Mówią, że kobiety starzeją się gorzej. Na przykład mówią mi to dziewczyny, a ja im odpowiadam, że nieprawda, że wszyscy starzejemy się tak samo: nieubłaganie. Ale dziewczyny wiedzą co mówią, bo są już w takim wieku, gdy powoli należy przyzwyczaić się do faktu wypadania z gry. No i wszyscy tak mówią, wszyscy powtarzają od zawsze, że tak jest, i przecież gołym okiem widać, że faceci starzeją się ładniej. No i co ja mam im powiedzieć, gdy mam przeciwko swoim argumentom lata pokutowania tej oczywistej prawdy o przemijaniu?

Mężczyźni starzeją się z godnością, kobiety nie. To bzdura, bo przecież wszyscy starzejemy się tak samo. To znaczy oczywiście, że starzejemy się różnie, bo mamy różne geny, różnie o siebie dbamy, albo i nie dbamy, mamy różne historie choroby, a jedni są ładniejsi od innych. Ale płeć w tej biologicznej ruletce naprawdę nie gra roli. Chyba że kulturową.

Zasady

Starzenie kobiet i mężczyzn jest po prostu inaczej odbierane i tu jest pies pogrzebany. Stara zasada patriarchalnego społeczeństwa głosi, że kobieta nadaje się do spożycia tylko na świeżo. Oznaki starzenia u mężczyzny to dowody doświadczenia i mądrości. Męska dojrzałość może być również atrakcyjna, bo kojarzy się z atrakcyjnością ekonomiczną. Kobieta nie ma być jednak ani bogata ani mądra. Chociaż słowo wiedźma etymologię ma w wiedzy, to przecież ostatecznie stara wiedźma oznacza w naszym języku brzydką babę jagę. Brzydką i złą. Kobieta ma być piękna i nieskażona przemijaniem. Ma być wiecznym dzieckiem. Nie posiadać głosu, bo dzieci i ryby głosu nie mają. Ma być podległa i uległa. Mając czelność się starzeć, wypisuje się z gry, staje się w pewnym sensie niezależna od ocen, od posiadania, staje się terytorium niczyim, niepożądanym, nieprzystającym. Mężczyzna w dalszym ciągu jest zdobywcą. Kobieta balansuje na granicy, na marginesie społeczeństwa. Im dłużej zachowuje młodosć, tym dłużej należy, więc jest istotna, chociaż jej istotą jest bycie przedmiotem.

Mity

Kult młodości dotyczy kobiet bardziej. W sumie to żadne odkrycie. Tylko częściowo wynika to z biologii. Kultura wykorzystuje jednak biologię do stworzenia swoich mitów, które krępują nas bardziej niż biologiczne uwarunkowania. Jesteśmy cywilizowanymi ludźmi, wystarczająco długo, by już dłużej nie zwalać wszystkiego, co wymyśliliśmy, żeby ograniczać siebie i innych, na naturę, ale jakoś nie możemy przestać. Pewnie dlatego, że to bardzo wygodne i zwalnia z odpowiedzialności. To dotyczy wszystkich kultur, chociaż jednych bardziej, a innych mniej.

Echa

Jasne, że to są powidoki przeszłości. Nie mogę pisać o tych rzeczach tak, jakby napisała o nich emancypantka z XIX wieku, ani nawet Simone de Beauvoir tuż po Wojnie. Poglądy takie jak teoria wiecznego niemowlęctwa kobiety oficjalnie nie istnieją już w naszej kulturze, nie jesteśmy przecież zależne od naszych panów i władców, jak kobiety w Arabii Saudyjskiej, które bez zgody ojca lub męża nie mogą opuścić kraju. A jednak są sfery, w których te echa wciąż pobrzmiewają, a nawet wybrzmiewają bardzo mocno. Zastanawiamy się często, dlaczego tak jest. Czasami przyjmujemy krzywdzące twierdzenia ukute na tych echach za prawdę i powtarzamy bez większej refleksji. Kobiety powtarzają te farmazony bezwiednie nie zastanawiając się jakie skomplikowane uwikłania i uwarunkowania za nimi stoją. Dobrze zdefiniować skąd bierze się takie myślenie. Wtedy łatwiej przestać tak myśleć i robić sobie krzywdę.

Często trafiam na wyznania starszych kobiet, które mówią, że dzięki menopauzie już nic nie muszą. Skończyła się ich gonitwa, nie muszą już się starać, a jednocześnie stały się niewidzialne. Przy czym nie jestem do końca pewna, czy naprawdę już nie muszą się starać. To zależy. Wciąż przecież muszą starać się bardziej, by uniknąć śmieszności. Nie być dzidzią-piernik. Śmieszność to jest taki straszak, który czeka na nas za granicami młodości. Już nie mogę się doczekać.

