Grudzień to marazm. Gdyby nie to, że mam w tym miesiącu urodziny i że mimo wszystko czekam na gwiazdkę (BO TAK, po niej to już tylko styczeń), poprosiłabym, żeby mnie zahibernować do wiosny. Oczywiście jest 2020 i hibernacja domowa jest nam dana nawet bez pytania, chociaż z drugiej strony jest też 2020 i nie można się nudzić, bo na przykład trzeba spacerować w obronie swoich praw, więc ten mój marazm to jest bardziej w głowie i w dodatku bywa wystawiany na potężne próby. To bardziej mój stan umysłu, niż to, co naprawdę robię. 

No ale jest grudzień, więc nic mi się nie chce i to tak od listopada. W tym miesiącu jestem zdecydowanie Biednym Pettsonem. Jeśli nie znacie książek o kocie Findusie, a macie w domu małe dzieci, to musicie koniecznie je poznać. Jak nie macie dzieci, to w sumie też. No więc jest szary, późnojesienny dzień. Staruszek Pettson siedzi przy stole kuchennym i zamula, a kot Findus próbuje przekonać go do zabawy. 

“Muszę narąbać drewna, ale nie chce mi się rąbać drewna. Muszę przekopać zagon ziemniaków, ale nie chce mi się tego robić. Chcę tylko siedzieć tu przez cały dzień i użalać się nad sobą.”

Bardzo identyfikuję się z Pettsonem w byciu późnojesiennym zgredem. Wydaje mi się, że nic nie robię, tylko zamulam i użalam się nad sobą. Oczywiście nie jest to prawdą, chociaż mój miernik robienia rzeczy, czyli aktywność w social mediach i regularność na blogu ledwo drga. Tak, w listopadzie były tylko dwa wpisy, w tym jeden trochę oszukany, bo wygrzebany z szuflady.

Kiedy jednak układam w głowie listę rzeczy, które robię, ale ich nie widzicie, to wiem, że jest nie jestem taka znów najgorsza. Trochę mi z tego powodu lepiej. Uwolniłam się od poczucia winy z powodu milczenia w soszjalach i zazdroszczenia innym, że robią tak dużo. Ale to naprawdę się uwolniłam, nie czuję już tego. Dotychczas było tak, że tylko uważałam, że nie powinnam się tak czuć, a uczucia robiły, co chciały. Jest to pewien sukces. 

Chwilowo przestałam porównywać się z innymi i postanowiłam zadbać o higienę psychiczną ograniczając social media. Chociaż to się sprowadza do ograniczenia własnej aktywności, a nie czytania ich, bo przecież FOMO, więc sukces jest połowiczny.

Tegoroczny grudniowy marazm to nicniechcenie bez poczucia winy, że mi się nie chce. Rzadko tak bywa, więc postanowiłam celebrować ten moment. Minie w końcu i znów zostanie mi tylko nicniechcenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top