Dziś kończę 40 lat. To dobry moment na spisanie niezbyt głębokich i niezbyt oryginalnych przemyśleń w związku z tym wydarzeniem. Może niezbyt głębokie i niezbyt oryginalne, ale być może wiele osób zderzających się z nieuchronnym przekroczeniem tej granicy wieku też tak ma, w końcu lubimy odnajdywać się w słowach innych ludzi.
♦
Podobno życie zaczyna się po 40. Jak byłam mała, oglądałam taki amerykański serial o boomerach, więc wiem to od zawsze. Co jakiś czas jakieś leniuszki w internetowych artykułach powtarzają do znudzenia tę kliszę, żeby się utrwaliło. Tylko liczba się zmienia. Raz jest 30, raz 40, a jak trzeba napisać coś o babci, która ma popularne konto na insta, to i 90 będzie dobrym początkiem. Trochę mnie to bawi, trochę wkurza. Ale niech będzie. Jak dla odmiany nie gadają, że życie zaczyna się od poczęcia, to łyknę te wszystkie liczby.
♦
Nie wiem nic na temat życia po czterdziestce, ale umówmy się, że wiem już wszystko o życiu o trzydziestce skoro przeżyłam całą tę dekadę. Mogę więc napisać: nie wierzcie ludziom, którzy chcą wam wytłumaczyć ten okres w życiu z góry bo oto skończyli niedawno 30 lat i czują powołanie.
♦
Otóż bowiem istnieje ogromna różnica między 31 a 39 rokiem życia. Nawet jeśli osobiście jej nie zauważycie, społeczeństwo ma na temat oczekiwań wobec was w tym wieku swoje zdanie.
♦
Zwłaszcza gdy masz coś wspólnego z kobiecą rolą płciową. 31 to nieznająca życia siksa. 39 to w najlepszym razie milf.
♦
Nie powiem, żebym była jakoś szczególnie zadowolona ze swojego wieku. Zasadniczo lepiej być młodszym niż nie. Z reguły plecy mniej bolą i tego typu sprawy.
♦
Jak słyszę, gdy ktoś twierdzi, że w pewnym wieku nie wypada już obchodzić urodzi, to coś we mnie umiera. Nie zamierzam nigdy przestać świętować urodzin! Świętujesz w końcu fakt, że żyjesz. Tak, czy nie? Na przykład, że żyjesz już 40 lat. Nie wszystkim się to udało, więc są powody do radości.
♦
Nie będę jednak udawać, że nie mam problemu ze swoją czterdziestką. Mam. Nie identyfikuję się z tą grupą wiekową. Winię za to poprzednie pokolenia. Gen X, was też.
♦
Pięknie mieć 35 lat. To najlepszy wiek. Nie wiem, dlaczego tak uważam, ale piszę z perspektywy, więc mam jakieś tam porównanie.
♦
Moje pokolenie do perfekcji doprowadziło zastanawianie się nad dorosłością. Czy umiemy w dorosłość, czy jesteśmy wystarczająco dorośli, czym jest dorosłość? itd., itp. Ubrani w bluzy z bohaterami bajek Disneya(konieczne decorum: nie wszystek dorosnę) przodowaliśmy w tym zwłaszcza po trzydziestkach, zmagając się z kolejnymi społecznymi i materialnymi wyznacznikami dorosłości w XXI wieku: kredyt hipoteczny, tzw. poważna praca, dom, dzieci, często zapominając o tym, że warunki ekonomiczne mają większy wpływ na zdobycie tokenów dojrzałości niż nasze chcę lub nie chcę. Chociaż muszę oddać nam sprawiedliwość: o idei dorosłości umiemy myśleć też głębiej, zdajemy sobie sprawę, że to więcej niż powyższe. Wiem bo czytałam mnóstwo blogów rówieśniczek 😉. Czasem zastanawiam się, czy nasi rodzice kiedykolwiek mieli takie rozterki. Czy zastanawiali się nad tym, czy są aby wystarczająco dorośli, a może tylko bawią się w dom (zdarza mi się łapać na myśli, że to tylko zabawa, a naprawdę dorosła to jest moja mama). Czy to dopiero millennialsi wpadli na ten pomysł (jakbyśmy nie mieli nic lepszego do roboty i zero zmartwień). Zapytałabym, ale boję się, że mama nie zrozumie.
