Galeria handlowa tuż przed świętami jest jak sklep Tiffany’ego. Wchodząc tam, jesteś pewna niczym Holly Golightly, że nie może spotkać cię tam nic złego.

Może poza pustką portfelu. Jestem z tych dziewczyn, które nigdy nie wierzyły Marilyn, że pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy. Otóż mnie zawsze bardziej cieszył pieniążek w garści, niż kiecka na grzbiecie. Taki ze mnie Ryjek. Ale galeria handlowa przed świętami obiecuje, że tym razem inaczej. Tym razem nie skończę sfrustrowana, nie wyjdę z pustymi rękami i zakwasami w tyłku. Tym razem kupię wszystko to, co chcę. Tym razem mają dla mnie świąteczne eldorado.

Blask złota i srebra na galeryjnej choince – to są tegoroczne trendy, migoczące światełka, świąteczne piosenki, bling bling. Wejście do TK Maxxa jak otwierający się sezam. Nowa kolekcja Zary jak obietnica spełnienia. Obcięte przez tramwaj nogi Izoldy Morgan na wystawie Calzedonii w pończochach w świąteczne wzory. Szymon Majewski w swetrze z reniferem.

Azyl dla niekochanych i zmęczonych. Ochronka przed brzydotą całego świata. W świątecznej galerii handlowej nie może spotkać cię nic złego. To świat bezpieczny jak amerykański film familijny, który obejrzysz w bożonarodzeniowe południe.

Wchodzę po zakupy świąteczne na ostatnią chwilę i przez chwilę jestem naprawdę bezpieczna. Tu nie ma chaosu roku 2016 i wszystkich moich lęków. Tu są tylko złote i bordowe wstążki i white christmas. Tak, jak zawsze w grudniu. Być może w którymś sklepie prezenty pakuje nawet Jaś Fasola. I przez tę krótką chwilę dusza hula, piekła nie ma, wszystko będzie dobrze. Przez tę krótką chwilę nie liczy się to, że na co dzień jestem taka slow fashion, konsumpcjonizm fuj i kumam te podstępne manipulacje handlowców, ani to, że zakupy cieszą mnie najbardziej w momencie kliknięcia przycisku „kup teraz” i nerwowego wyczekiwania na kuriera, bo potem już mniej. Teraz jest inaczej. Bo teraz jestem po drugiej stronie lustra. O każdej innej porze to po prostu galeria handlowa.

Miasto poza galerią żyje świętami w innym rytmie, ale też chce wykorzystać je do cna. Uliczni grajkowie śpiewają kolędy, a jak trzeba to też „O panie, to ty na mnie spojrzałeś”. Uliczni żebracy, również tacy, których nigdy wcześniej nie było widać, wypełzają masowo i mają dziś żniwa. Ludzie mają gest i nawet nie ignorują, jak to zwykle bywa, potrząsających kubkami Cyganek. Ale miasto dzień przed wigilią to nie jest twój bezpieczny azyl, to nie jest amerykański familijny film. Tu jest jakiś taki straszny przedświąteczny smutek. Po atmosferę świątecznej ułudy, po chwilę zapomnienia, musisz iść do galerii handlowej, gdzie nie spotka cię nic złego. No może poza pustką w portfelu.

https://www.youtube.com/watch?v=E3rB_qx0wRM

4 thoughts on “Zakupy świąteczne na ostatnią chwilę

  1. Jaki szok kulturowy przeżyłam, jak przed świętami w Niemczech parę lat temu weszłam do Karlstadu po prezent dla mamy. Wiedziałam, ze już okres bardzo gorący przedświąteczny, a jest wieczór, a ja wracam sobie pomału do akademika na rowerze po zajęciach i w sumie jestem zmęczona. Jaki był szok, ze panie ekspedientki są miłe, pomagają i doradzają. Nikt na mnie nie charczy i nie wciska się i obsługa jest miła.

  2. Coś się we mnie zagotowało, ale mimo wszystko spróbuję racjonalnie wyjaśnić co mi nie pasuje w przedświątecznym oblężeniu galerii. Ale na początek mała retrospekcja.