Związki

A teraz będzie o związkach. Brak symetrii w postrzeganiu procesu starzenia przekłada się na wiele rzeczy, ale związki, w których występuje duża różnica wieku, są dość jaskrawym, a zatem bardzo dobrym przykładem, jak to działa w praktyce. Mam tu na myśli heteronormatywne związki cis-osób, bo to w nich innych ludzi bolą te różnice (w innych związkach to czasami niektórych boli po prostu to, że są).

Niedawno w Wysokim Obcasach ukazał się felieton Doroty Wellman, w którym autorka wyzłośliwiała się na francuskiego pisarza, Yanna Moixa, który w wywiadzie dla Marie Claire otwarcie przyznał, że nie mógłby kochać kobiet po 50., bo są stare i brzydkie. Po chwili dodał, że najbardziej kręcą go Azjatki.Ja tam nie wyrzuciłabym z łóżka Gillian Anderson, ale każdemu według potrzeb, nie chodzi o to, żeby nagle przekonywać pisarza, że ma sypiać z kimś innym.  Był to zresztą kolejny artykuł na ten temat w Obcasach, a Francuzowi dostało się za tę wypowiedź również za granicą, żeby nie było, że WO wyskoczyło jak filip z konopi (tu wam podlinkuję dwa felietony z Guardiana, które sprawę ugryzły z różnych punktów widzenia i ugryzły ją naprawdę dobrze).

Nie jestem fanką felietonu Wellman, ponieważ ogranicza się on do złośliwości i oburzenia. Przy czym doskonale rozumiem to oburzenie. Oczywiście, że każdemu wolno kochać, kogo chce i preferencje seksualne innych ludzi nie są czymś, za co powinniśmy ich oceniać (no chyba, że ktoś ma preferencję, by zaciągać do łóżka dzieci, ale zostańmy przy konsensualnych stosunkach dorosłych osób), wypowiedź Moixa pobrzmiewa jednak starym dobrym seksizmem, a nawet znajdzie się miejsce na subtelny (albo i niesubtelny) rasizm. Kłopot z felietonem Wellmann jest taki, że napisany jest on ciętym językiem, jest typowym pojazdem po osobie i zasadniczo pomija tło problemu. A tak naprawdę to tło jest tu problemem. Tym tłem są podwójne standardy.

Podwójne standardy

Bo generalnie społeczeństwo patrzy na to tak:
stary koleś z młodą laską – normalka
młody koleś ze starszą babką – fujka

Żeby nie oddalać się zbytnio od Francji, w której zakotwiczyłam na chwilę, by przytoczyć wypowiedź pisarza Yanna Moixa, przypomnijcie sobie z jakim zapałem internet dziwił się dwadzieścia lat starszej żonie prezydenta Macrona. I jak z reguły w przeźroczysty sposób traktowane są związki, gdzie dwadzieścia lat więcej ma facet.

Moglibyśmy wszystko sprowadzić do kwestii preferencji i powiedzieć, że problemu nie ma. Ale tak jak nie ma symetrii w patrzeniu na te międzypokoleniowe związki, tak to nie jest dokładnie to samo, gdy dwudziestopięciolatka powie, że woli starszych facetów i gdy facet po pięćdziesiątce mówi, że woli dwudziestopięciolatki. Niby z preferencjami wszystko jest w porządku, póki nie zahaczają o kryminał, ale warto zastanowić się nad całym społeczno-kulturowym bagażem, który może za nimi stać. Może, nie musi. Ale prawdopodobnie zawsze stoi za tym, jak ta preferencja jest odbierana.

