Historia niczego nas nie uczy. Albo to my nie potrafimy się uczyć od niej. Niby w oczywisty sposób powinna, a jednak stosujemy wobec niej jakiś dziwny reset. Inaczej dawno bylibyśmy całkiem znośnym gatunkiem, a tu nic z tego.

Ignorujemy wzory, powtarzalne mechanizmy, analogie. Traktujemy historię, zwłaszcza tę dotyczącą dyskryminacji i przemocy, jak zbiór jednostkowych wydarzeń. Próbujemy przekonywać siebie, że jesteśmy lepszymi ludźmi i, że to (cokolwiek by to nie było) nas już nie dotyczy. To zawsze jest “to” samo.

Okazuje się, że historię pamiętać można znakomicie, a jednak zupełnie nie umieć korzystać z tej pamięci i wychodzić z założenia, że “moja pamięć jest lepsza niż twoja”.

Moja historia jest lepsza, ważniejsza, prawdziwsza niż twoja współczesność.

Powtarzające się komentarze, które czytam od lat w sytuacjach łamania praw człowieka, które wypływają z ust ludzi, którzy przeżyli komunę w Polsce, albo nawet z nią walczyli, utwierdzają mnie w przekonaniu, że stosowanie pamięci zawodzi nawet bezpośrednich uczestników wydarzeń, które można by traktować jako wzór. Albo to coś z tamtym pokoleniem jest nie tak, albo to po prostu arogancja liberalnych elit tudzież przywilej, który nie pozwala widzieć dalej niż czubek własnego nosa.

Kiedy słuchasz słów powstańców i powstanek warszawskich, którzy wspierają dziś walkę o prawa osób LGBTQ+, ich opór wobec przemocy i dyskryminacji władzy, przypominając przy tym, czym był i jak straszny był faszyzm, rośnie ci serce.

Kiedy słuchasz tych przemądrzałych panów walczących czterdzieści lat temu z komuną, mówiących o tym, że: my młodzi nie pamiętamy komuny i tego, czym naprawdę był strach i w ogóle to w dupach nam się poprzewracało, no a o tym, co się teraz dzieje, to nie tak łatwo przecież rozstrzygnąć, kto ma rację, ach, no i osądzi nas historia, to robi ci się niedobrze.

Wiecie, byłam w zerówce, gdy upadła PRL, a sporej części z was, którzy i które właśnie czytacie ten tekst, nie było wtedy nawet na świecie. Nie mam najmniejszego zamiaru umniejszać ludziom, którzy walczyli z tamtym systemem, tym bardziej jego ofiarom, ani deprecjonować represji, którym byli poddawani. Ale pod wieloma względami mamy gorzej. I nie chodzi o to tylko, że żyjemy w państwie rządzonym przez PiS i o to, że łamane są`prawa kobiet (ostatnio pomysł wypowiedzenia konwencji antyprzemocowej), i o to, że już nie tylko dyskryminuje się, ale i represjonuje osoby LGBT i że mechanizm tego ostatniego żywcem przypomina sytuację wyganiania z Polski Żydów w roku 1968.. Do tego wszystkiego mamy pandemię, kryzys klimatyczny, ekonomiczną niepewność i faszystowskie wzmożenie w wielu częściach globu. Mamy przejebane globalnie.

Zupełnie poprzewracało się nam w dupach, że nie chcemy umierać.

Wróćmy do naszego kraju z dnia 7 sierpnia 2020 roku.

Aktywistka “Stop Bzdurom”, kolektywu walczącego z kłamliwą propagandą anty-LGBT, zostaje zatrzymana w celu doprowadzenia do aresztu na dwa miesiące, który to środek zapobiegawczy orzekł sąd (po apelacji policji) w sprawie oskarżenia o uszkodzenie furgonetki fundacji “Pro”, czyli tych od aut-bannerów zrównujących bycie gejem z pedofilią. Środek zupełnie nieadekwatny, orzeczony na wyrost w tym konkretnym przypadku. Wiecie, osoby oskarżone o dużo większe przewiny (np. gwałt) potrafią w tym kraju odpowiadać z wolnej stopy. W obronie Margot zbiera się tłum ludzi. Finał jest taki, że policja zgarnia do suk prawie 50 osób. Nie tylko aktywistów/ek i tych, którzy i które przyszły bronić Margot, ale na przykład też chłopaka, który znalazł się w tym miejscu przypadkiem, bo szedł akurat na zakupy. Aparat władzy stosuje zupełnie nieadekwatną przemoc (m.in. duszenie, zakładanie kajdanek z tyłu), zatrzymane donoszą później, że policjanci dopuścili się wobec nich molestowania seksualnego. Margot, która jest osobą niebinarną, trafia na dwa miesiące do męskiego aresztu, bo urodziła się jako Michał, a prawicowe śmieszki już fantazjują w social mediach o tym, jak ją wyleczą we więźniu gwałtem z takich bzdur.

Nie mamy wątpliwości, którzy to dobrzy, którzy źli?

Czy na pewno?

Na scenę wkracza nasz dobry znajomy, symetryzm.

Domena “dobrych” ludzi. Wiecie, ten Hitler przesadza z mordowaniem Żydów, ale ci Żydzi to tak się panoszą i nie chcą asymilować.
Wiecie, ta policja przesadza z duszeniem, a PiS ze strefami wolnymi od LGBT, ale na boga! czy ci geje muszą się tak afiszować? A już w ogóle niszczyć samochody i wieszać tęczę na Jezusie? Czy nie mogliby szanować własności prywatnej i nie naruszać naszego poczucia estetyki i wyobrażeń o tym, czym jest pokojowy protest? Co wam zrobił Jezus?
(No, jeśli istniał, to według tego, jak o nim piszą w pewnej znanej księdze, sam przepasałby się tą tęczą.
)

Ten sam mechanizm. Ten sam wzór. Stare historie nie są lepsze niż nowe. Nie są prawdziwsze i słuszniejsze. I nie kończą historii.

Przez wieki opowiadaliśmy sobie historie nie po to, żeby pamiętać o przodkach, ale by mieć punkty odniesienia. Mamy tych punktów mnóstwo, a zachowujemy się tak, jakby wszystkie były martwe. Nie są. Nie będą. Martwi są tylko ludzie, którym ci “dobrzy, praworządni ludzie” swoją biernością i brakiem sprzeciwu wobec dyskryminacji i przemocy, odmówili prawa do bycia istotnymi w tej historii.

Symetryzm to bzdura.

Prawdopośrodkizm to bzdura.

Mówienie dyskryminowanym mniejszościom, jaki ma być ich gniew, to bzdura.

Stop bzdurom.

fot: Photo by Jasmin Sessler on Unsplash

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top