Ta to dopiero wygodna! – mówią. Posłała dziecko do żłobka! Nie chce jej się pracować, tylko z dzieckiem siedzi. Butelkę daje z wygody. Cycem szczuje przedszkolaka z wygody. Z dzieckiem śpi. Dziecko z łóżka wygoniła. Ilu wszechwiedzących, tyle definicji wygody. I same też się na tym łapiemy, że nie chcemy, żeby inni myśleli, że jesteśmy wygodne.

Przyznaję, jestem wygodną matką. Moje dziecko ma prawie cztery lata i jeszcze nie jest odstawione od cyca. To znaczy kąsnie coś przez pół minuty raz na dwa lub trzy dni gdy sobie przypomni. Sama się dziwię, że jeszcze coś tam leci. Wygodne to, bo do niedawna służyło jako broń ostateczna w celu uśpienia nieusypialnej. Szczerze, byłam zbyt leniwa, żeby ogarnąć odstawianie, bo to było takie wygodne nie odstawiać. I tak to się powoli wygasza. Kiedyś zapomni na dłużej i źródełko wyschnie.

Moje dziecko prawie od początku śpi z nami w łóżku, chociaż we wrześniu wyprowadziła się do swojego. Po dwóch miesiącach poprosiliśmy, żeby do nas wróciła jeszcze na trochę, bo budziła się z płaczem o czwartej nad ranem i trzeba było ją wnosić na antresolę. Nikt się nie wysypiał.

Moje dziecko chodzi do przedszkola. Wcześniej chodziło do żłobka. Wyszło na dobre nam obu.

Ach, i tak: jest jedynaczką. Prawdopodobnie tak już zostanie.

Podejrzewam, że dla wielu osób rzeczy, które są wygodne dla mnie, wcale takie nie są. Moją definicją wygody było współspanie, dla kogoś innego to może wydawać się udręką. I tak dalej.

Ile matek, tyle definicji wygody. Ale nie o jej definicję tu chodzi, tylko o to, żeby w ogóle mieć do niej prawo. To znaczy mieć prawo się do niej przyznać. Bo gdy tak tłumaczymy się z naszych rodzicielskich wyborów, mówimy że kierujemy się dobrem dziecka. Ale przecież dobrze wiemy, że w tym całym układaniu się z nowoprzybyłym chodzi o to, żeby było dobrze i nam i jemu. Żeby nam i jemu było wygodnie. Chcemy znaleźć złoty środek, a nie zmuszać się do cierpień.

Tymczasem “wygoda” to słowo w konteście matki poniekąd zakazane. Bo możesz oczywiście powiedzieć, że wybrałaś tak, a nie inaczej, ponieważ musiałaś. Rozgrzesza cię tylko siła wyższa: bolące piersi, niemożność przeżycia za jedną wypłatę. Broń boże, wygoda! Wygodne matki to złe matki. 

Wygodą reklamuje się nowe sofy, ale nie macierzyństwo. Masz się poświęcać i cierpieć. Bo macierzyństwo to martyrologia, przyjęcie swego losu w milczeniu, niedążenie do jego poprawy. No chyba, że akurat ktoś chce sprzedać ci coś, co trochę ci ulży, to wtedy spoko, ale też głośno nie mówimy, że to dla ciebie. Przecież wszystko to tylko przez wzgląd na bombelka. Kult cierpiącej Matki Polki, niewiadomo dlaczego określany kultem, bo przecież jak się coś czczi to się tego nie strofuje na każdym kroku, ciągnie się za nami od setek lat i ma się dobrze.

Posiadanie dzieci samo w sobie jest średnio wygodne, jak je porównamy do życia bez dzieci. Więc dlaczego tyle niechęci budzą różne próby ułożenia sobie z nimi życia, tak żeby wszyscy, nie tylko dziecko, mieli w tym chociaż minimum komfortu? Co to w ogóle za zarzut, co za najgorsza obelga: “wygodna matka”? Ludzie tak mówią, a ty instynktownie próbujesz tłumaczyć się, że to zupełnie nie tak. Nie jesteś wcale wygodna, tylko dziecku tak lepiej, albo nie masz innego wyboru. Jakby to “g” po “wy” automatycznie wymawiało się jak “r”.

Wypowiadam posłuszeństwo. Jestem wygodną matką i chuj ci do tego. Ktoś inny jest wygodną matką w zupełnie inny sposób i też chuj mi do tego. 

Masz prawo do wygody. Twoja wygoda jest ważna. Ty jesteś ważna. Twoja wygoda nie oznacza automatycznie krzywdy dziecka.

2 thoughts on “Jestem wygodną matką

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top