Pierwszego lipca minął dokładnie rok odkąd na blogu pojawił się pierwszy wpis. Dziś więc spóźniony urodzinowy wpis. Przypomnę Wam 10 tekstów z Rzeczovnika, które przez ten rok czytaliście najchętniej i spróbuję trochę ten rok podsumować, chociaż nie wiem, czy podsumowania to najlepszy pomysł. Więc może po prostu podzielę się bardzo chaotycznymi przemyśleniami.

1) Pomysł Rzeczovnika kiełkował od listopada 2014. Zanim ujrzał światło dzienne nabrał więc mnóstwo mocy urzędowej i w teorii (czyli w mojej głowie) był był bardzo uporządkowany i klarowny. Miałam wizję tego bloga. A potem i tak wyszło inaczej. Zamiast skupić się, jak planowałam, na pisaniu o kulturze i dizajnie, znów pisałam o wszystkim, co mnie poruszało. Planowałam pisać raczej o rzeczach miłych, ale w praniu wyszło co innego. Zamiast w ładne rzeczy, weszłam głównie w publicystykę. I prawdopodobnie będę wchodziła jeszcze bardziej, jeśli świat się nie uspokoi. Albo ja się nie uspokoję. Ale jak ja mam się uspokoić, kiedy mi świat na to nie pozwala? Społeczeństwo jest takie niemiłe.

2) Gdybym popatrzyła na bloga z perspektywy, którą miałam rok temu, pewnie powiedziałabym, że mi nie wyszło. Manifest, który wtedy napisałam, nie jest już zbyt aktualny. Blog nie jest taki super, jak chciałam. Nie oderwałam go wystarczająco od swojej osoby. Znów mam bloga-tubę moich poglądów. Chyba nie umiem inaczej. Moje poglądy strasznie się zradykalizowały, ale to dobrze. Od zbytniego umiarkowania i siedzenia cicho, to się tylko mocniej obrywa. W pewnym momencie nawet poczułam jakąś misję w związku z blogowaniem. Może w tym kierunku powinnam iść, pomyślałam. Nie inspirować, ale edukować. Potem trochę zeszła ze mnie para. Ale liczę, że wróci. Na pewno wróci.

3) Urodziny bloga przytrafiają mi się w czasie strasznej zniżki formy. W moim notesie czeka lista ponad dziesięciu tekstów, które koniecznie chcę dla Was napisać, ale akurat jest czas, że sensu nie widzę, bo przecież mam do pisania i robienia ważniejsze rzeczy niż bloga. To przejdzie. Wiem, że przejdzie, bo zawsze przechodzi. Może potrzebuję trochę urlopu na pół gwizdka, żeby pokończyć niedokończone pisanie itd. i trochę wolniejszego tempa na blogu. Już jest wolniejsze, bo spadło do jednego tekstu w tygodniu, na razie nie mam siły na więcej. Kiedy byłam dziennikarką, mówili nam, że czytelnika nie obchodzi, jak bardzo męczysz się przy pisaniu, ma dostać tekst. Ale na szczęście nie jestem już dziennikarką, więc osobisty wymiar pisania nie będzie wcale nie na miejscu. No dobra, trochę się chyba za bardzo Wam tłumaczę, bo źle się czuję z rzadszym pisaniem. Może wcale nie zauważyliście.

4) W każdym razie przez jakiś czas będzie tylko jeden wpis w tygodniu i nie będzie „Rzeczy miesiąca”. Trochę urlop. I tak sobie myślę, jakim strasznym obciążeniem psychicznym jest traktowanie tego całego blogowania jak projektu. Tak było na początku, ale już się wyleczyłam. Projekt zakłada zawsze jakieś cele. My w ogóle za dużo myślimy projektami. Media, korpo, urzędy, wszyscy zasypują nas tym słowem kluczem. Niektórzy nawet na posiadanie dzieci patrzą jak na projekt. Co jest grane w ogóle? Dość tego myślenia projektowego. Zakładania celów i zysków. Dość patrzenia na innych. Zwariować idzie. Nie wiem przecież sama tak do końca, czego oczekuję od bloga. Może wcale niczego od niego nie oczekuję. Jest sobie. Nie będę zakładać, że oczekuję sukcesu, bo to głupie, jak nie mam na to siły, to się pewnie nigdy nie stanie, no i z jednej strony jestem na granie w tej lidze zbyt radykalna, z drugiej zbyt umiarkowana. Więc nie projekt, tylko codzienna robota (nawet jeśli wcale nie każdego dnia).

5) W ogóle to zastanawiam się, czy kontynuować zasadę „Rzeczy miesiąca”. Z jednej strony jest to fajne, bo w pewien sposób porządkuje to, że pisze kilka tekstów połączonych jedną klamrą. Z drugiej, czasem ta klamra jest mocno naciągana, bo mam pomysł na dwa teksty w temacie, a to trochę mało. Z jednej strony jest to super, bo zawsze bardzo podobały mi się magazyny, gdzie całe wydanie poświęcone było jednemu tematowi. Z drugiej, blog pisany przez jedną osobę to nie magazyn. Gdyby był blogiem współdzielonym, było by prościej, a ja jestem jedna. No i nie piszę tekstów z miesięcznym wyprzedzeniem, chociaż próbowałam, ale to trochę bez sensu.

6)  Ja wciąż nie wiem, o czym będzie ten blog. Może kiedyś będę wiedzieć, bo fajnie jak blog jest o czymś i ma jakąś spójną formułę. Na razie mam w opisie na Fanpage’u, że feminizm, popkultura i koszulki w paski. Jest to opis w miarę zgodny z rzeczywistością (koszulki w paski to tylko na FB). Rzeczowniki są pojemne. Całe szczęście nie nazywam się Drutex i nie produkuję okien.

7) No dobra. Wprowadziłam tu tyle chaosu, że aż głowa pęka. Więc już koniec pitolenia, to ponoć wcale nie obchodzi czytelnika. Zostawiam Was z obiecaną we wstępie listą najpopularniejszych postów na blogu z ostatniego roku. Niektóre są dość stare i być może ich nie pamiętacie, bo nie jesteście tu od początku. Niektóre być może przegapiliście. Polecam więc klikanie.

Top 10 najpopularniejszych tekstów:

1.Kobiety, które nienawidzą kobiet
2. Więc nie jesteś feministką, bo…
3. Kalendarze 2016. Czy też chcesz mieć je wszystkie?
4. Cała Polska czyta Muminki
5. Mała Nina jak Harry Potter
6. Czy kobieta jest rzeczą, idiotką czy Szatanem?
7. Kulinarne trendy miejsce (wywiad)
8. Shareweek 2016
9. O ciele
10. 7 filmów dobrych na wszystko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top