Jednak dominującym uczuciem, z którym wracałam z protestów był smutek. Gdy Karolina Micuła śpiewała „Odę do radości” niemal wyłam z tego smutku. Bo pamiętam bardzo dobrze, jak 13 lat temu stałam w tym samym miejscu, we wrocławskim Rynku i z tłumem, chyba wcale nie mniejszym niż ten dziś protestujący, świętowałam wejście Polski do Unii Europejskiej. Nie, żeby Unia była taka super. Nie, żebym wtedy była jakąś szaloną euroentuzjastką. Ale. No właśnie ale. To „ale” to jest zderzenie czasów nadziei, może naiwnych nadziei ale zawsze nadziei, z czasami pogardy. To chyba to, co wywołuje najwięcej mojego smutku.
Tag: sądy
#tydzieńpóźniej
Dzieje się smutna Polska. Lipiec 2017. W pięciu zwięzłych punktach i post scriptum z Gry o Tron.