Naprawdę lubiłam czasy, w których „te wstrętne feministki” zmagały się z samymi problemami pierwszego świata. Jakieś tam parytety, równe płace, inne heheszki. Zdaje się, że dożyłyśmy czasów, w którym nikt nam już tego „pierwszego świata” wypominać nie będzie, bo oto musimy zmierzyć się z kwestią ze świata o zupełnie innym numerze: kwestią życia i śmierci. Życia i śmierci kobiet.

Tzw. obywatelski projekt ustawy zaostrzającej prawo antyaborcyjne (zwany dalej projektem ustawy) zyskał poparcie najważniejszych osób w państwie. Projekt, w myśl którego dosłownej litery aborcja nie będzie możliwa nawet w przypadku zagrożenia życia kobiety, ciężkiego uszkodzenia płodu ani ciąży będącej wynikiem czynu zabronionego – jak to określa obecnie obowiązująca ustawa znana powszechnie jako kompromis z 1993 roku. Projekt, który przewiduje karanie nie tylko lekarza, ale również kobiety, która przerwała ciążę (takiego przepisu nie było w dotychczasowej ustawie, ostatnio w Polsce kobiety karano za aborcję przed II wojną światową). Wreszcie, projekt ustawy, której szeroka interpretacja (pamiętajmy, nie ma przepisów bez interpretacji!) może oznaczać również zakaz in vitro, utrudnienia w dostępie do badań prenatalnych, a nawet wszczynanie śledztw z podejrzenia o popełnienie czynu karalnego w przypadku samoistnego poronienia. Wspaniała perspektywa, prawda?

Wczoraj kobiety i mężczyźni w wielu polskich miastach wyszli na ulice by protestować przeciwko tej ustawie z transparentami „Piekło kobiet”. Zupełnie spontaniczny protest miał miejsce również w niektórych kościołach: podczas odczytywania listu Episkopatu popierającego projektowane zmiany, byli wierni, którzy demonstracyjnie opuszczali ławy. Ten sprzeciw raduje moje serce tak bardzo! Nie raduje mnie za to wcale, że tylu jest wśród nas ludzi, którzy nie tylko chcieliby skazywać kobiety na tortury fizyczne i psychiczne, ale w dodatku traktują połowę społeczeństwa jeśli nie jak rzeczy, to przynajmniej jak idiotki. A czasem jak ziemskie wcielenie szatana. Najbardziej dziwi mnie zaś to, że wśród tych ludzi tyle jest kobiet, z panią premierką Szydło na czele. Za co kobiety tak bardzo nienawidzą innych kobiet?

Gdyby ściany mogły mówić

Kiedy miałam 15 lat zobaczyłam w telewizji film „Gdyby ściany mogły mówić” z Cher i Demi Moore w głównych rolach. Była to telewizyjna produkcja opowiadająca trzy, rozgrywające się w różnych czasach historie kobiet, które stanęły przed problemem aborcji. To między innymi ten film pomógł mi ukształtować moje poglądy. W szczególności pierwsza, dziejąca się w USA lat 50. (zakaz aborcji) opowieść, w której zdesperowana młoda pielęgniarka, grana przez Moore usiłuje samodzielnie, przy pomocy domowych narzędzi usunąć ciążę. Bohaterka nie przeżyje tej próby.

Najgorzej jest myśleć, że coś nas nie dotyczy i milczeć. Tak naprawdę niewiele jest rzeczy, które nie dotyczą nas wcale. A na pewno nie należą do nich sprawy życia i zdrowia. Jeśli jesteś mężczyzną, życie i zdrowie kobiety nie dotyczy cię bezpośrednio, ale dotyka twojej matki, siostry, żony, dziewczyny, przyjaciółki. Sprawa całkowitego zakazu aborcji dotyczy nas wszystkich, całego naszego społeczeństwa. Bo zakaz ten oznaczać może w praktyce uczynienie w jego połowy obywateli drugiej kategorii. Obywateli, za których w podstawowych i najważniejszych sprawach, sprawach ich własnego życia, decyduje ktoś inny. Ustawodawca. Przestraszony konsekwencji prawnych lekarz. Episkopat. Każdy, tylko nie ty, kobieto.

broszkowa - Czy kobieta jest rzeczą, idiotką czy szatanem?
Wymyśliłam ten tekst, a potem wypatrzyłam na zdjęciach, że ktoś już wcześniej na tę oczywistość wpadł i umieścił na transparentach. Ale zrobiłam mu ładny rysunek.

