Te kilka dni między świętami a nowym rokiem to taki dziwny czas zawieszenia między jednym oczekiwaniem a drugim, gdy do końca nie wiesz, jaki dziś dzień i co się dzieje. Bardzo lubię ten czas, bardziej niż sylwestra i święta. Zwłaszcza, gdy mogę wziąć urlop, dziecko jest w przedszkolu i w sumie to można odpocząć, pomyśleć, czasem coś sobie podsumować. Można na przykład podsumować rok.

Miałam jakieś tam plany na rok 2020. Kto je dziś pamięta? Ten rok pokazał mi i pewnie wielu z Was, że bez sensu jest mieć plany, trzeba działać, gdy się da, bo za chwilę być może już się nie da. Co okazało się właściwie dobre, bo przecież ja normalnie to dostaję ataku paniki na myśl o planach. Z tyłu głowy zawsze mam, jeśli nie porażkę, to przynajmniej tysiąc rzeczy, które mogą pójść nie tak. 

2020 od marca zaczął iść nam zupełnie nie tak. Trzeba było to “nie tak” zaakceptować i w pewnym sensie było to wyzwalające. To nie znaczy, że fajnie, że mamy pandemię. Pandemia jest zupełnie niefajna, mówienie o plusach zarazy i lockdownu nie bardzo jest na miejscu, chociaż przyznajmy – robiliśmy to właściwie od początku. Żeby nie zwariować, żeby widzieć w tym wszystkim jakiś sens, bo poczucie bezsensu ryje ludziom banie, żeby się nie załamać i widzieć nadzieję, gdy tej nadziei nie było na horyzoncie. Albo jeśli nie nadzieję, to chociażby pocieszenie. Ale o tym, czy istnieje jakiś sens w tym, że taki a nie inny 2020 się wydarzył, napiszę może po nowym roku, bo ten dziad ma jeszcze prawie trzy dni przed sobą, a wiemy, że wiele potrafi. Dzisiaj napiszę Wam tu za to moje osobiste podsumowanie roku. Bo, jak pewnie połowa internetu, mam taką potrzebę. I, jak pewnie połowa internetu, mogę powiedzieć, że specyficzne warunki działania w 2020, umożliwiły, albo przynajmniej pomogły mi w zrobieniu rzeczy, których pewnie nie zrobiłabym, gdyby można było żyć normalnie.

Ostatecznie największym sukcesem życiowym 2020 było przeżyć ten rok. Znaczy się nie umrzeć. Nawet nie zachorować. Tak niewiele, a tak wiele. To bardzo przewartościowuje życie, pozwala wrzucić na luz, pozwala też rzeczom po prostu się dziać. Niekoniecznie odkładać wszystko na później, ale z pewnością trochę odpuścić. 

Tymczasem patrzę wstecz na mój rok i on wcale nie wygląda jakbym odpuściła. Chociaż prawda jest taka, że zupełnie odpuściłam plany, bo plany w takim roku były zupełnie bez sensu i po prostu zrobiłam rzeczy. 

Więc teraz podsumowuję: Fajne rzeczy, które zrobiłam w tym roku

Dość mocno odpuściłam w tym roku pisanie bloga, co pewnie widać (a może wy tego wcale nie widzicie tak, jak ja?). Ale coś za coś. Odpuściłam całkiem świadomie. Wzięłam się bowiem porządnie za pisanie książki, a w międzyczasie wydarzały się inne rzeczy. Wiele z nich zrobiłam po raz pierwszy w życiu, inne powinnam zrobić dziesięć lat temu, ale za dużo myślałam o tym, że się boję, zamiast działać.

Live’y i podcast

W kwietniu jednego dnia wymyśliłam cykl live’ów pod tytułem “Radio Zaraza”, a następnego dnia zaczęłam je robić. Wypuściłam cztery odcinki rozmów na Facebooku i jeden w formie podcastu. To by się nigdy nie wydarzyło, gdyby nie moje wspaniałe rozmówczynie i rozmówca! Wyszło całkiem nieźle, wiele się nauczyłam i pewnie za jakiś czas wrócę do tej formy aktywności. Kupiłam sobie w końcu ten mikrofon.

Proza w druku

W czerwcu moje opowiadanie „Suki” (będące jednym z rozdziałów książki, którą piszę) ukazało się w magazynie książkowym Fabularie.

Pierwsze poprowadzone spotkanie autorskie

W sierpniu Emilia Teofila Nowak poprosiła mnie o poprowadzenie swojego spotkania autorskiego wokół jej książki “Hotel Aurora”. Czy się bałam, że będę beznadziejną prowadzącą? Oczywiście. Czy się zgodziłam? Natychmiast! I chyba nawet jestem w tym dobra.

Książka

Na początku października skończyłam pisanie książki, o której pisałam wam tu. Ta dam! W tej chwili jest u znajomej korektorki, bo jestem totalną interpunkcyjną gapą, a potem będę szukać wydawcy (self biorę pod uwagę jako ostateczność). Czy średnio raz na tydzień wątpię, czy to, co napisałam do czegokolwiek się nadaje? Oczywiście (jak kiedyś opuszczą mnie takie myśli, to chyba coś będzie ze mną nie tak). Ale trzymajcie kciuki, żeby moje wątpliwości poszły precz.

Pierwsze szlify scenarzystki

W grudniu skończyłam kurs scenariopisarstwa w Bahama Films. Czy zapisywałam się na niego trzy razy (pierwszy raz rok temu) i dopiero za trzecim wysłałam przelew? Być może. To straszna głupota, bo tak naprawdę powinnam wziąć się za to dziesięć lat temu. Albo i czternaście, w końcu pierwszych informacji na temat tego, jak nauczyć się pisać scenariusze zaczęłam szukać jeszcze w moim pokoju w akademiku (pamiętam, jak dziś). No więc teraz mam skończony scenariusz filmu krótkometrażowego i podstawy, by pisać dalej i próbować iść z tym pisaniem w świat.

Nie wiem, czy udałoby mi się zrobić to wszystko w normalnych warunkach. Być może. W tej chwili jest to nie do sprawdzenia, więc daruję sobie gdybanie. Wypisanie sobie rzeczy, które udało się zrobić, pociesza, że to wcale nie był stracony rok, chociaż był taki inny. Nie jestem zadowolona z tego roku na Ziemi, ale jestem w miarę zadowolona z siebie, co nie zawsze bywa dla mnie oczywiste. A to zawsze coś!

6 thoughts on “2020. Moje twórcze podsumowanie roku innego niż wszystkie

  1. Ada, jesteś najlepsza!
    Było super!!! Spontanicznie i w punkt! Bardzo dobrze mi się z Tobą rozmawiało.
    Czekam na spotkanie autorskie z Tobą! Co mam zrobić, żeby jak najszybciej przeczytać Twoją książkę? XD

    1. właściwie mogłabym ci ją wysłać spod lady, ale jest jeszcze w trakcie redakcji mojej super koleżanki/sąsiadki, która pomaga mi wyposażyć ją w przecinki, zanim zacznę wysyłać po prośbie do wydawnictw. Chcesz?

  2. Ada ogromne gratulacje! Trzymam bardzo mocno kciuki, żeby wszystko szło tak pięknie do przodu, jak w tym roku (ale żebyśmy nie potrzebowali do tego już lockdownu :D). Kupie książkę jak tylko wyjdzie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top