Robimy wszystko, żeby uchronić nasze dzieci przed przestymulowaniem. Ograniczamy bajki, kupujemy zabawki w pastelowych kolorach, w hałaśliwe miejsca zabieramy w wygłuszających słuchawkach. Generalnie, mamy świadomość, że przebodźcowanie szkodzi na układ nerwowy. Jestem cholernie przebodźcowana. 

Kiedy to sobie uświadomiłam? Gdy prawie z tego przebodźcowania nie rozpadłam się na kawałki. Ale nie w formie wybuchu. Raczej tak, jak wtedy, gdy w kreskówkach chcą ukazać wrażenie szybkich, rozmytych ruchów, albo na zdjęciu z długą ekspozycję, do którego pozujesz kręcąc głową. Jakieś dwa tygodnie temu dotarło do mnie, że jestem przebodźcowana i prawdopodobnie dotarłam do jakiejś granicy wytrzymałości.

Wiecznie rozdrażniona, rozkojarzona, nie potrafię się skupić, ciągle czegoś zapominam, krzyczę na ludzi. Doktor House pewnie szukał by już guza w mojej głowie, ale prawda jest o wiele banalniejsza. Wszystkiego jest po prostu za dużo. Na moje własne życzenie, ma się rozumieć, bo przecież internet da się wyłączyć i się odciąć. Bo nie mam wątpliwości, że za przestymulowanie mojego mózgu świat wirtualny odpowiada dużo bardziej niż ten realny. Ale to nie takie proste, gdy się żyje z permamentnym FOMO. Zreszta granica między tymi światami dawno już została zatarta.

Też tak macie? 

Praca, w której zadania się nawarstwiają, przenikają i atakują w najmniej spodziewanych momentach. Social media, social media, social media. Kontakty towarzyskie. Szum informacyjny. Miasto.

Dziennie do naszego mózgu wpadają 34 gigabajty danych[1], co odpowiada stu tysiącom słów. To szacunki sprzed czterech lat, więc pewnie dziś jest tego więcej. Oczywiście mózg się nie przegrzeje, nie pęknie, nie przeładuje i nie wyświetli zmierzającego do granicy czerwonego paska postępu. Według Paula Rebera, profesora psychologii z Northwestern University, nasz mózg nie jest w stanie przepełnić się w ciągu całego naszego życia. Jego pojemność szacuje się na 2,5 petabajtów[2], czyli milion gigabajtów. 

Ale i tak masz czasem wrażenie, że zaraz ci pęknie.

Przyjęcie danych to jedno, ale trzeba je przecież przetworzyć. Odrzucić ziarno od plew. W przeciwieństwie do komputerów, potrafimy to robić. Przeładowanie danymi nie wpływa jednak pozytywnie na zdolność analizy i reflekcji. Czasem nie starcza już na to czasu. 

Czasem, jak żołnierze na wojnie, zwyczajnie obojętniejemy. Albo nie możemy tego wszystkiego znieść. 

Pierwszy, drugi, trzeci dzieciaczek potrzebujący pomocy na naszym wallu. Wpłacamy. Czwarty, piąty, szósty. Scrollujemy dalej. Oszukujemy się, że wrócimy na tę stronę później. Zapominamy. Newsletter od siepomaga. Dlaczego w ogóle go subskrybuję? Nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim, nie jesteśmy w stanie wytrzymać tego, że nie jesteśmy w stanie pomóc. To tylko jeden przykład. Bo są jeszcze przecież biedne zwierzęta, konflikty zbrojne, nienawiść, niesprawiedliwość. Ale też piękno, kultura i ludzie, których podziwiamy w sieci, którym tak bardzo zazdrościmy, że robią tak dużo, a my prawie nic.

Więc możesz zobojętnieć z tego nadmiaru, albo oszaleć od prób jego przeanalizowania, zrozumienia, wyrobienia sobie zdania, podjęcia działania. Nie wiem co gorsze. Kupiłam sobie książkę “Jak mniej myśleć”, ale nawet jej nie otworzyłam. Ma ładną okładkę z leniwcem, ale dostałam cynk, że autorka poleca homeopatię i od razu zapaliła mi się czerwona lampka, że być może to plewy.

Przebodźcowanie plus nadmiar myśli. Witaj w moim świecie. 

