Żeby pisać, trzeba pisać. To najlepsza rada, jaką w życiu dostałam. Nie istnieje inny sposób, nawet jeśli kiedyś powstanie maszyna do bezprzewodowego spisywania myśli z głowy, to nie będzie to samo, bo w głowie, czego by sobie o niej nie wyobrażać, to jednak zwykle jest chaos. No więc trzeba pisać i walczyć z prokrastynacją. Ale żeby nie było tak łatwo, są rzeczy gorsze od odkładania pisania na później. Na przykład różne myśli.

Sama mam taką swoją ścisłą czołówkę uprzykrzaczy. Bo co jeśli powiedziałam już wszystko, co miałam do powiedzenia? Co jeśli ciągle piszę o tym samym, chociaż wydaje mi się, że nie? Co jeśli moje myśli są mniej oryginalne niż mi się zdaje, zwłaszcza, gdy zdaje mi się, że wcale nie są oryginalne?

I co jeśli w jakiejś kwestii się mylę.
Nie masz wątpliwości? Ja mam je cały czas.
Lubię myśleć, że to dobrze o mnie świadczy. W każdym razie uważam, że ludzie, którzy nie mają żadnych wątpliwości i wszystkie sądy wyrażają z przekonaniem graniczącym z pogardą dla innych, są nie do końca w porządku.
Ale to wcale nie pomaga.

No i jest jeszcze życie. Poczucie, że marnuje się czas na życie, pisząc. I że pisząc, marnuje się czas na życie. Jest taki esej Virginii Woolf, który uwielbiam, o ludziach wysokich, średnich i niskich lotów. I ci ostatni naprawdę potrafią żyć, ci w środku pozują, że żyją, a ci pierwsi za dużo myślą. Po jego lekturze dochodzisz do wniosku, że jedyne czego nie chcesz, to być tym średniakiem. Dochodzisz też do innego, smutnego wniosku, że twoje aspiracje, by być kimś więcej właśnie czynią cię tym średniakiem, bo czyż jest coś bardziej pozerskiego od aspiracji?

Takie rozterki utrudniają skupienie się na pisaniu jeszcze bardziej niż zwykła prokrastynacja. Chętnie zadałabym pytanie wszystkim pisarzom i pisarkom (a przynajmniej tym, których czytam i lubię, wiadomo), jakie nachalne myśli trapią ich przy pisaniu. Odpowiedź, że żadne przyjęłabym z wielkim smutkiem.

Bo skoro wiem o prokrastynacyjnych zwyczajach największych z wielkich oraz tych mniej wielkich, których zapytać byłoby łatwiej, to wiem, że jedziemy na tym samym wózku. Ale jak już wspomniałam, prokrastynacja wcale nie jest najgorsza. Ostatecznie to tylko mycie okien i sprzątanie lodówki, finalnie zakończone umoszczeniem się na krześle przy biurku (albo przy laptopie na pościeli, dzięki ci pani za podkładki z Ikei). Nachalne myśli o sensie wszystkiego nie kończą się wraz z odpaleniem pliku docxa. One właściwie dopiero wtedy zaczynają hulać na całego.

Pocieszam się tylko tym, że aby pisać to trzeba pisać, ale warto też czytać i myśleć.

Photo by Patrick Tomasso on Unsplash

2 thoughts on “Rozterki przy pisaniu o życiu

  1. Też zmagam się z tego typu myślami, szczególnie tymi na temat oryginalności mojego zdania na dany temat. To powoduje, że od wielu lat odkładam pisanie bloga. Dodatkowo mam poczucie że wszystko już zostało powiedziane i wszystko już można gdzieś znaleźć. Jednak, Ty masz te myśli a pomimo tego od dawna zaglądam tutaj i znajduję za każdym razem coś świeżego i interesującego. Myśli to tylko myśli. Pozdrawiam

    1. na szczęście mam sposób na te myśli, o którym nie napisałajm, bo w dniu, gdy pisałam ten tekst, miałam małą załamkę, a dziś jest trochę lepiej 🙂 wydaje mi się, że w ogóle mało która myśl jest oryginalna, bo jest nas 7 miliardów ludzi na tej planecie, pierdyliard miliardów żyło na niej przed nami i na większość rzeczy już ktos wpadł, a jednak wciąz ktoś wymysla, odkrywa coś nowego. a naet jak nie wymysla i nie odkrywa, to może mówi o czymś już wyrażonym ludziom, którzy jeszcze tego nie słyszeli. i to jest wartość! poza tym żyjemy w kulturze remixu, więc tym bardziej 😉 zakładaj bloga

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top