 

Boję się zakazu aborcji. Właśnie dlatego, że chcę mieć dziecko!

Paradoksalnie, w moim życiu projekt tej ustawy pojawia się w roku, w którym zdecydowałam, że będę się starać o dziecko. Będziemy właściwie, bo przecież do tego trzeba dwojga. Staramy się tak trochę w zamiarze ewentualnym, bez spiny, żeby nie stresować się, jeśli od razu nie wyjdzie. I akurat, kiedy dotarłam do tego momentu w życiu, w którym chcę zostać mamą, dzięki paru oszołomom od projektu ustawy, zaczynam się zastanawiać, czy to na pewno dobry czas. Bo zaczynam się bać. Jasne, całe życie boję się ciąży. Boję się porodu, komplikacji, że mi się wzrok posypie i ciało też. Od zawsze podskórnie boje się, że dziecko może być chore. Boję się, czy będę dobrą mamą. Ale doszłam do momentu, w którym jestem gotowa podjąć to ryzyko. Bo to zawsze jest ryzyko. I w tym oto momencie klimat w moim kraju mówi mi, że muszę się też poważnie bać, czy ja tę ciążę w ogóle przeżyję. Może więc lepiej nie zawracać sobie głowy dziećmi, albo emigrować?

Bo oto, w myśl projektu ustawy, życie człowieka ma być chronione niezależnie od etapu rozwoju, a za jego początek ma być uznane połączenie się plemnika z komórka jajową. A co z człowiekiem, który jest na etapie rozwoju kobiety w wieku rozpłodowym? Czy ten człowiek staje się rzeczą, w momencie, gdy w jego ciele zagnieździ się zarodek, żebyśmy mieli nie ratować życia tego już istniejącego człowieka? No chyba tak.

Gorąco zachęcam do przeczytania projektu. To tylko dwie strony, ale mrożą krew w żyłach. Oliwia Piotrowska i Ceiling Sejm rozłożyli go na czynniki pierwsze – koniecznie przeczytajcie te wpisy.

Salwador

O tym, co oznaczać może w praktyce zaostrzenie przepisów aborcyjnych w takim stopniu, jak przewiduje to projekt ustawy, możemy dowiedzieć się, czytając, jak wygląda sytuacja w Salwadorze. W tym kraju, gdzie całkowity zakaz przerywania ciąży obowiązuje od 1998 roku, wiele kobiet odsiaduje długoletnie wyroki więzienia za to, że przytrafiło im się poronienie lub urodzenie martwego dziecka. Każdy przypadek poronienia badany jest przez prokuraturę. W praktyce kobieta w ciąży to potencjalna morderczyni. Jasne, można mówić, że Salwador to trzeci świat, że takie okrutne stosowanie prawa nie jest możliwe w Polsce. Można tak mówić, ale już samo wprowadzenie zaostrzających prawo antyaborcyjne przepisów do trzeciego świata nas przybliża. O tym jak prawo wpływa na społeczeństwo, nie decyduje jego litera, ale stosowanie. A stosowanie, interpretacja, w dużym stopniu zależy od politycznego klimatu. Polityczny klimat nie jest liberalny. Polityczny klimat sprzyja paranoi. Jestem w stanie wyobrazić sobie wszczęcie postępowania w przypadku poronienia, tak na wszelki wypadek, by sprawdzić, czy przypadkiem kobieta nie spowodowała go wieszakiem. Jestem w stanie wyobrazić sobie lekarzy, którzy nie będą nawet proponować uzasadnionych badań prenatalnych, ze strachu przed uszkodzeniem płodu. Jestem w stanie wyobrazić sobie naprawdę wiele. Także świat, w którym kobieta jest potencjalnym szatanem.

W którym momencie historii jesteśmy?

