Kilka dni temu trzynastoletnia Inga Zasowska usiadła pod Sejmem i rozpoczęła swój wakacyjny strajk klimatyczny. Dziewczynka ma zamiar strajkować do końca lipca, żeby zwrócić uwagę na to, że politycy mają gdzieś realne zagrożenie katastrofą klimatyczną, której być może wielu z nich nie doczeka, za to z wielkim prawdopodobieństwem jej pokolenie odczuje bardzo dotkliwie. Politycy robili sobie z nią zdjęcia, a w sieci na Ingę posypał się hejt. Bo przecież nastolatki powinny siedzieć na insta, a nie protestować pod Sejmem.

Wsparcia trzynastolatce udzieliła Greta Thunberg, 16-letnia szwedzka aktywistka, która dla Ingi jest wzorem. Gdy miała jedenaście lat zachorowała na depresję i przestała mówić. Rok później zdiagnozowano u niej zespól Aspergera. Greta po raz pierwszy usłyszała o globalnym ociepleniu, kiedy miała osiem lat. Zderzenie świadomości z jaką katastrofą mogą wiązać się zmiany klimatu z bezczynnością ludzi, którzy do tej katastrofy doprowadzili, było dla niej szokiem.

My też się martwimy, zdajemy sobie sprawę ze skali problemu, prawda?

Ale za chwilę nasze głowy zaczyna zajmować coś innego, nasza codzienność, i nam przechodzi. Grecie nie przeszło, Greta nie odpuszcza. Kiedy w ubiegłym roku, zamiast pójść do szkoły, rozpoczęła swój strajk klimatyczny przed szwedzkim parlamentem, była sama. Kilka miesięcy później, zainicjowany przez nią Młodzieżowy Strajk Klimatyczny, połączył 1,4 miliona ludzi na całym świecie, a ona sama została nominowana do Pokojowej Nagrody Nobla. Dziewczynka z trochę inną percepcją niż nasza, która nie chce byśmy mówili o tym, jaka jest odważna i jakie to cudowne, że młodzież walczy, bo to odwraca uwagę od sedna sprawy: kryzysu klimatycznego.

Ona chce byśmy wpadli w panikę.

Ale nie wpadamy, bo mamy za dużo swoich spraw i w większości nie posiadamy percepcji, która pozwala skupić się na najważniejszych priorytetach. Albo mamy inne priorytety. W sumie ciężko się za to biczować, bo jako jednostki mamy ograniczony wpływ na to, co się dzieje na świecie, nawet gdybyśmy wszyscy w tej chwili przeszli na weganizm i zero waste. W panikę nie wpadają też rządzący i trzęsący tym światem, którzy w realny sposób, posiadając do tego środki, mogliby zacząć mierzyć się z zagrożeniem katastrofą. Nie wpadają, bo to się finansowo nie opłaca. Bo wielkie interesy nie zakładają ograniczeń w emisji dwutlenku węgla, tak jak i nie zakładają ograniczenia wyzysku pracowników w krajach globalnego południa, czy ograniczenia w robieniu kubła na plastik z oceanów.

1 procent to mało?

Czy wiecie, że Polska, która właśnie wraz z kilkoma innymi krajami zablokowała porozumienie klimatyczne w Brukseli, odpowiada za zaledwie jeden procent emisji gazów cieplarnianych? Najwięksi truciciele to USA, Chiny i Indie. Aż 70 procent emisji to sprawka zaledwie 12 najbardziej uprzemysłowionych państw. To nie oznacza, że Polska może sobie truć ile chce, bo jej wkład nic nie znaczy. Wszystko coś znaczy, gdy zostanie do siebie dodane, bo problem jest globalny i naprawdę nikt nie powinien umywać rąk. Tylko to wszystko jest bardzo skomplikowane i niekoniecznie samo obcięcie emisji dwutlenku węgla do zera załatwi sprawę. Przed nami wiele wyzwań, m.in. to jak szybko zapewnić czystą, tanią i dostępną energię w rozwijających się rejonach.

Rok 2050

Zresztą naukowcy biją na alarm, że jeśli nie zrobimy czegoś szybko, katastrofa ekologiczna może czekać nas już za 31 lat. 31 lat to jest cholernie mało, a woli by coś z tym fantem zrobić jakoś szczególnie nie ma, chociaż są piękne deklaracje. Obok tych deklaracji wciąż są ludzie u władzy, którzy twierdzą, że żadnego ocieplenia klimatu nie ma i heheszkują, że lubią jak jest ciepło.

Sumienie świata

Małe dziewczynki same nie są w stanie uratować świata, nawet jeśli są samą Gretą Thunberg. Ale są naszym sumieniem. Bo kto, jak nie one? W świecie katastrofy klimatycznej to właśnie małe dziewczynki będą tymi, które odczują ją najdotkliwiej. Nie, nie te ze Szwecji czy z Polski, ale chociażby te z Afryki, które w rejonach, w których dostęp do wody stanie się jeszcze trudniejszy, będą spędzać kilka godzin więcej na wędrówkach po nią. Wyprawy po wodę tradycyjnie są kobiecym zajęciem, w praktyce najczęściej zajęciem młodych dziewcząt. Szanse na edukację, i tak przecież ograniczone, spadają do zera. To już się dzieje. To tylko pierwszy przykład z brzegu. Katastrofa ekologiczna może doprowadzić do wojen, wzrostu poziomu biedy i masowych migracji. To nie są sytuacje, w których dobrze się żyje małym dziewczynkom.

1 thought on “Czy małe dziewczynki uratują świat?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top