Czy tylko ja mam wrażenie, że latem żyje się jakoś bardziej? Tak, są dni, gdy żar lejący się z nieba pozbawia chęci do jakichkolwiek czynności poza leżeniem plackiem, ale nie chodzi mi o produktywność, chodzi mi o zmysłowe doświadczanie.
Tak, wiem jak pretensjonalnie to zabrzmiało. Ale lato jest pretensjonalne w całej rozciągłości. Jest jak nastoletnia wakacyjna miłość, taka z filmów. Jak owoce dojrzałe w pełnym słońcu, jedzone prosto z krzaka, ciepłe i brudne, których spożycie może skończyć się dla nas jakimś pasożytem, ale i tak nie potrafimy się powstrzymać. Lato jest ryzykowne, jak skoki do wody na główkę i kąpiel na niestrzeżonych akwenach. Jest intensywne do tego stopnia, że nawet nudę odczuwa się mocniej niż w innych miesiącach. Na pewno pamiętacie tę intensywność wakacyjnej nudy z dzieciństwa.
Są ludzie jesieni i są ludzie lata. Ja jestem tym drugim, nawet jeśli wczoraj oglądając serial, westchnęłam do klimatu sceny nakręconej w jesiennej scenerii.

Co roku w sierpniu wiem, że będę tęsknić, bo lato minęło za szybko i nic nie zastąpi mi długich, ciepłych i jasnych wieczorów. Z pewnością nie zastąpią ich długie, zimne i ciemne wieczory. Zimą zatęsknię pewnie nawet do upałów. Do tego, jak ubrania po kilku minutach na słońcu lepią się do ciała i nadają się tylko do pralki. To nieznośne uczucie. Teraz go nienawidzę, ale wcale nie mam już dość lata. Latem wszystko wydaje się prostsze, nawet jeśli to zwykła iluzja i nic proste nie jest.
Moje dziecko nie lubi lata. To znaczy lubi je najmniej ze wszystkich pór roku. Dla mnie tylko lato ma sens. Poczułam to jeszcze mocniej w czasie pandemii. Chcieliśmy się tego lata nałykać jak najwięcej, na zapas, gdy porami roku stały się fale i lockdowny i myślę, że to uczucie zostanie w nas na dłużej. We mnie zostanie na pewno.
Najbardziej lubię czerwiec, tuż przed początkiem szkolnych wakacji. Taka jeszcze późna wiosna w kalendarzu, ale w powietrzu już lato na pełnej. Midsommar. Początek, kiedy jeszcze wszystko może się zdarzyć. Czerwiec jest jak młodość. Jak wczesne lata 2000 z ich obietnicami i tym, jak wierzyliśmy, że świat będzie już tylko lepszy.
Teraz jest końcówka sierpnia, a końcówka sierpnia to czysta dekadencja. Coś się kończy, nie wiadomo co się zaczyna. Jest jak lata 20. XXI wieku. Jest w niej pewien niepokój i niepewność, chociaż wiesz, że nic strasznego się nie stanie. Stanie się tylko jesień. W tym cykl pór roku jest lepszy od cyklów ludzkiej historii, chociaż jedno i drugie jest na swój własny sposób przewidywalne.
Tak bardzo czuję to samo… Twój post skłania do refleksji.