W przerwach między zamartwianiem się nad wpływem koronawirusa na dalsze losy świata tak zwyczajnie, po ludzku, tęsknię za ludźmi.

Martwię się o tych, którzy nie mogą, jak ja, zostać w domu.
Martwię się o tych, którzy przez pandemię stracą lub już stracili pracę.
Jestem przerażona tym, co pandemia może oznaczać dla osób w kryzysie bezdomności i dla przebywających w obozach uchodźców.
Zastanawiam się, czy w efekcie pandemii posypie się kapitalizm, a solidaryzm społeczny stanie się podstawą gospodarki i relacji międzyludzkich,
czy wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej nas ten kapitalizm dojedzie.
Zastanawiam się, jak bardzo straumatyzowani wyjdziemy z tego wszystkiego.
Myślę o tym, że chciałabym, żeby po tym wszystkim było lepiej. Że powrót do normalności to za mało. Martwię się, że będzie gorzej.
To są rzeczy, o których myślę codziennie. Ale jeśli miałabym określić jedno dominujące uczucie w… który to już dzień kwarantanny? Też już nie liczycie?
Jeśli miałabym wymienić jedno uczucie.
Cholernie tęsknię za ludźmi.

Te memy o introwertykach, którzy żyją tak cały czas i o freelancerach, którzy żyją tak cały czas, już dawno przestały być śmieszne. Jeśli siedzisz w domu, bo musisz, to nie siedzisz, bo chcesz. Takie banalne, taka drobna różnica. Księżniczka w złotej klatce w dalszym ciągu jest w więzieniu, nawet jeśli może z niego prowadzić interesy nie gorzej niż Pablo Escobar z  La Catedral (1). Nawet jeśli naprawdę lubisz siedzieć w domu i naprawdę nie lubisz spotykać się z ludźmi, świadomość tego, dlaczego w nim siedzisz sprawia, że wcale nie jest tak, jak zawsze.

A ja lubię czasem wychodzić z domu i tylko czasem nie lubię spotykać się z ludźmi. To nie jest tak, że introwertykom jest łatwiej. Dałabym packi za te wszystkie memy o introwertykach. Chociaż dawno przestałam utożsamiać się z dychotomią intro-ekstra, więc może powinnam się zamknąć. Introwertyczką jestem w mojej głowie. Jeśli chodzi o obecną sytuację to naprawdę nie ma znaczenia.

Zwyczajnie zaczynam tęsknić za ludźmi. A jest mi naprawdę łatwiej, bo mam rodzinę, nie mieszkam sama, mam do kogo otworzyć gębę, nie tylko do kota, chociaż do kota też (właśnie zrzuca rzeczy z parapetu, więc otwieram bardzo mocno). Rozumiem, jak może być trudno osobom, które mieszkają same.

Bo wiecie, to nie jest normalne, żeby nie spotykać ludzi. Tom Hanks zanim złapał koronę, to mieszkał na bezludnej wyspie i gadał tam z piłką do tenisa. Pamiętacie? Z piłką!

Jesteśmy zwierzętami społecznymi, tworzymy więzi społeczne, potrzebujemy naszych wiosek. Nawet najwięksi samotnicy czasem tego potrzebują.
To dziwne nie widywać ludzi. To dziwne nie móc ich dotykać. To dziwne zachowywać dystans. Nasze ciała czują opór na myśl o zupełnym braku dotyku. Cztery przytulasy dziennie to gwarancja minimum szczęścia, tak mówią. Nie wolno się przytulać.

Zwyczajnie już tęskni mi się do ludzi. Takich na wyciągnięcie ręki. To jest naprawdę trudne. I to prawdopodobnie będzie dojmujące, dominujące uczucie wielu z nas. Pewnie nawet tych, którzy teraz twierdzą, że żyją tak zawsze. Prawdopodobnie nie siedzą od lat w pustelniach, więc trochę chyba przesadzają.

Musimy zachowywać społeczny dystans, by zatrzymać rozprzestrzenianie się wirusa, ale to nie jest tak, że ten dystans będzie całkiem obojętny dla naszej psychiki. To naprawdę nie jest naturalna sytuacja. W zestawieniu ze strachem, jaki wywołuje w nas wirus, to naprawdę jest stres. A i bez tego strachu, do jasnej cholery, to całkiem spory dyskomfort. Bo bycie z ludźmi to odruch. Bliskość to odruch. Zdecydowanej większości z nas.

Więc tak, tęsknię za tobą człowieku. Tak zwyczajnie, po ludzku. Tęsknię za twoją obecnością.

Fot. Ania Woźniak
(1) więzienie, które Pablo sam sobie zbudował i sam się w nim zamknął

3 thoughts on “Tęsknię za ludźmi

  1. Ja tez tesknie za ludzmi, ale teraz powoli zaczynamy się już spotykać chociażby na naszych ogródkach ale przez tę sytuację doceniłam wiele rzeczy.

  2. A ja się chyba nie zgadzam. Brak ludzi mi nie doskwiera, ale to być może dlatego, że od początku studiów mieszkam sama, a teraz siedzę u rodziców, więc mam na co dzień nawet więcej osób niż normalnie. Moja najlepsza przyjaciółka studiuje w innym mieście, więc przywykłyśmy do rozmów na fejsie i przez telefon, więc obecna sytuacja też niewiele zmienia. Może poza tym, że będziemy musiały obejrzeć Dom z papieru na Netflix Party. Siedzę w domu i pozwalam sobie na luksus nieprzejmowania się – overthinking na temat wirusa nic nie zmieni, mogę tylko posłusznie siedzieć w domu, co też czynię. (Ale fakt faktem, że nie muszę się przejmować. Dlatego staram się odpuszczać sobie teksty o tym, że ta pandemia to okazja na reset świata i slow life, bo jak ktoś właśnie stracił robotę to ma gdzieś slow life, goddamnit.) O studiach też jeszcze nie myślę, bo prawie wszystkie terminy oddań prac się przesunęły.
    Bycie z ludźmi to nie mój odruch. Chyba bardziej cenię sobie czas spędzany ze sobą – well, okazuje się, że całkiem siebie lubię, nawet jeśli mam do siebie kilka uwag – i okoliczności tego nie zmieniają.

  3. Napisałaś to, co mam w głowie. Ziściły się moje pragnienia, żeby ludzie mnie nie wyciągali z domu, bo w domu fajnie. Ale nie z przymusu.

    Czytam od dawna, dużo mi rezonowało w głowie, ale to szczególnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top