Rola kobiety w społeczeństwie i jej prawa mówią bardzo dużo o momencie w historii, w którym jesteśmy. Tak bardzo nie jesteśmy w naszym społeczeństwie w przyszłości w tym naszym roku 2016. Możemy sobie mówić o tym, że muzułmanie przeżywają teraz swoje średniowiecze, bo mają tych islamistów, których tak się boimy, z ich średniowiecznymi krucjatami, fanatyzmem i narzucaniem wiary, które wygląda całkiem podobnie do naszych, chrześcijańskich krucjat, tylko broń i propagandę mają skuteczniejszą. I z ich stosunkiem do kobiet, które przecież są po to, żeby je gwałcić, przed czym tak bardzo chcą nas bronić brunatni chłopcy. Ale gdzie my jesteśmy? Nagle zaczynamy udawać, że nie było co najmniej ostatnich stu lat. Nagle kobieta nie może decydować o swoim życiu i zdrowiu. Ktoś decyduje za nią. Nagle kobieta jest idiotką? Puchem marnym. Istotą wartą tyle, ile warte jest jej poświęcenie. Nie ma innego wyboru. Bo przecież nie powinna mieć możliwości, żeby coś samodzielnie wybierać. Przecież jest też potencjalną morderczynią i z własnej wygody, co chwilę robiłaby sobie aborcję. Bo to jest takie fajne, co nie?

Nigdy nie miałam innych poglądów w sprawach wyboru. Nigdy nie uważałam, że byłabym w stanie przerwać ciążę, ale też nigdy nie uważałam, by była ona czymś z gruntu złym, bo życie robi nam różne niespodzianki, nic nie jest proste i czarno-białe, a już na pewno nie ta sprawa. Kompromis aborcyjny zawsze uważałam za zgniły, ale nie przyszłoby mi do głowy, że będzie trzeba go kiedyś bronić. Dziesięć lat temu, gdy PiS pierwszy raz doszedł do władzy, zaczęłam pisać opowiadanie science fiction inspirowane kreowanym przez tę partię klimatem politycznym. Nigdy go nie skończyłam, zresztą brakowało mi wtedy warsztatu i dziś nie za bardzo jestem w stanie je czytać. Nie było zresztą szczególnie oryginalne. W moim wymyślonym świecie przyszłości ulice patrolowała tzw. Młoda Straż, a prześladowanymi byli ludzie bioniczni, tacy z bionicznymi częściami ciała, nie traktowani jak ludzie, tylko jak pół-roboty, a roboty to potencjalni mordercy. Chyba nigdy nie powrócę do pomysłu spisania tej opowieści (która się rozrosła, nabrała wątków i zrobiła się w międzyczasie lepsza), bo mam swoje science-fiction za oknem. Na ulicach pojawiły się samozwańcze patrole ONR-u, a wrogiem nr 1, potencjalnym mordercą okazuje się być kobieta. Bardzo śmieszne, Polsko.

Czy jestem wkurzona? I to jak! Czy wkurzenie coś może? Może, jeśli wkurzasz się głośno. Od wkurzenia zaczynają się rewolucje. A wkurzonych jest więcej i będziemy protestować do skutku. Ale przychodzi też taka refleksja: skąd bierze się poparcie, tak w końcu duże skoro projekt trafił do Sejmu, dla pomysłów torturowania kobiet. Czy może siedziałyśmy za cicho? Czy zbyt wiele z nas uwierzyło, że to nas nie dotyczy? Czy winna jest edukacja, a raczej jej brak? Prawdopodobnie wszystko powyższe. Najwyższy czas to zmienić.

Polecam przeczytać:

12 thoughts on “Czy kobieta jest rzeczą, idiotką czy szatanem?

  1. Pani Ado, była Pani na #CzarnymProteście? Bo ja tak. I jestem na nagraniu TVN24 niedaleko pani Kopacz. A rok później szłam na czele pochodu z transparentem: „WŚCIEKŁE POLKI”. Transparent oczywiście niosło kilka lub kilkanaście osób.

  2. Odkąd pojawił się projekt tej ustawy – przepraszam za dosadne określenie – jestem permanentnie wkurwiona. Wciąż o tym myślę i zastanawiam się, co mogę zdziałać i co może się stać, jeśli projekt wejdzie w życie. Nawet jeśli ta ustawa nie przejdzie, to przerażające, że we współczesnym świecie, aż tylu ludzi ma za nic życie oraz zdrowie fizyczne i psychiczne kobiet, nie mówiąc już o ich wolności wyboru.

