Jest taki mit, że chłopaki nie płaczą, a dziewczynki mają na płacz przyzwolenie. Jednak niemal każde z nas usłyszało w dzieciństwie, że ma się nie mazać, że to nic takiego, że do wesela się zagoi. 

Tak, dzieci socjalizowane do roli mężczyzny zawstydzano ze względu na łzy z innych powodów, przyświecał temu etos toksycznej męskości. Dziewczynka w teorii miała prawo być bardziej emocjonalna. Ale nikt, absolutnie nikt, nie lubił, gdy nazywano go beksą. A ja dużo płakałam i to nie tylko gdy byłam bardzo mała. Przeżywałam mocno. Mocno reagowałam na ból fizyczny, nie tylko jak mnie brat kopnął w kość ogonową, ale nawet jak ugryzła mnie osa. We wczesnej podstawówce okazuje się, że to jest problem. Przyklejają ci etykietkę beksy, beksalali, a nie wypada – masz przecież dziewięć lat!

Nie nazwałabym się osobą wysokowrażliwą. Teraz nie. Może zostało to we mnie zabite, bo sama tak postanowiłam. Kiedyś radziłam sobie płaczem, potem zdecydowałam, że nie mogę płakać. Dlatego, że nie było to akceptowałne społecznie. Być może jeszcze z jakichś innych powodów, o których nie wiem. Psychiatra, do którego poszłam po zupełnie inną diagnozę, powiedział mi, że jestem poblokowana emocjonalnie. W zasadzie zawsze to wiedziałam. Nie wiedziałam, że to widać.

Nie umiem płakać. No chyba że bardzo pokłócę się z mężem i mówię mu okropne rzeczy, to wtedy tak. Albo jak słucham muzyki z “Cinema Paradiso” – nie puszczajcie mi, bo nie wytrzymam. Odpowiada mi nawet trochę etykietka nieczułej suki. Czasem chciałabym przejmować się bardziej. A może raczej, żeby ludzie rozumieli, że się przejmuję, tylko tego nie widać. Chociaż czasem ludzie myślą, że przejmuję się rzeczami, które nie ruszają mnie emocjonalnie aż tak bardzo, jak to okazuję. Po prostu wiem, że empatia jest słuszna. To skomplikowane. To pojebane.

Palec pod budkę, kto nigdy nie powiedział swojemu dziecku, żeby już nie płakało. Nowoczesne podręczniki wychowania uczą nas, że nie można podważać uczuć dziecka, ale mówimy takie rzeczy bezwiednie. Budka się zamyka. Jest tam kto? Jeśli jesteście, to gratulacje. Mam nadzieję, że nie kłamiecie.

Wiem, że niedobrze tak mówić. Wiem, jak podważanie moich uczuć i wymuszanie bym przestała płakać mnie skrzywdziło. Nie jestem w stanie słuchać dorosłych, którzy każą dzieciom nie płakać, po prostu trafia mnie szlag, gdy widzę taką scenę z zewnątrz. Ale nie jestem bez winy. “Nie płacz, proszę” siedzi z tyłu mojej głowy i wychodzi przy każdej większej awanturze połączonej z płaczem. No prawie każdej, staram się pilnować. Wiem przecież, że tak nie można. I wiem, że to nie działa. Jeszcze nigdy nie zadziałało. Nawet na wykalkulowany w mądrej pięcioletniej głowie płacz mający na celu wymuszenie na mnie kupienia słodkiej buły. Tym bardziej na histerię z powodu prawdziwych cierpień.

Podręczniki wychowania mówią, że dzieci są głuche na słowo “nie”, ale to nie tylko o to chodzi. To “nie” kiedyś w końcu zadziała. Ten szantaż, który stosują niektórzy rodzice, całkiem bezwiednie wymagając, by dziecko przestało ryczeć, bo on-rodzic, nie może tego słuchać w końcu zadziała. Bo dzieci nie chcą, żeby bliskie osoby czuły się przez nie źle. Moje co prawda zachowuje się, jakby miało moje uczucia i potrzeby gdzieś, ale wiem, że tak nie jest. 

Dorośli ludzie nie płaczą, uczą nas tego od dziecka, wzbudzając poczucie winy od kiedy tylko się da, że “taka duża a ryczy”. A ty przecież chcesz być duża, prawda? Wszyscy chcą. To śmieszne i głupie w zachowaniu dorosłych, gdy strofują za łzy. Dobrze wiedzą, że to niemożliwe by małe dziecko reagowało inaczej niż płaczem, bo uwaga, jest małym dzieckiem i tak radzi sobie z emocjami. I pewnie jest różnica między rzucanym w złości “nie rycz!”, a niewinnym “proszę, nie płacz”, ale to wciąż ten sam komunikat. Nie można płakać. Trzeba się kontrolować.

Gdy tymczasem cudownie jest umieć płakać. Cudownie jest mieć emocje. Nie tłumić ich w sobie. Nie całkiem wiem, jak to jest, a tak bardzo czasami by pomogło. Płacz nie załatwia żadnej sprawy, ale czasem (zwykle) jest niezbędną fazą załamania, po której może być już tylko lepiej (lub gorzej). Mam wrażenie, że pominięcie tej fazy to wycięcie sobie jeszcze większej dziury w sercu. Są takie sytuacje. Są ludzie i zwierzęta, których nigdy nie opłakałam. Nie tak fizycznie. A trzeba było. I parę mniej dramatycznych sytuacji, w których duszenie w sobie emocji wcale nie wyszło mi na zdrowie.

Płacz jest brzydki, zwierzęcy i głupi? Być może. A być może to tak samo normalna reakcja jak śmiech. Niby wszyscy to wiedzą, a każą się nie mazać. Nikt nie chce być beksalalą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top