I tu jest problem, bo okazuje się, że nie można sobie kochać kogo się chce. Czepianie się Moixa, że woli 25-latki też jest niezgodą na kochanie tego kogo się chce, czy tam ruchanie, kogo się chce, bo tak naprawdę za złe trzeba mieć mu styl, w jakim się do tego przyznaje, a nie to, że się przyznaje.
Przy czym sam jego przypadek, jeśli rozpatrujemy go pod kątem tego jak brzmi ta konkretna wypowiedź, wygląda dość symptomatycznie. Wpisuje się w taki schemat kolesia, który szuka dominacji nad kimś słabszym społecznie: kobieta młodsza, mniej sławna albo wcale nie sławna, do tego najlepiej Azjatka (a Azjatki nie dość, że stereotypowo kojarzone są z młodszym wyglądem, bardziej dziecięcymi rysami, to jeszcze z większą uległością, pomnijcie na motyw gejszy!) – to brzmi jak idealny, akademicki wręcz przykład do zilustrowania pragnienia władzy w związku, czy tam w relacji seksualnej. Podobnie można było np. zanalizować Dominica Strauss-Kahna, który zgwałcił pokojówkę i wykorzystując jej słabszą pozycję społeczną (biedna, młodsza, czarna, emigrantka) próbował zamknąć jej usta (czy to hajsem, czy to dyskredytacją jej reputacji). Takiej analizy podjęła się zresztą Rebecca Solnit w eseju „Zderzenie światów w luksusowym apartamencie”, który możecie znaleźć w książce „Mężczyźni objaśniają im świat”, znakomitym tekście o relacjach podległości i władzy na wielu poziomach, w które wpisany jest seksizm, rasizm i historia kolonialna.

To jest przerażający schemat, który zbyt często kończy się przerażającą krzywdą i uciszaniem.

Oczywiście nie mogę stawiać dolarów przeciwko orzechom, że Moix bez wątpienia szuka w związkach dominacji i poklasku. Może po prostu kręcą go młode laski. Mam nadzieję, że nikogo nie gwałci. Związki starszych facetów z młodymi kobietami nie są przecież z gruntu złe, tak jak nie są złe sytuacje odwrotne, i nie zawsze można dopatrywać się w nich szkodliwych relacji. Żona mojego teścia jest młodsza od niego o dwadzieścia pięć lat i ostatnią rzeczą jaką mogłabym o niej powiedzieć to to, że jest zdominowana.

Niemniej myślę, że potrzeba nam analiz stosunków podległości i władzy i podwójnych standardów dotyczących starzenia się kobiet i mężczyzn, chociaż niekoniecznie potrzeba nam krytyki pogardliwych wypowiedzi francuskich pisarzy pisarzy, która opiera się na tym, że ci pisarze sami są starzy i brzydcy, tak jak zrobiła to Wellman. Nie dziwię się, że można się wkurzać na takie felietony, tak jak wkurzyli się niektórzy komentujący (m.in. Joanna Pachla np. napisała wpis na ten temat, z którego to dowiedziałam się, że jest taka afera). Ja się nie wkurzam. Chciałabym po prostu posłuchać innego języka, który coś przy okazji nam wyjaśni.

Okładanie się po głowach ciętymi ripostami dobrze się czyta, wzbudza silne emocje i kreuje kategoryczne sądy, ale nie sięga źródeł problemu. Nawet się do nich nie zbliża. Tekst, który właśnie kończycie czytać ma dziesięć tysięcy znaków, a też uważam, że ledwie ich liznęłam. A te źródła to brak symetrii. To podwójne standardy w traktowaniu związków z dużą różnicą wieku, a stąd już tylko krok do pierwotnej przyczyny: podwójnych standardów w podejściu do procesów starzenia. Czyli mitu o tym, że kobiety starzeją się brzydziej.

3 thoughts on “Kto jak się starzeje?

  1. Men don’t age better than women, they’re just allowed to age. Jak powiedziała Carrie Fisher. I to jest właśnie ten brak symetrii.

  2. Tak, podwójne standardy to jest naprawdę temat rzeka… Bardzo mądry, wartościowy, merytoryczny artykuł, zgadzam się z każdym Twoim słowem.
    Jeśli chodzi o nierówne traktowanie, to podam jeszcze przykład bezdzietnych par. Nie z wyboru. Par, w których on jest bezpłodny. Wiesz, kto w takich parach jest non stop szykanowany, wytykany palcami, oceniany? Ona. Bo jeśli nie chodzi i nie opowiada całemu światu, że to on nie może mieć dzieci (a nikt tego nie robi, umówmy się, bo to a) bolesne również dla niej, b) przecież chronimy kruche, męskie ego!) musi wysłuchiwać połajanek od ginekologa, od rodziny, od znajomych… Nawet jeśli zamyka im usta, mówiąc, że to z wyboru, to zaczyna się perswadowanie i niekończące się ocenianie. Koniec końców, to kobieta czuje się w takiej sytuacji bezwartościowa i… gorsza. A jak się czuje, jeżeli sama nie może mieć dzieci? Niespodzianka, bezwartościowa i gorsza!
    I niby wszystkie wiemy, że tak jest, że trzeba się nie przejmować, spokojnie walczyć o swoje prawa, tłumaczyć, bronić siebie i innych dziewczyn… Niemniej jednak, czasem naprawdę sił w tej walce brakuje…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top