Możliwe, że to też twój świat. No więc podejmuję coraz to nowe próby redukcji bodźców. I redukcji multitaskingu. Działając wielozadaniowo, mój mózg i mój cały organizm nie wyrabia. Zacina się, zawiesza, potem szuka nowych stymulantów, potem znów nie potrafi się skupić. Zmuszony do multitaskingu, przyzwyczaja się do niego. Odtwarza te wzorce skakania od zadania do zadania, których wyuczyłam się w pracy, na inne dziedziny życia. A przecież wiem, że wielozadaniowość jako coś porządanego i pozytywnego to mit. W rzeczywistości zabija. 

Och, znowu przekoczyłam na Facebooka, zamiast pisać ten tekst. A przecież nawet jeszcze nie zmęczyłam się pisaniem. Gdybym się zmęczyła, powinnam się raczej położyć i pogapić w sufit, pogłaskać kota, napić herbaty. Nie odrywać się od jednego zadania na rzecz drugiego zadania. Scrollowanie fejsa nie jest odpoczynkiem. Nie jest nim oglądanie netflixa, nawet nie czytanie książek. To kolejne informacje. To kolejna sytuacja, w której mózg jest w gotowości. Kolejne bodźce.

Współczesny człowiek nie umie odpoczywać. Odpoczywa w ruchu, w napięciu, w gotowości, nawet leżąc na kanapie. Ciągle coś robimy. Nasze zmęczenie, jeśli nie pracujemy fizycznie, nie wydaje się przecież fizyczne. Nawet gdy bolą nas mięśnie. Moje mięśnie są ciągle napięte, wszystkie masażystki mi to mówią.

Odpoczynek w postaci nic nierobienia uznajemy za stratrę czasu. 

Objaw lenistwa. A przecież się nam należy. Tak jak należy nam się odpoczynek dla mózgu. Rzadko jesteśmy w stanie go doświadczyć. Być może nie potrafimy już porządnie odpoczywać, uznając za odpoczynek tylko aktywności lub chłonięcie doświadczeń. Przyczyną tego stanu rzeczy jest nie tylko przez społeczne potępienie dla lenistwa i tracenia czasu. Być może fizycznie już tego nie potrafimy, bo nie jesteśmy w stanie się zatrzymać. I jak odpocząć, gdy wciąż bombardują nas bodźce?

Długotrwale przebodźcowany układ nerwowy jest w permanentnym stanie zagrożenia. 

Zawsze w gotowości do walki lub ucieczki, ponieważ już sama myśl o zagrożeniu może wywołać u nas reakcję obronną[3]. Codziennie doświadczamy mnóstwa bodźców, które mogą wywołać u nas takie myśli, oglądając sceny przemocy, ale przecież stresuje nas nie tylko przemoc. Stresuje polityka, katastrofa klimatyczna, ostatnio koronawirus. To wyczerpujące jak cholera, nawet gdy z pozoru wydaje się nam, że wszystko mija wraz z przewinięciem strony, ale tak naprawdę wszystko nawarstwia się i zostaje. Ciągły niepokój.

Kiedy wpadniesz w ten stan, prawdopodobnie nie poradzisz sobie z nim samodzielnie. Jeszcze tam nie dotarłam. Nie chcę tam dotrzeć. Póki co śpię dobrze, potrafię się wyciszyć, potrafię robić nic z minimalnymi wyrzutami sumienia z powodu niecnierobienia. 

Ale nie wiem, czy kiedykolwiek odzyskam dawną zdolność koncentracji i zapamiętywania. 

Usiłuję ograniczać ekspozycję na bodźce, o ile to w ogóle możliwe. Praca przy komputerze i smartfon zawsze pod ręką nie są najlepszymi sprzymierzeńcami. Czasem w weekend przez cały dzień nie wchodzę do internetu, wtedy ludzie muszą do mnie dzwonić. Przecież telefon jest do dzwonienia, prawda? Ale Instagram wciąż pokazuje mi, że siedzę tam średnio 30 minut dziennie i bardzo się za to nie lubię (dziś tylko 15, nawet nie wiem kiedy, przecież ledwo dwa razy wzięłam do ręki komórkę?).