  3. Ja się w duchu cieszę, że dyskusja ożyła, bo naprawdę rozumiem zniechęcenie aktywistek pro-choice i feministek walczących o prawo do aborcji, które już myślały, że nigdy nikogo nic nie poruszy w tym temacie. A jednak jest jakieś BOOM i wkurw i niezgoda na to, co się dzieje. Trzymam kciuki żeby starczyło mocy na długo, bo to nie jest rozgrywka na jeden weekend!

    1. Oby tak było! Też liczę, że przy całym tym wkurwie coś się ruszy i kobiety, których teraz chce się całkowicie pozbawić prawa wyboru zaczną o tym wyborze więcej myśleć. Dygresja: to jest takie typowe (nie mówię tylko o aborcji), że jako społeczeństwo nie zastanawiamy się nad swoimi prawami i nad tym, jak często są w istocie ograniczone, jak się łatwo zadowalamy namiastkami, póki ktoś nie próbuje zabrać nam tych w gruncie rzeczy namiastek (wyboru, wolności).
      Ale to jest sprawa na lata. Przy tych rządach, które mamy, najpierw trzeba wygrać tę bitwę 🙂

  4. Dziś Pani Premier chyba próbowała temu zaprzeczyć, choć ciężko mi stwierdzić co właściwie ona mówi.

    Tak się składa, że w Krakowie mieszkam przy sanktuarium a wczoraj mieli odpust lub coś na kształt tego. Przy przystanku tramwajowym stała manifestacja „pro-life” ze zdjęciami martwych płodów i krzyczała „za nasze pieniądze zabijają dzieci”. To byli młodzi ludzie, około 20-letni. Mała grupa. Przechodziłam koło nich z wieszakiem w torbie i myślałam: ciekawe co by mi zrobili gdybym go gdzieś tu powiesiła, czy w ogóle wiedzą czego jest symbolem. Nie ryzykowałam, bo moje doświadczenia z ludźmi o tych poglądach nie są najlepsze. Są zbyt agresywni.

    1. Właśnie o tym sobie pomyślałam podczas niedzielnego protestu, że oto są na nim sami mili, grzeczni ludzie, wielu z nich przyszło z dziećmi. Kto poprosił o mikrofon, miał głos (swoją drogą, Razem Wrocław ma bardzo słabe nagłośnienie, z tyłu slychać było piate przez dziesiąte, mogliby ogłosić jakąś zbiórkę na głośniki, dołożyłabym się :)). Z drugiej strony zawsze są krzyki, straszne plakaty i pieniactwo. I niestety agresją w tym świecie zawsze można zdziałać więcej. Ale może nie tym razem.

      1. w Krakowie też nie mieli najlepszego nagłośnienia. Taka myśl mnie jeszcze naszła, że skoro obecny rząd twierdzi, że od poczęcia mamy do czynienia z dzieckiem a nie zarodkiem, to czemu płacą 500zł dopiero po porodzie? 😉

  5. Przez tę ustawę moje dziecko, które według wszelkich znaków na niebie i ziemi przyjdzie na świat jeszcze w tym miesiącu, będzie jedynakiem. Nie zaryzykuję uczynienia go sierotą czy zafundowania rodzeństwa z ciężką niepełnosprawnością.

    Zrobiłam badania prenatalne (USG, bardziej inwazyjnych na szczęście nie musiałam) z pełną świadomością wyboru, jaki daje mi wyniesiona z nich wiedza. Teraz mam być tego wyboru pozbawiona w imię spokoju sumienia grupy obcych ludzi. Paradoksalnie, ich sumienie będzie spokojne, jeśli skażą mnie na śmierć…

    Wciąż mam nadzieję, że projekt pozostanie w fazie projektu.

      1. Jest nadzieja. Nie dalej jak dziś rano słyszałam wypowiedź wicemarszałka Sejmu, który mówił, że postawa św. Joanny Beretty Molli jest co prawda w jego osobistej opinii godna podziwu, ale nie zagłosuje za tym, żeby była jedyną dozwoloną prawnie. (Ta święta to Włoszka, która w latach 60 nie zdecydowała się przerwać 2-miesięcznej ciąży, by leczyć nowotwór u siebie, i zmarła tydzień po porodzie, osieracając czworo dzieci).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top