Ludzie mówią, że kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów. Nikt nikomu nie zabroni nostalgii, nostalgia to całkiem przyjemna rzecz i nośnik wspólnych doświadczeń, ale niewiele jest rzeczy, które w takim stopniu jak ona potrafią odebrać nam krytyczne spojrzenie. Dziś porozmawiamy sobie o dziełach kultury, które siłą rzeczy tracą na aktualności, a my nie potrafimy się z tym faktem pogodzić.

Prawda czasu, prawda ekranu

Powiedzmy sobie otwarcie, lata 90. nie były wczoraj. Czy nam się to podoba, czy nie, skończyły się dwadzieścia lat temu, a my dorośliśmy. Nasz świat nie przypomina już w niczym tej na wyrost optymistycznej epoki. Żyjemy na skraju katastrofy klimatycznej, wiemy już, że drapieżny kapitalizm w neoliberalnym wydaniu hołubionym dwie dekady temu, przynosi więcej szkody niż pożytku, borykamy się ze wzrostem nastrojów nacjonalistycznych na całym globie. Wesoło nie jest. Żyjemy w czasach niepokoju, który jednak udziela nam się jakoś za mało. Jednocześnie żyjemy w dobie przemian społecznych, zmian w naszej mentalności i świadomości. Wyjaśnijmy sobie: przemian na lepsze. Seksizm, rasizm, homofobia to już nie są zjawiska akceptowalne społecznie, chociaż prawdopodobnie są równie powszechne jak w czasach, gdy ludzie uważali je za całkiem w porządku.

Rozumiem jednak nostalgię. To czego nie rozumiem i nie akceptuję to gloryfikowanie minionych czasów i zupełny brak krytycznego spojrzenia na nie. Widać to bardzo dobrze na przykładzie dzieł popkultury mocno zakorzenionych w czasach, w których przyszło nam dorastać. Ten problem może dotyczyć wszystkich pokoleń i przynależnych im utworów, ale sama chciałabym się odnieść do przykładu konkretnych seriali sprzed dwudziestu lat. Wychowało się na nich moje pokolenie, a na nim to jednak znam się najlepiej.

Niektóre seriale starzeją się tylko trochę. Innych nie da się w ogóle po latach oglądać. Jest też „Teoria wielkiego podrywu”, która zestarzała się lata przed tym zanim się skończyła. Są też takie utwory popkultury, których każda próba krytycznej analizy spotyka się z histeryczną reakcją fanów. Możemy więc tu mieć do czynienia nie tylko z nostalgią za czasami, w których przyszło nam dorastać, które w oczywisty sposób wydawały się nam prostsze i oczywistsze niż nasza obecna rzeczywistość, ale też z prostym zjawiskiem fanowskiego przywiązania. No dobrze, fanowskie przywiązanie wcale nie musi być proste.

Friends 1 - Świat się zmienia. Ty się starzejesz. Popkultura też

Żeby było można wciąż żartować tak, jak Przyjaciele

Zwierz Pokulturalny napisała kiedyś post (znakomity, przeczytajcie!), w którym analizowała w jaki sposób zestarzał się serial „Friends”. Żeby nie było, ja też uwielbiam „Przyjaciół”, ale niektóre wady dzieł kultury jesteśmy w stanie dostrzec dopiero z perspektywy czasu, ponieważ jego upływ wpływa na to, jak patrzymy na przedstawiane w nich kwestie. Pamiętam tę burzę w komentarzach! Część osób poczuła się oburzona faktem, że Zwierz w ogóle się serialu czepia. Ludzie ci próbę pokazania, że są sprawy, w których serial nakręcony w tak zupełnie innych, chociaż nie tak dawnych czasach, jest dziś reliktem minionej epoki, odebrali jak atak na świętość. Seriale nie są świętością. Dzieła kultury, jeśli przypadkiem nie są jednocześnie świętymi księgami w jakiejś religii, nie są świętością. Możemy, a nawet mamy prawo, oceniać je nie tylko przez pryzmat czasów, w których powstały, nie tylko czasów, o których opowiadały, ale też z naszego zupełnie współczesnego punktu widzenia. My siłą rzeczy wiemy więcej niż oni wtedy w latach 90.

