Lista mocno subiektywna. Nie skażona jeszcze wpływem nominacji oscarowych. Ułożona na podstawie ogłoszonego kalendarza premier w Polsce. Kolejność chronologiczna. Punktuję dlaczego warto obejrzeć. Argumentacja swobodna, chwilami irracjonalna.
Nienawistna ósemka (15 stycznia)
Bo Tarantino znów na Dzikim Zachodzie, i znów może mu się to udać. Bo Kurt Russel i Samuel L. Jackson. Bo łowcy głów okutani w wielkie futra brną przez śnieżne zaspy.
Dziewczyna z portretu (22 stycznia)
Bo Eddie Redmayne. Bo Eddie Redmayne w damskich ciuszkach. Bo Alicia Vikander równie ładna, jak Eddie w damskich ciuszkach. Bo historia pierwszego mężczyzny, który zmienił operacyjnie płeć. Bo czekam na premierę odkąd ogłosili, że kręcą.
Zjawa (29 stycznia)
Bo Leo di Caprio znów według wszystkich filmowych spekulantów może dostać Oscara (i pewnie znów mu się nie dostanie). Bo Tom Hardy w roli najpaskudniejszego złoczyńcy od czasu Bane’a. Bo Alejandro González Iñárritu. Bo niedźwiedź.
Widzę, widzę (12 lutego)
Bo świetne przyjęcie na Festiwalu Filmowym Nowe Horyzonty. Bo taki piękny tytuł. Bo horror z Austrii, a nawet nie-horrory z Austrii są przerażające. Bo horror o dzieciakach, a horrory o dzieciakach są najstraszniejsze.
Romeo i Julia (12 lutego)
Bo to dokładnie ten sam film, co 20 lat temu. Bo wraca do kin. Bo dobrze pamiętam, jakim wtedy szokiem był Szekspir w konwencji MTV. Bo dziś Szekspir w takiej konwencji to właściwie klasyka. Bo to Szekspir w końcu. Bo Leo taki młody. Bo „Love me, love me, Say that you love me, Fool me, fool me, Go on and fool me”. Bo: cholera to naprawdę już 20 lat?
Brooklyn (19 lutego)
Bo Saoirse Ronan. Bo scenariusz Nicka Hornby’ego. Bo takie piękne kolory, taki piękny Nowy Jork z lat 50. Bo to wygląda jak wszystkie te niewinne filmy i seriale, które lubiłam oglądać w dzieciństwie. Bo to może być bardzo przyjemny i miły film, a czasem trzeba nam takich filmów.
Oddychaj (19 lutego)
Bo Mélanie Laurent, ta z „Bękartów Wojny”, stanęła po drugiej stronie kamery i jestem bardzo ciekawa, co z tego wyszło. Bo historia destrukcyjnej przyjaźni młodych kobiet. Bo wygląda na ciężką dawkę ciężkich emocji.
Barany. Islandzka opowieść (19 lutego)
Bo Islandia. Bo owce. Bo dwóch braci, którzy nie rozmawiają ze sobą od czterdziestu lat, wymienia listy za pośrednictwem pasterskiego psa. Już tyle wystarczy, bym chciała obejrzeć ten film. Bardzo.
The Lobster (26 lutego)
Bo to film reżysera doskonałego greckiego „Kła”. Bo Colin Farell i Rachel Weisz. Bo małe, kameralne sci-fi to coś, co tygrysy lubią bardzo.
Pokój (26 lutego)
Bo nowy film Lenny’ego Abrahamsona („Frank”). Bo już punkt wyjścia: chłopiec, który myśli, że pokój, w którym żyje jest całym istniejącym światem, mrozi mi krew w żyłach, a dalej może być już tylko lepiej.
Carol (4 marca)
Bo Cate Blanchett taka wytworna. Bo Rooney Mara taka piękna. Bo Cate i Rooney zakochują się sobie. Bo Todd Haynes to reżyser, który wspaniale opowiada o miłości homoseksualnej i równie dobrze o wizualnie pięknych, ale pod podszewką brzydkich, amerykańskich latach 50.
Zoolander 2 (4 marca)
Bo to druga część Zoolandera. Bo pierwsza część Zoolandera była tak głupia, odjechana i wspaniała. Bo Ben Stiller bardzo dobrze ukrywa, że jest fajnym aktorem, ale jak już się odkryje to jest naprawdę dobrze. Bo naprawdę czekałam na ten film 15 lat. I naprawdę bardzo chcę, żeby był równie śmieszny, co jedynka, ale trochę się boję. Bo grzywka Owena Wilsona, ciekawe co z nią.
Duma i uprzedzenie, i zombie (11 marca)
Bo Duma i uprzedzenie. Bo Duma i uprzedzenie i zombie. Bo to jest tak idiotyczne, że może być naprawdę zabawne. Albo naprawdę bardzo złe.
Opowieść o miłości i mroku (1 kwietnia)
Bo to wyczekiwany debiut reżyserski Natalie Portman. Bo zdjęcia Sławomira Idziaka. Bo to ekranizacja wspomnień Amosa Oza. Bo zapowiada się piękny film.
Victor Frankenstein(15 kwietnia)
Bo oglądam wszystko o Frankensteinie. Bo James McAvoy. Bo tym razem narratorem jest Igor i ten Igor nie ma wędrującego garba (Mart Feldman, „Młody Frankenstein”), ale za to jest Harrym Potterem.
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć (18 listopada)
Bo, co prawda nie znam za dobrze uniwersum Pottera – w momencie startu potteromanii byłam już zdecydowanie za stara, żeby się w to wkręcić i prawdopodobnie nigdy nie nadrobię ani książek, ani filmów – ale jest Eddie Redmayne (zaczynam sądzić, że on ostatnio gra we wszystkim filmach, podobnie jak Domhall Gleeson), retro sceneria i ogromnie podoba mi się tytuł.
A na jakie premiery Wy czekacie w 2016? Podzielcie się.
Jest tyle filmów, że nie mogę się zdecydować, na który najbardziej czekam. Do tej listy dorzucam jeszcze „Star Trecka”.
Podobno Oscara zamiast di Caprio dostanie niedźwiedź 🙂 A tak poza tym to widzę ze opóźnienia w stosunku do premier zagranicznych standardowe 🙂 Widzę widzę to jakoś jesienią juz oglądaliśmy, interesujący ale raczej nie horror choć jak juz się rozkręci to potrafi utrzymać w napięciu 🙂
Ja bym chciała, żeby Hardy dostał 🙂 A „Widzę, widzę” to już było u nas przecież na Horyzontach (nagroda publiczności). Szkoda, że filmy z tego festiwalu też zawsze tak późno trafiają u nas do dystrybucji. Niestety. Mustang czy Lobster też dopiero teraz wchodzą do naszych kin.