Nie zrobią tego? Zrobią. Pozwolimy im na to?
Którzy nienawidzą kobiet

Sztuka tracenia czasu
Nie zrobią tego? Zrobią. Pozwolimy im na to?
Ten artykuł i ta okładka to najzwyklejsza w świecie normalizacja nacjonalizmu. A nawet coś więcej, to próba jego oswojenia i ocieplenia. Ot, nacjonalizm w stylu pop.
O przemocy ekonomicznej i komcionautach od „zausz firmę”.
Szczerze mówiąc mam dość słuchania o tym, że skrajności napędzają skrajności.
Miałam nic nie pisać o manifeście #niejestemfeministką, żeby nie karmić trolli, ale jest powód, dla którego trzeba na to odpowiedzieć.
A dokładniej, co robi z nami zakaz aborcji nazywany kompromisem.
To jest taka refleksja na czym ten świat stoi. Niby nic odkrywczego, a jednak. Całe życie na facepalmie. I może byłoby śmiesznie, gdyby nie było wcale.
Jednak dominującym uczuciem, z którym wracałam z protestów był smutek. Gdy Karolina Micuła śpiewała „Odę do radości” niemal wyłam z tego smutku. Bo pamiętam bardzo dobrze, jak 13 lat temu stałam w tym samym miejscu, we wrocławskim Rynku i z tłumem, chyba wcale nie mniejszym niż ten dziś protestujący, świętowałam wejście Polski do Unii Europejskiej. Nie, żeby Unia była taka super. Nie, żebym wtedy była jakąś szaloną euroentuzjastką. Ale. No właśnie ale. To „ale” to jest zderzenie czasów nadziei, może naiwnych nadziei ale zawsze nadziei, z czasami pogardy. To chyba to, co wywołuje najwięcej mojego smutku.
Dzieje się smutna Polska. Lipiec 2017. W pięciu zwięzłych punktach i post scriptum z Gry o Tron.
W tym roku byłam na tylu manifestacjach, co nigdy. Podpisałam tyle petycji, co nigdy. Knułam tyle, co nigdy (nigdy wcześniej nic nie knułam). To wcale nie był dobry rok. To znaczy dla mnie osobiście bardzo dobry, ale dla tego kraju i w sumie większości świata jako takiego raczej chujowy.