kino, kultura, twórczość

Zjawa. Boli, aż miło

Jest tylko dwóch współczesnych reżyserów filmowych, których dzieła raz za razem mną poniewierają, a wywołane przez nie emocje zadają mi niemal fizyczny ból. Jeden z nich to Lars von Thrier, co do którego mam zawsze pewność, że właśnie mną bezczelnie manipuluje. Drugi to Alejandro González Iñárritu, który nie ma w sobie nic z hochsztaplera, a jednak robi mi dokładnie to samo. Zrobił to znowu swoją „Zjawą” (The Renevant), w której co prawda są filmowe sztuczki, mające sprawić, że historia obchodzi nas bardziej i bardziej w nią wierzymy, ale to wcale nie one decydują o ostatecznym sukcesie.

Back To Top