♦
A potem dochodzi się do 40 i nie wiadomo, czy jeszcze można zadawać sobie to pytanie, czy ono jest zarezerwowane dla trzydziestek i problem rozkmin o dorosłości magicznie znika. No nie wiem.
♦
Może 40 lat to nie jest coś, co szczególnie mnie jara, ale fakt, że świadomie pamięta się tyle różnych dekad, jest ekscytujący i jara mnie to, że nie mając jeszcze 40 lat pamiętałam świat z pięciu bardzo różnych dziesięcioleci.
♦
Chociaż mogę wyjść na ulicę w spodniach, które nosiłam w liceum bo moda powraca (no może nie tych samych, bo dawno zjadły je mole, ale takich samych) i nie wyglądać jak time traveller. Ba! Właściwie wyglądam młodzieżowo.
♦
Czytam jakiś bzdurny artykuł o aktorce z „Mody na Sukces”, bo lubię poczytać bzdurki, i pada tam zdanie, że dla każdej kobiety czterdziestka oznacza granicę między młodością i starością. Jest to bardzo śmieszne zdanie. Jednego dnia jesteś młoda, drugiego jesteś staruszką. Wehikuł czasu. Nie ma nic pomiędzy. Śmiechom nie byłoby końca, gdyby naprawdę nikt w to nie wierzył i nikt tego nie powtarzał, ale jakoś wciąż powtarzają.
♦
Starość, srarość. Serio, jeśli po czterdziestce jest się już starym, to biorąc pod uwagę średnią życia w Polsce, starość jest większością życia. Chociaż moja babcia, która przeżyła prawie 94 lata, miała w zwyczaju nazywania młodymi ludzi w wieku 75-80, więc jak zwykle chodzi o punkt widzenia.
♦
Innego dnia widzę artykuł o perimenopauzie, która może zacząć się od 44 roku życia i na zdjęciu jest pani w wieku ewidentnie 65+. „Wysokie obcasy” niezawodne jak zawsze. Być może zatrudniane przez nie na bezpłatnym stażu 18-letnie stażystki myślą, że tak wyglądają osoby po 40. Nie wiem.
♦
Żeby nie było, że dissuję tu starość, ale 40 lat to serio jeszcze nie jest ten czas.
♦
W ogóle ostatnio ciągle wyświetlają mi się artykuły o menopauzie. Rozumiem potrzebę tego tematu, jest totalnie zaniedbany, ale algorytmie fb proszę daj mi spokój.
♦
Fajne w życiu przez kilka tak różnych dekad jest to, że się pamięta tak różne światy. Z drugiej strony brak doświadczeń z innego kiedyś ma niesamowity urok rzeczy pierwszych, najprawdziwszych i wolnych od nostalgii, i nie byłabym ze sobą i z wami w stu procentach szczera, gdybym powiedziała, że za tym nie tęsknię.
♦
Jeśli jest coś, czego zazdroszczę nastolatkom, to jest właśnie ta wolność od nostalgii. Takiej prawdziwej, nie urojonej w stylu „urodziłam się za późno”, którą oczywiście większość z nas przeżywała.
♦
Przez całe swoje lata 30 nie chciałam mieć znów 25 lat, ale teraz już trochę tak. Zaczęłam myśleć z czułością o młodszej sobie, co gdy byłam trzydziestką zadowoloną z bycia trzydziestką nie było takie oczywiste.
♦
Pewnie dlatego, że wczesne trzydziestki cierpią na irytujący syndrom wyższości. No wiecie, jesteś mądrzejszym starszakiem, co to wie coś, czego młodsi nie wiedzą. Jak nie przymierzając w ósmej klasie albo na piątym roku studiów. No się cwaniakuje po prostu. Byłam tam, wiem.
♦
Jest to z pewnością jakaś strategia radzenia sobie z piętnem trzydziestki, albo wychodzenia z okołotrzydziestkowego załamania. No bo przecież wiele z nas ulega narracji, że trzydzieste urodziny to mały koniec świata. Już dawno zapomniałam, że tak się z tym przekraczaniem trzydziestki sprawy mają, ale jakiś czas temu czytałam taki artykuł, to znowu wiem.
♦
Teraz już pamiętam! Rzeczywiście trzydzieste urodziny przeżywało się jakoś bardziej.
