Jest takie zdanie, które pada dość często i zasadniczo jest prawdziwe, a jednak coś w nim razi. Znacie je pewnie dobrze. Ludzie się nie zmieniają. Na przykład mężczyźni. Dziwimy się tym wszystkim kobietom, które miały nadzieje, że ich łotr zmieni się po ślubie, a tu nic. Co tam dziwimy. Pytamy: na co one liczą? Żałujemy ich, albo nawet wcale nie żałujemy, bo to głupie tak myśleć. No niby głupie. Papierki nie mają magicznej mocy zawracania łajz ze złej drogi. Nic nie ma takiej magicznej mocy, bo zmiany następujące w człowieku to raczej proces niż nagłe olśnienie. Ale, ale. Nigdy nie jesteśmy ostateczną wersją samych siebie.

Ludzie się nie zmieniają. Ale się uczą, a to w pewnym sensie to samo. To są niby takie oczywiste rzeczy, ale lubimy patrzeć na świat kategorycznie, nie dopuszczać myśli o jego płynności, nadzieję na zmianę w człowieku postrzegać jako naiwność. Jasne, też mnie czasami trafia szlag, gdy widzę że ktoś tkwi w związku z osobą, która traktuje ją/jego paskudnie, i mimo to wciąż myśli, że ta osoba kiedyś się zmieni. Ale równie mocno ten szlag mnie trafia, gdy stanie się coś złego i słyszę oceniający głos: “to nie widziała co brała?”. Może widziała, może nie widziała, nie w tym rzecz. Odpowiedzialność przenosi się na ofiarę. No i nikt nie zakłada istnienia doskonałych oszustów.

Ale wróćmy do zmian i skupmy się na tych zachodzących w obrębie związków. Co jak co, ale żyjąc w związku ewidentnie nie żyjemy w społecznej próżni. O ile nie jesteśmy pustelnikami, nigdy w niej nie żyjemy, ale w związkach to już w ogóle. I co byśmy sobie nie myśleli, partnerzy/partnerki zawsze mają na siebie wpływ. Zły, dobry, wielki, mały, umiarkowany. Nieważne. Jakiś. Nasze światy się przenikają i już nigdy nie będą całkiem osobne. No może w nielicznych przypadkach, ale naprawdę to nie takie łatwe okopać się w dwóch całkiem przeciwnych obozach. Na przeciwległych pozycjach to chyba trudno żyć, zwłaszcza gdy dzieli was coś poważniejszego niż stosunek do Gwiezdnych Wojen. Wpływamy na siebie, zmieniamy się pod swoim wpływem, zawsze jakoś tam, bo przecież nie ma związków dwóch identycznych osób. Czasem minimalnie, czasem zauważalnie. Jasne, do zmian w człowieku potrzebna jest też jego wola. Nie chcemy tu przecież mówić o wywieraniu wpływu na ludzi spod znaku starej szkoły manipulacji imienia Bezdusznego Sprzedawcy Marzeń. To zupełnie inna historia. No może nie zupełnie, ale inna. To historia na zupełnie inny tekst.

Wiele osób ma chujowy start. Chujowych rodziców, którzy wpoili chujowe wartości. Chujowe środowisko, które ukształtowało w nich chujowe postawy. Rosną z tym, wchodzą w dorosłość. Czasem pozostają chujowymi ludźmi, jednak są ludzie, którzy z tej chujni wychodzą. Czasem własnymi siłami, czasem pod wpływem poznanych osób. Czasami tymi osobami są ich partnerzy/partnerki. Na przykład. Czy dziewczyna feministka jest w stanie zmienić faceta wychowanego w mocno patriarchalnej rodzinie? Myślę, że tak. Wiem, że tak. Tak, być może bunt przeciw wpojonym zasadom tkwi w ludziach od początku i potrzeba tylko kogoś, kto naciśnie odpowiednio mocno na spust. Może na tym polega zmiana pod wpływem innych ludzi. Na umiejętnym naciskaniu na spust.

A może tak naprawdę pytanie nie powinno brzmieć, czy ludzie się nie zmieniają, bo wiara w to, że nigdy się nie zmieniają jest równie naiwna jak wiara w to, że zmienić można ich zawsze i wszędzie. Być może powinno ono brzmieć: czy ludzie muszą wciąż posługiwać się tymi oklepanymi kategorycznymi frazesami.

1 thought on “Czy ludzie naprawdę się nie zmieniają?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top