    Kilka dni wcześniej, w jednej z galerii, klientów powitał radosny komunikat. Mianowicie, że dla ułatwienia im świątecznych zakupów, galeria w okresie okołoświątecznym będzie czynna do 22:00, czyli o godzinę dłużej. Dla klientów może to i lepiej. O godzinę dłużej mogą chłonąć nowoczesną magię świąt. Blask, splendor, luksus płynący z wystaw… Ale po drugiej stronie lady stoją… Tak, nie elfy, ale zwykli ludzie. Mający swoje życie poza pracą. A tymczasem dla wygody klientów kładą się spać o 23 (lub później), tylko po to by następnego dnia spędzić kolejne 12-13 h w pracy. I tak codziennie. Dla nich to nie święta, a koszmar. Bo ktoś w Wigilię, 10 minut przed zamknięciem, przypomniał sobie, że nie kupił jeszcze prezentu dla bliskich, a do tego jeszcze nie może pojąć, że asortyment jest już mocno ograniczony. Bo ktoś, przepełniony duchem komercyjnych świąt. oczekuje by sprzedawca nie tylko go obsłużył, ale zrobił to z uśmiechem od ucha do ucha (bo to przecież święta). Nieważne, że ten sprzedawca pada na twarz i nie wie jak się nazywa. Nieważne, że wręcz ma koszmary na temat klientów. Nieważne, że kolejki nie da się rozładować, a każdy klient oczekuje, że będzie najważniejszy. Klient ma się za boga i robi wszystko by kosztem obsługi podreperować swoje ego. Np. strzelając focha, grożąc skargą (lub ją pisząc), wygłaszając nierealistyczne żadania itd. Czy wręcz wciska się pod wpół opuszczoną roletę, bo przecież do zamknięcia pozostały dwie minuty i jemu się należy.

    Krótko mówiąc, jeśli w ten przedświąteczny czas chcecie coś zrobić dla świata… trzymajcie się jak najdalej od galerii handlowych. Kupcie swoje prezenty z miesięcznym wyprzedzeniem, schowajcie je przed rodziną i martwcie się tylko o to by ich nie znaleźli. A jeżeli już licho zagna was do galerii, tuż przed świętami, zróbcie wszystko by wasza obecność była jak najmniej inwazyjna. I, broń Borze, nie posługujcie się argumentami, że „za to im płacą”, „to ich praca”, „mają z tego prowizję”, „jestem klientem i to dla mnie jest ten sklep”. Bo w ten sposób tylko pokazujecie brak empatii, widząc w sprzedawcach przede wszystkim… sprzedawców, a nie ludzi.

    To samo się zresztą tyczy zakupów przez Internet. Nieopatrznie zamówiłem coś w okolicy 6.XII i do teraz mam wyrzuty sumienia. Otóż dla mojej wygody uruchomiono „mobilny paczkomat”. Czytaj, panią marznącą przed otwartym busem i czekającą na tych wszystkich, których paczki nie zmieściły się do paczkomatu. Gdybym wiedział, że przyczynię się do jej niewygód, poczekałbym spokojnie miesiąc albo dwa. Jedyne co teraz mogę zrobić to pokajać się i obiecać poprawę. Oraz zaapelować, by uszanować kurierów i jeżeli to nie jest konieczne nie dokładać im zajęcia tuż przed świętami.

  3. Galerie w ogóle są trochę jak z innej planety, jak w tym teledysku do „Take on me”. Przechodzisz przez drzwi i nagle wszystko jest rysunkowe i zupełnie nierzeczywiste. Ja na co dzień też konsumpcjonizm be i fuj, w dodatku pracując w marketingu, dobrze znam te wszystkie sztuczki i chwyty, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że się nie daję temu czasem uwieść. Daję się. Z pełną premedytacją. Bo galerie są jak blog Kasi Tusk. Sprawiają, że przez moment możesz myśleć, że wybór koloru torebki czy wysokości obcasa w butach jest najważniejszą rzeczą, o jakiej musisz zdecydować.

    1. Całkowicie się zgadzam z komentarzem jak i tekstem. Cóż, w tym roku zupełnie nie przemawiają do mnie marketingowe, galeriowe chwyty, błysk i czar na ulicach, zupełnie tego nie czuję. Święta to moja mała miejscowość, cisza i spokój na przedmieściach, których mieszkam. Nie znoszę galerii, nie skłamię kiedy powiem, że chodzę tam wtedy, gdy muszę, zwykle pójście „na chwilę”, okazuje się ponad godzinną wyprawą.. Sztuczność, tłumy, od zawsze mnie przerażają. Zdrowych, pogodnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top