I tak jakiś czas temu podczas jednej z rozmów z kolegami w pracy zeszło na tematy edukacji seksualnej i praw osób LGBT. Jeden ze znajomych stwierdził, że szkoda, że już nie można sobie żartować tak, jak w Przyjaciołach. Pamiętacie te żarty o gejach? Jasne, w „Przyjaciołach” pojawiły się przełomowe jak na tamte czasy wątki żony Rossa zakładającej rodzinę ze swoją partnerką, czy transseksualnego ojca Chandlera, jednak te postaci stają się przede wszystkim pretekstami do dość prymitywnych dowcipów z odmiennej seksualności. Zresztą żartów, które dziś uznalibyśmy za chociażby potencjalnie obraźliwe jest więcej. Na przykład te o grubej Monice, dziś po prostu już by nie przeszły. I dobrze. Jest naprawdę wiele poziomów, na których „Przyjaciołom” brakowało podstawowej wrażliwości. Prawda czasów była bowiem taka, że nie zdawaliśmy sobie jeszcze sprawy, że jej nam brakuje. Prawda ekranu za nią nadążała. Zresztą, lekcja wrażliwości to nie jest coś, co już wszyscy odrobili. Podobnie jest z lekcją szacunku. I mam tu na myśli zarówno widzów/fanów jak i twórców. Popatrzcie sobie na polskie kabarety.

Tymczasem według wielu osób to takie fajne, że w czasach „Przyjaciół” można było być niepoprawnym politycznie. No nie, to wcale nie było fajne. Tęsknimy do czasów, w których można było niewinnie żartować z gejów i grubasów, jak robili to Przyjaciele? Serio, nie tęsknimy. To nigdy nie było w porządku

9 single girl shows to watch the everygirl 2 1024x685 - Świat się zmienia. Ty się starzejesz. Popkultura też

Seks w wielkim mieście jako relikt epoki

Niedawno w polskim Vogue ukazał się artykuł Adriany Prodeus, który bardzo krytycznie rozprawił się z kultowym „Seks and the City”. Autorka określa serial jako relikt epoki, w której nosiło się futra, nie mówiło o ekologii i konsumowało ponad miarę, wypomina Carrie i spółce instrumentalne podejście do seksu, gdy tymczasem tak naprawdę marzą o pierścionku i dziwi się, że można było kiedykolwiek uznawać to za przejaw feminizmu. W mojej opinii nie był to artykuł, który zrównywałby serial z ziemią. Sama zresztą napisałam wiele lat temu tekst, w którym zarzucałam „SATC” podobne przewiny (chciałabym Wam go podlinkować, ale był to tekst na konkurs i zaginął był w odmętach internetu). Nigdy nie byłam wielka fanką „Sex and the city”, wolałam „Ally McBeal”, ale daleka jestem od mieszania go z blotem. Tekst z Vogue’a nie wydał mi się w każdym razie żadną obrazą dla uwielbianego obrazu. Raczej próbą pokazania, że świat w nim przedstawiony już nie istnieje. A że nigdy tak naprawdę nie istniał, to inna sprawa. Fani i fanki serialu poczuli się jednak tak oburzeni tą krytyką, że chwilę później na stronie serwisu ukazał się polemiczny artykuł Dominiki Buczek, która stara się usprawiedliwiać bohaterki serialu, kreując je na nasze starsze siostry, dzięki którym dowiedziałyśmy się, że bycie singielką też jest wartościowe i że kobieca przyjaźń to wielka rzecz, co wcześniej wcale nie było takie oczywiste. I żeby nie było, to też jest dobry tekst i też się w dużym stopniu z nim zgadzam. Chociażby mimo mojej całej miłości do „Girls” niezmiernie mierzi mnie to, jak te przyjaciółki były dla siebie niedobre. Carrie, Miranda, Charlotte i Samantha zawsze się wspierały. Co nie zmienia faktu, że SATC jest reliktem epoki sprzed #metoo, kryzysu ekonomicznego, ruchu body positive i całkiem realnego zagrożenia katastrofą klimatyczną.

To nie znaczy, że ten serial jest zły.

Przyjaciele też nie są źli.

To w ogóle nie tekst o tym, czy te seriale były dobre czy złe. To tekst o reakcjach na krytykę uwielbianych dzieł sprzed lat. W końcu współczesne utwory uwielbiamy krytykować na bieżąco, przychodzi nam do głowy nawet wysyłanie petycji do twórców, żeby napisali nowe zakończenie.

Pytanie brzmi, czy możemy sobie pozwolić na to, by oceniać ludzi z innych epok naszą miarą?

