Z rzeczy, których zazdroszczę innym ludziom: zwięzłość wypowiadania. Bo ja każdą jedną myśl obudowuję w warstwy, w konteksty i podlewam dygresjami. Dobrze, że słyszę siebie tylko w swojej głowie, bo inaczej to bym chyba nie słuchała.

To będzie krótki tekst, postaram się. Czasami mi wychodzi.
Krótkie teksty na tym blogu biorą się zwykle z jednego zdania. Długie z jakichś pięciu. W mojej głowie jest pięć zdań, jakaś totalna synteza. W komputerze rośnie to do tysiąca słów. Nie twierdzę, że to źle, bo tak szczerze powiedziawszy, gdy później siebie czytam, wciąż uważam, że powiedziałam zbyt mało. Ale jak ja zazdroszczę tych lakonicznych, celnych, krótkich myśli. Tak, Venilo Kostis, do Ciebie piję. I do Ciebie, Riennahero. Wy umiecie w trzy akapity, które mówią wszystko. Ja napiszę trzydzieści i czasem obudzę się w nocy z myślą, czy czegoś by do nich nie dosztukować.

Prawdopodobnie ma to jakiś związek z moim sposobem mówienia. Sposób pisania jest jego uporządkowanym, udoskonalonym pokłosiem. Tu się coś rozwinie, tu się wytnie.
Bo przy pomocy aparatu mowy opowiadam warstwowo. Zatrzymuję na budowaniu kontekstu. Zapędzam się w dygresje. Kubuś Fatalista i jego Pan oraz Tristram Shandy byliby ze mnie dumni, ale w świecie, który nie jest osiemnastowieczną powieścią dygresyjną ciężko się mnie słucha. To wyznanie nie jest żadnym elementem kokieterii, widzę jak się ludzie nudzą i zmieniają mi temat w pół zdania. Nienawidzę ich wtedy tak bardzo! Och, jak ja ich nienawidzę. Ale rozumiem, bo to w końcu ja wyłamuję się z podstawowych prawideł rozmowy, naginając czas, w którym jeszcze uchodzi monolog.

Tak więc z rzeczy, których zazdroszczę najbardziej na pierwszym miejscu jest zwięzłość wypowiadania myśli. Nie byle jaka oczywiście, tylko taka, która porywa i jednocześnie daje spełnienie. Taka, do której nic już nie trzeba dodawać, bo powiedziane zostało wszystko. To jest sztuka opowiadania, którą chciałabym kiedyś posiąść. Ale chyba za bardzo kocham dygresje.

3 thoughts on “Sztuka opowiadania

  1. Myślę że sztuka opowiadania, czy w ogóle mówienia, padła ofiarą mediów społecznościowych. Ludzie nauczyli się obcować z „tweetami”, krótkim wpisami na FB, tekstami z wstawką tl;dr i ich mózgi alergicznie reagują na wszelakie dygresje. Ponieważ przez nie długość wypowiedzi przekracza maksymalny czas koncentracji. Doświadczyłem tego na własnym przykładzie, gdy od osoby wychowanej na polskim tweeterze (dawnym blipie) dostałem reprymendę za zbyt długie zdania. I odwrotnie – dopiero po porzuceniu owego blipa i FB byłem w stanie wrócić do blogowania, bo pisanie długich tekstów przestało mnie przerastać.

    Zatem nie ma co popadać w kompleksy, tylko lepiej uczyć się budowania zdań złożonych, lub jak nam się uda to i wielokrotnie. Okraszać swoje wypowiedzi cytatami i cieszyć się gdy ktoś z naszych rozmówców uśmiechnie się kojarząc źródło. Zaś miłośników słownego fast foodu albo ignorować, albo mówić do nich ich językiem. Ale na pewno nie przyjmować go jako swojego.

    Świetnym źródłem inspiracji dla tworzenia dygresji są książki Marty Kisiel, lub dla osób anglojęzycznych teksty Toma Waitsa. W tym drugim wypadku świetnym przykładem jest „The piano has been drinking”. Barwna choć trudna piosenka, ale warta spędzenia nad nią czasu ze słownikiem.

  2. Och Ado, tak bardzo utożsamiam się z Twoim tekstem! Jeszcze nigdy nie udało mi się napisać krótkiego posta na blogu ani skondensować treść wykładu w półtorej godziny. Ostatnio, będąc na „Blogotoku” zastanawiałam się, jakim cudem prelegentki/ci mieszczą się w przepisowe 30 minut.

    Przez Kubusia Fatalistę NIGDY nie udało mi się przebrnąć, ale chyba zbyt czarno siebie malujesz – nie zauważyłam takiej patologii wypowiedzi, żebym nie była w stanie wytrzymać do jej końca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top