O czasach odwrotu od rozumu, obsesji na punkcie asymilacji i o tym, że rasizm istnieje nawet wtedy, gdy nie ma ras.

Jakieś 14 lat temu siedziałam na sali wykładowej wydziału prawa, słuchając wykładu i dyskusji na temat nacjonalizmu, rasizmu i zagrożeń ze strony radykalnej prawicy. Część zgromadzonych studentów, kolegów z moich akademickich ław, podważała w ogóle sens organizowania takich spotkań. Przecież skrajna prawica, nacjonaliści, to ugrupowania czysto kanapowe. A ich zbrojne ramiona, skini, tylko sporadycznie wpiorą gdzieś jakimś punkom. Pomyślałam sobie wtedy: skoro tak myślicie, koledzy, jeśli naprawdę uważacie, że nie ma się czego bać, to po co w ogóle przyszliście na ten wykład? 14 lat później kanapowy wydaje się rozsądek i zwykły szacunek do ludzi (z pogardą w głosie nazywany „polityczną poprawnością”). Nacjonalizm i rasizm wychodzi na ulice. I to nie od dziś. I to coraz śmielej. I z coraz większym społecznym przyzwoleniem. Początek stycznia 2017 roku to co najmniej kilkanaście mniejszych lub większych ataków rasistowskich w całej Polsce. Skierowanych przeciwko muzułmanom, którymi tak bardzo straszy się społeczeństwo, ale nie tylko. Czasami wystarczy ciemniejsza karnacja, czasami wystarczy… rozmawiać po niemiecku, by stać się celem ataku. Żyjemy w czasach odwrotu od rozumu. Te czasy kiedyś miną, ale z pewnością nie miną bezboleśnie. A kiedy już o nich zapomnimy, znów towarzyszące im postawy nacjonalizmu i rasizmu uznamy za kanapowe i niemożliwe do odrodzenia, znów będziemy je lekceważyć. I tak pewnie bez końca.

*

Dla rasizmu nie ma wytłumaczenia. Nie ma dla niego usprawiedliwienia. Ale czasami próbujemy, nie mając nawet intencji usprawiedliwiania rasizmu, ale istnieją takie stwierdzenia funkcjonujące w dyskursie, które pośrednio można uznać za takie próby. Na przykład kwestia asymilacji. Mówimy: jasne, (uchodźcy, emigranci) przyjeżdżajcie, ale musicie się asymilować. I tu pojawia się kwestia: czym jest asymilacja. Co przez ten termin rozumiemy? Tak naprawdę, dla wystarczająco dobrego współżycia grup przybyłych i grup tubylczych, wystarczyłoby, żeby przybysze szanowali i przestrzegali praw i kultury miejsca, do którego przyszli, nie usiłowali nikogo nawracać na własną modłę i żyli z tubylcami w przyjaźni. Czyli w skrócie, nie zachowywali się jak konkwistadorzy. I vice versa. Tymczasem tubylcy zbyt często oczekują asymilacji pełnej. Oczekują, że przybysze porzucą w końcu prędzej czy później własną kulturę i staną się tubylcami. Zdarza się, że tubylcy będą próbować przybyszów do tego zmusić siłą. Nazwy tubylców i przybyszów, które tu stosuję są bardzo umowne, w pozycji przybyszów występują też mniejszości narodowe żyjące na danych terenach od lat, często dłużej niż tzw. tubylcy.

*

Brak pełnej asymilacji, życie według własnych reguł, kultury, religii, to jest bardzo dobry pretekst, by zwrócić tubylców przeciwko przybyszom. Tak się przecież podburzało przeciwko Żydom przed wojną (a i na długo przedtem!). Przeciwko tym niezasymilowanym podburzyć było najłatwiej. Obsesja asymilacji to w pewien sposób część danej kultury, część przetrwania oraz sukcesu tej kultury – jej sukcesem jest przekonanie należących do niej osób o jej wartości, a nawet wyższości. Częścią bardzo niebezpieczną.

*

Gdy zaczyna się jakaś rozmowa o asymilacji, to wiadomo, że zaraz padną słowa o tym, jak to trudno asymilują się muzułmanie. Zaraz też ktoś doda, że za to tak „ładnie asymilują się Koreańczycy, Wietnamczycy, Chińczycy, Japończycy”. Czy ten ktoś coś wie na ich temat, czy w ogóle zna mieszkające w Polsce osoby pochodzące z tych krajów? No nie. Co rozumie przez asymilację? W sumie nie wie. Może po prostu jest bardziej przyzwyczajony do Wietnamczyków, którzy mieszkają w Polsce często już od dwóch pokoleń, niż do niedawno przybyłych osób pochodzących z Bliskiego Wschodu, z których rasistowska propaganda robi w dodatku potencjalnych terrorystów? Czy przekonanie o większym stopniu asymilacji pewnej grupy etnicznej chroni tę grupę przed nienawiścią i rasistowskimi atakami? A guzik! W czasach eskalacji rasizmu, obsesja asymilacji nie ma już żadnego znaczenia.

*

Z punktu widzenia genetyki nie ma czegoś takiego jak rasa. Nie w takim sensie, w jakim pojęcie rasy zostało stworzone w XIX wieku, gdy ich istnienie przyjmowano za pewnik, oparty na kreacjonistycznej teorii powstania człowieka. Tak więc Bóg miał stworzyć ludzkie rasy podobnie jak człowiek tworzy rasy psów. Wszystko zaczęło się komplikować już za czasów Darwina. Ewolucjoniści i antropolodzy zaczęli odchodzić od pojęcia rasy na rzecz populacji. Jeśli zaś chodzi od genetykę, to od roku 2000, kiedy poznaliśmy mapę ludzkiego genomu, mamy zupełną pewność, że pojęcie rasy w sensie genetycznym nie istnieje.
W sensie antropologicznym dziś mówi się o odmianach człowieka.
Pojęcie rasy ma w naszych czasach, stosowane potocznie przede wszystkim znaczenie kulturowe. Odwoływanie się do biologii wydaje się (znów!) próbą tłumaczenia rasizmu.

Bo nawet jeśli ras nie ma, jest rasizm.

3 thoughts on “5 myśli o rasizmie po polsku

  1. Najgorszym, co może poczuć człowiek w stosunku do drugiego, jest wyższość, poczucie bycia lepszym. Najłatwiej uzyskać to odczłowieczając ludzi, robiąc z nich zwierzęta, czy nawet coś gorszego-rzecz, bo do rzeczy człowiek nie ma szacunku, pozbywa się wtedy jakichkolwiek granic w nienawiści w stosunku do innych. To jest właśnie to, co wielu polityków teraz robi. A niestety ludzie dają sobą manipulować.
    Jadwiga

    1. Naprawdę. No może słowa „ładnie” to trochę dla podniesienia poziomu absurdu użyłam, ale w takim mniej więcej kontekście wzorca grupy (którą przeciwstawia się tym „kłopotliwym” grupom, a tak naprawdę dzieli ludzi na różne „worki”) zdarzało mi się to słyszeć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top