Wciąż jestem przebodźcowana, chociaż od momentu, gdy postanowiłam napisać ten tekst (dwa tygodnie temu) do dziś, nastąpiła pewna poprawa. Tak naprawdę powinnam zredukować bodźce (głównie internet, bo w praktyce ten nadmiar do tego się sprowadza) do minimum i przestać martwić się, że będę przez to siedzieć pod kamieniem (klasyczne FOMO, a jak się jeszcze tworzy w internecie, to przecież trzeba nadążać, więc FOMO podwójne). Ale prawda jest przecież taka, że ja z tego nadmiaru informacji, wcale nie wiem więcej. Nie tyle, w każdym razie, ile można by się spodziewać. Mnóstwo energii zużywam przecież na odsiewanie plew, a wsród nich są rzeczy, które chciałabym odzobaczyć.

Zredukować ekspozycję na bodźce. Tak naprawdę nie mam wyboru i muszę podjąć to wyzwanie. Od tego muszę zacząć. Po prostu mniej. Oczywiście to szalenie trudne. Już łatwiej wyłączyć dziecku Psi Patrol.

5 thoughts on “Jestem przebodźcowana. Ty też?

  1. Właśnie mnie ten stan dopadł i szukam sposobu na oczyszczenie się z tego koktajlu nadmiaru bodźców 😊 no to idę się pogapić w sufit 😅👍

  2. Ja jestem już na kolejnym etapie. W sytuacji mocnego przebodźcowania wpadam w ataki paniki. Na szczerzecie po latach umiem nad tym zapanować ale wtedy już wiem… „Głupia ty, znowu przegięłaś”. Jestem też introwertykiem z opcją; żona, mama i współwłaściciel firmy. Nie jestem w stanie nigdzie uciec. Zawsze mnie znajdą i dlatego moje przebodźcowanie uchodzi z przytupem.

    1. ja rok po napisaniu tego tekstu stwierdzam, że jestem na etapie, w którym wpadam w przebodźcowanie, bo sama szukam sobie bodźców, bo czuję się niewystarczająco dostymulowana, to jest błędne koło 🙂

  3. Ciężko dziś żyć, ja mam zapalenie mózgu z 5 razy na dzień, szczególnie, że moja praca jest mocno angażująca umysł. Przestałam nawet wychodzić w trakcie na spacer z psem, co się okazało tylko zgubą, nie tylko dla psa. Ja zaczęłam myśleć nawet po pracy, przed snem, czasami budzę się o 3 w nocy i dalej jazda, dlatego próbuję medytacji, to jedyne co może mnie wyciszyć i skupić na jednym, by nie myśleć.

  4. Też czuję to przebodźcowanie. Ale social media to moja praca i na fb siedzę 8h dziennie, a na instagramie średnio 2h. Gorzej, że po pracy też często scrolluję – mówię sobie, że to dla odmóżdżenia. No i faktycznie mózg mam z waty i chodzę ciągle zmęczona.

    Efektem takiego pędu jest permanentny ból pleców i stres taki, że mi serce siada. Więc wdrażam powoli plan zmiany tego stanu rzeczy.

    Codziennie zapisuję sobie ręcznie parę zdań w notatniku, pijąc herbatę, przy delikatnym świetle, w ciszy.
    Poświęcam 5 min na medytację przed snem.
    Kupiłam sobie na urodziny kołdrę obciążeniową (polecam!) i dzięki niej zasypiam szybciej i śpię mocniej.
    Staram się pamiętać, że świat się nie zawali, jeśli wyjdę z pracy punktualnie bez wysłania arcyważnego maila. Coraz częściej mi się to udaje 😀
    Poświęcam jeden dzień weekendu na spanie i chodzenie po domu w piżamie.
    Gotuję zdrowo i regularnie, bo to mi daje poczucie, że dbam o siebie – i to działa.
    Zaczęłam chodzić na fitness, chociaż nie lubię takich zajęć zbiorowych, ale zmuszenie się do ruchu daje mi sporo oddechu i energii.
    Codziennie biorę końską dawkę witaminy D.
    Nie włączam telewizora, żeby grał sobie w tle – nigdy tego nie lubiłam. Ani w ogóle żadnej muzyki czy innych dźwięków.
    No i wprost mówię, jeśli czyjaś gadanina mnie przytłacza. Wtedy mówię, że „przepraszam, ale jestem przebodźcowana i nie mogę się skupić na tym, co mówisz. Potrzebuję chwili ciszy i wrócimy do tej rozmowy, ok?” – działa.

    I chcę kupić słuchawki wygłuszające. Nawet takie zajebiste znalazłam, ale koszt mnie przeraża. Niemniej po ostatnich paru jazdach pociągiem chyba jestem w stanie poczynić tę inwestycję 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top