na pewno miał czerwone okładki, na pewno było tam z dziesięć książek. I to nie były wszystkie, bo Karolci od niebieskiego koralika to na przykład w tym zestawie nie miałam i trzeba było brać z biblioteki. A Majka lekturę w semestrze przerabia 1. Słownie: jedną. A ludzie się dziwią, że Polacy nie czytają.

– Jestem ostatnią osobą, która powie, że kiedyś było lepiej, ale serio co z tą szkołą?

– To posłuchaj – mówi Franka. – Pal licho lektury. Opowiem ci, kto ostatnio przyszedł do mnie na lekcję.

Franka raczy mnie opowieściami od lat i od lat mrożą mi krew w żyłach. Kiedyś była młodą nauczycielką pełną wiary w ludzi, a teraz zgorzkniała. Wróć. Z Franką było zupełnie na odwrót.

– Nic z nich dobrego nie wyrośnie. To stracone pokolenie, mówię ci – mówiła.

No prawie, w rzeczywistości wyzywała swoich uczniów od debili, a ja myślałam sobie jak strasznie jest uprzedzona i właściwie nigdy nie powinna była zostać nauczycielką z takim podejściem. Potem dorosła, poznała te dzieci lepiej i została prawie dobrym człowiekiem. Chyba nawet ma jakąś misję w tym swoim nauczaniu. Więc teraz jej opowieści to już wcale nie są o tym, jak to uczniowie są z przyrodzenia głupi, a nasze pokolenie było lepsze. O nie! Teraz opowieściami Franki naprawdę odmierzam czas do apokalipsy.

Bo Franka w szkole łatwo nie ma. Gdyż politycznie jest nie tego.

I tak najpierw było o uczniach, jako zwiastunach zagłady. A teraz to już tylko o nauczycielach i ich klikach. I o religii. Dużo jest o religii, bo tym nauczycielom tną lekcje, a księżom dodają. Więc krew się burzy, nawet jeśli się Franka całe życie uważa za katoliczkę.

– I pewnego dnia na lekcję przychodzi ksiądz.

– Ale po co? Jakim prawem?

W sumie nie wiadomo.

Ksiądz przychodzi i oczekuje, że Franka (a to jest lekcja biologii, ona biologii uczy) powie dzieciakom (a dzieciaki mają lat kilkanaście, bo to ponadgimnazjalna szkoła jest) kiedy zaczyna się życie. I że powie oczywiście, że zaczyna się od poczęcia.

No to jest jak obuchem w łeb. Ale to jest Franka. A Franka przecież zawsze była za aborcją. A i ustawiać się nie pozwoli.

– I co powiedziałaś?

– Że życie zaczyna się, kiedy się rodzisz.

– To po bandzie.

– Wiesz, nie miałam nawet czasu się zastanowić.

– Po bandzie. I co dalej?

– No nic. Ksiądz się do mnie nie odzywa.

Jak ją kiedyś zwolnią, to naprawdę będę wypatrywała zagłady.

socks2 940x627 - I inne dziewczęta. Szkoła

5 thoughts on “I inne dziewczęta. Szkoła

  1. Co do lektur, to w podstawówce nie miałam żadnych (jestem rocznikiem obecnie maturalnym). Dostęp do książek też był kiepski, bo bibliotekarka miała w zwyczaju siedzieć w bibliotece nie wtedy, kiedy była otwarta, tylko kiedy jej się to podobało. No ale to była wieś. Związek szkoły z kościołem też był dość silny, ale w zasadzie nie stanowiło to dla nikogo problemu. Z mojej starej klasy do kościoła chodzi pięć osób na 28, ale gdy byliśmy dziećmi nie przeszkadzały nam w zupełności lekcje religii czy chodzenie całą szkołą na rekolekcje. Zresztą moje wszystkie katechetki były bardzo spoko, chociaż nic się od nich o religii nie nauczyłam.
    W mieście nie spotkałam jeszcze szkoły, która byłaby jakkolwiek związana z kościołem (poza katolickimi, co logiczne), więc panikowanie, że kogoś zwolnią, bo sprzeciwi się kościołowi, wydaje mi się co najmniej przesadzone. Znam nauczycielki o poglądach lewicowych, która na siłę indoktrynują uczniów, oraz nauczycielki bardzo religijne, które na lekcji nigdy o tym nie wspomną. Dopiero po trzech latach w liceum dowiedziałam się, że moja polonistka jest osobą szczerze wierzącą, co jakoś nie przeszkadzało jej w omawianiu z nami idei ateizmu lub obrażających Boga utworów. Moim zdaniem to kwestia moralności oraz rozwagi nauczyciela, który nie powinien narzucać uczniom swoich poglądów, jakiekolwiek one są. Uczniowie powinni mieć prawo wyboru, widzieć sytuację z obu stron barykady.
    W liceum uczy mnie ksiądz i jest spoko. Nie przeszkadza mu, że czytam coś na lekcji, nawet docenił, że czytam gazety prawicowe… Na te lekcje chodzą tylko ci, którzy naprawdę chcą.Wystarczy mieć trochę odwagi, by się z nich wypisać.

  2. Chyba całe życie miałam szczęście chodzić do dobrych szkół. Lekcje religii właśnie katechetom zabierano, to była zawsze godzina, na której inni nauczyciele ustalali poprawianie sprawdzianów ze swoich przedmiotów, albo szło się na jakiś mecz międzyklasowy. Na polskim pani szerzyła „lewackość i tolerancję”, a teksty religijne omawiało się zawsze z punktu widzenia literatury. I moja siostra, aktualnie w podstawówce, też chyba ma to szczęście. Czyta bardzo dużo i cały czas lata do dwóch bibliotek (szkolnej i dzielnicowej) albo pyta, czy mam jakąś książkę, „bo pani zadała lekturę”. Czy te szkoły naprawdę są takie straszne?

  3. Całe szkolne życie miałam problemy z katechetami. Bo albo zadawałam niewłaściwe pytania (np. chyba w 2 klasie nie rozumiałam skąd Kain i Abel mieli żony, Ksiądz też nie wiedział, dlatego zaczął przy całej klasie mówić że mam słabą wiarę. Cokolwiek to miało znaczyć) albo się z nimi nie zgadzałam (bo homoseksualizm i antykoncepcja jest zła, bla bla bla). Przeraża mnie to, co się teraz dzieje. Ta próba narzucania swojego myślenia, ten wręcz rozłam w kościele. W końcu to co się teraz wyprawia w Polsce nie ma nic wspólnego z tym o czym mówi obecny papież.

    1. Ja trafiałam raczej na fajnych katechetów właśnie. Chociaż pani Aldona opowiadająca nam o doswiadczeniu swojej śmierci klinicznej była trochę creepy. No i raz wysłała mnie do dyrektora na dywanik, już nie pamiętam za co. Oczywiście nigdzie nie poszłam, przeczekałam lekcję na korytarzu. Za to pan Katecheta z siódmej klasy był super. Puszczał nam muzykę z „Misji” i to m.in. dzięki niemu zostałam fanką Ennio Morricone:) poza tym nazywałyśmy go z koleżankami Mr. Seksowny. Don’t ask 🙂

      To, co mówi obecny papież wydaje się być bardzo nie na rękę polskim hierarchom. Zresztą, co ja mówię, sa u nas ludzie, ktorzy tłumaczą, co papież miał na myśli, wygadując rzeczy zgoła odwrotne (niejaki pan Terlikowski). To byłoby cudownie zabawne, gdyby nie było straszne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top