♦
Jakimś znakiem czasu jest to, że w tym roku naprawdę nie znałam „Młodzieżowego słowa roku” (essa). Chociaż wydaje mi się, że jednak obiło mi się o uszy, musiałam oczywiście sprawdzić co znaczy. W tej chwili oczywiście już nie pamiętam. Więc może to wcale nie tak, że tych słów nie znam, tylko że pamięć już nie ta.
♦
Istnieją listy rzeczy do zrobienia przed 30. Być może są też jakieś dla 40., ale nigdy nie widziałam. Pewnie dlatego, że wszystkie rzeczy, jakie należy zrobić przed czterdziestką były już na liście „to do before 30” i według ich twórców już się ze wszystkim dawno uwineliśmy.
♦
Trochę niepokoi mnie fakt, że z niemal stuprocentową pewnością nie istnieją żadne listy TO DO before 50. To nawet brzmi jak żart o porażkach.
♦
Ale może to dlatego, że mówi się, że po 40 już nic nie musisz. Można interpretować to zdanie na dwa sposoby a) za to wszystko możesz! b) i tak już wszystko stracone!
♦
Z rzeczy, które najbardziej irytują mnie w jaśnieoświeconych internetowych zwierzeniach trzydziestek: jak to nie chciałyby znów mieć dwudziestu lat, bo teraz mają lepiej poukładane w głowach i są w pełni pogodzone z samymi sobą. Większość wcale nie jest, o czym dowiadujemy z wpisu trzy scrolle później.
♦
Oczywiście, że chciałabym mieć znów 20 lat i żeby życie stało przed moim otworem, czy jak to szło. To w żaden sposób nie neguje faktu, że dobrze dorastać i układać sobie w głowie.
♦
Jednak wcale nie chciałabym obudzić się jako dwudziestolatka w roku 2002 z całym moim dzisiejszym doświadczeniem i wiedzą. To byłby koszmar jak z głupiego filmu z Drew Barrymore.
♦
Dobrze być młodym i głupim.
♦
Dzięki temu jakiś trzydziestak może czuć się dojrzalej, a więc lepiej, bo wiadomo, że jesteśmy pokoleniem, które świetnie umie w wątpliwości dotyczące bycia mitycznym odpowiedzialnym dorosłym.
♦
Kiedy miałam 23 lata koleżanki kupiły mi na urodziny wibrator w kształcie kukurydzy ze sklepu „Beate Uhse”. Dyskretny urok siermiężnych zabawek erotycznych z początku wieku. Mam go do dziś. Dawno nie działa, ale może robić z plastikowe warzywo. Śmiechów było co niemiara. Dlaczego już nikt nie daje mi śmiesznych prezentów?
♦
Aczkolwiek mam nadzieję, że jednak na 40 się postarają.
♦
W ogóle fun fact: nie dyktuję córce, kogo ma zapraszać na swoje urodziny, za to ona śmie mieć do mnie pretensje o to, że nie zaprosiłam rodziców jej koleżanki. Znam ich od jakiegoś w roku, w tym tak troszkę więcej niż na cześć gdzieś od kwietnia. Nawet nie wiem, jak mają na nazwisko! Jak wytłumaczyć dziecku, że po trzydziestce jednostki czasoprzyjaźni płyną trochę inaczej niż gdy ma się pięć lat?
♦
Jak miałam 36 lat myślałam, że 36 lat to początek równi pochyłej. Nawet nie wiem, dlaczego.
♦
Bywałam na urodzinach dorosłych ludzi, na których byli ich rodzice, a nawet wujostwo. Szanuję, ale to nie mój styl. Zrobiłam to raz: gdy miałam 18 lat i potrzebowałam dostać w prezencie pieniądze.
♦
Moja mama jest kochana. Uważa, że rodziców nie zaprasza się na urodziny i się nie wprasza na imprezę. Wie, że patrzenie na pijane dorosłe dzieci jest gorsze od patrzenia na pijanych rodziców. Za to obiecała dostarczyć sernik.
♦
I dała mi już pieniądze w prezencie. Mogłam się poczuć jakbym znów miała 18 lat. Oddam jej w doładowaniach telefonu.
♦
Jak byłam młodsza nie kumałam sensu tytułu serialu z Karolakiem „39 i pół”. Och, jaki wydawał mi się żenujący! Teraz jak najbardziej rozumiem. Będę mówić, że mam 39 lat do 10 grudnia do 12:00 i celebrować życie po 30, bo to spoko dekada! Kto mi zabroni!