To w ogóle jest bardzo podstawowe pytanie, które dotyczy przecież nie tylko filmowej czy książkowej fikcji, ale zwyczajnie historii i naszego spojrzenia na ówczesnych. Historia to jest w dużej mierze próba oceny i wielu ludzi uważa, że patrzenie na naszych przodków przez pryzmat naszej mentalności nie jest najlepszym pomysłem. Po części się z tym zgadzam, mentalność się zmienia i musimy mieć świadomość tego, że ludzie z innych epok w wielu sytuacjach nie mogli zachowywać się tak, jak nam się wydaje, że powinni. Ale nie możemy całkowicie zrezygnować z naszej miary. Niektóre wartości okazują się uniwersalne dopiero z czasem.

Usprawiedliwianie niecnych poczynań naszych przodków prostym faktem bycia człowiekiem swojej epoki jest… no właśnie, zbyt proste. Ostatecznie rację mieli ci, którzy się wyłamywali i sprzeciwiali istniejącemu porządkowi.

Czy więc możemy naszą współczesną miarą oceniać ludzi żyjących kiedyś?

Możemy!

Więcej. Musimy żeby opowiedzieć się po stronie tych uniwersalnych wartości, które wyznajemy dzisiaj, ponieważ jako rodzaj ludzki do nich dojrzeliśmy. To, że coś było akceptowalne społecznie i na porządku dziennym kiedyś, nie znaczy wcale, że było w porządku i możemy sobie tak łatwo ludzi rozgrzeszać, bo to były inne czasy.

Niewolnictwo nigdy nie było w porządku, nawet w starożytnym Rzymie, chociaż społecznie było jak najbardziej akceptowalne. Palenie ludzi na stosie za poglądy też nigdy nie było ok, nawet w średniowiecznej Europie, chociaż uważano, że to normalne. Wszyscy to wiemy, prawda?

Jesteśmy jednak w stanie, mimo całej tej narracji o ludziach swoich epok, przyjąć krytyczne spojrzenie na zachowanie przodków, a tym samym jesteśmy w stanie bez emocji i z dystansem rozmawiać o dziełach kultury z dawniejszych lat, widząc wszystkie te elementy, w których się zestarzały. Żarty, które nas już nie śmieszą. Mentalność bohaterów, która nie jest już naszą mentalnością. Teoretycznie moglibyśmy spojrzeć na Przyjaciół i Seks w wielkim mieście tak, jak patrzymy na „W pustyni i w puszczy” (chociaż trochę się obawiam, że ten kolonialny świat i kolonialna mentalność wciąż mają swoich fanów).

Ale nie jest łatwo. Przez nostalgię. Przez to, że nasze czasy są cholernie trudne. Przez prosty fakt bycia fanem i mniej prosty zbyt osobistego reagowania na krytykę ulubionych dzieł kultury. Przez to, że uważamy, że to tylko seriale i po co drążyć, skoro wierzchnia warstwa jest taka fajna. Ale wiecie co jest najgorsze, że może być jeszcze jedna przyczyna. Że być może jako społeczeństwo jeszcze nie wyrośliśmy z tych lat 90. Wciąż wydaje się nam, że ideologiczny klimat tamtych czasów jest aktualny, mimo że wydarzenia i przemiany społeczne ostatnich lat wielokrotnie pokazały nam, że optymizm i pozorna beztroska tamtych czasów to przeszłość, że mamy już zupełnie inne problemy, a to jak jako ludzkość zachowywaliśmy się wtedy nie pozostało na tę naszą trudną współczesność bez wpływu. Ludzka mentalność nie do końca nadąża. Gdyby nadążała, nie byłoby backlashów i denializmów. Niby wiemy, że coś jest nie w porządku, ale może jest nie w porządku tylko trochę. Jeśli kiedyś, w tych lepszych czasach to było ok, to może nie było takie złe? A może to wcale nie były lepsze czasy?

2 thoughts on “Świat się zmienia. Ty się starzejesz. Popkultura też

  1. Uczę polskiego. Nienawidzę „W pustyni i w puszczy”, ale lubię omawiać tę książkę. Uczniowie bez problemu dochodzą do tego, że tekst jest rasistowski. Są zaskoczeni, gdy odkrywają, że – na chłopski rozum – Sienkiewicz powinien stanąć po stronie Mahdystów, czyli Sudańczyków walczących o niepodległość (jak Polacy wówczas) 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top