O chajzerach tego świata. Czyli porozmawiajmy o potężnych mężczyznach oraz o tym, czy czynienie dobra znosi zło jeden do jednego.
Jest taka inba w polskim internecie, być może już ja znacie. Otóż youtuber Gargamel nagrał filmik o różnych wpadkach, przypałach, bucerskich i zwyczajnie paskudnych zachowaniach znanego dziennikarza telewizyjnego Filipa Chajzera. Filip Chajzer zareagował na nie na swój sposób, czyli banując osoby, które w komentarzach nawiązywały do tego filmu, a potem zablokował swój profil na fb, by był dostępny tylko dla znajomych. Nie będę tutaj się rozpisywać, czy Gargamel to tak powinien Chajzera obsmarowywać i czy Chajzer umie czy nie umie reagować na kryzysy w social mediach. Tak naprawdę przy okazji tej afery chcę napisać o dwóch rzeczach: jedna tyczy się ludzi, którym wolno więcej, druga dobroczynności.
Łobuz, ale przecież czyni dobro
Nie śledzę jakoś szczególnie poczynań Filipa Chajzera, ale jeszcze przed obejrzeniem filmu Gargamela, niektóre z nich nie były mi obce. Słyszałam o jego udawanym ataku paniki podczas prowadzenia rozmowy na ten temat (no super tak się nabijać). Pamiętałam jak w programie America Express całował kobiety bez ich zgody w Ekwadorze i jak potem zemścił się na dziennikarce WP, Helenie Łygas, która śmiała skrytykować jego poczynania (nazwijmy je wprost molestowaniem), wystawiając ją swoim fanom, którzy zwyczajnie dokonali na niej internetowego linczu. To były szkodliwe zachowania. Teraz z filmu Gargamela dowiedziałam się, że tych paskudnych zachowań jest o wiele więcej. I wszystkie łączy jedno: kompletna nieumiejętność przepraszania, o postanowieniu poprawy nie wspominając.
Chajzerowi wszystko jednak uchodzi na sucho. Powiedzieć, że istnieje wobec jego bucerskich zachowań taryfa ulgowa to mało powiedzieć. Chajzerowi się wybacza, bo po pierwsze to taki fajny luzak z telewizji. Po drugie umarł mu syn. To jest straszne i strasznie mu tego współczuję, a hejt, który go po tym spotkał to coś obrzydliwego i w ogóle trudno mi uwierzyć, że tak można. Ale to, że dotknęła go nawet niewyobrażalna tragedia nie jest usprawiedliwieniem dla tych wszystkich wyskoków.
No i jest ta działalność charytatywna. Łobuz, ale przecież czyni dobro. Kto inny zebrałby tak szybko hajs na dom samotnej matki, którymi nikt się nie interesował? Czyli tak jakby się to znosi? No nie. Ale o tym za chwilę.
Dam na chwilę spokój Chajzerowi, bo tak naprawdę chcę napisać nie o nim, a o szerszym zjawisku. Napiszę więc:
Roman Polański
To porównanie przyszło mi do głowy zanim jeszcze Gargamel nagrał swój film. Myślałam o tych wyskokach Chajzera, tej taryfie ulgowej, jaka jest wobec niego stosowana i w pewnym momencie uderzyło mnie, że to zupełnie tak, jak Polański. Oczywiście to nie jest ten sam kaliber. Ale to ten sam mechanizm.
Żeby nie było, nie chcę porównuję tu Filipa Chajzera do Romana Polańskiego. Nawet całowanie kobiet na ulicy bez ich zgody to mały pikuś przy pedofilii. To, w czym zauważam wspólny mianownik, to mechanizm taryfy ulgowej, który dla nich i dla wielu innych, tworzą ludzie.
Roman Polański zgwałcił 13-letnią dziewczynkę. Przyznał się do tego, ale uciekł przed odsiadką. Ciąży na nim jeszcze kilka innych oskarżeń. Wciąż jest usprawiedliwiany. W podobny sposób, w jaki znajdujemy taryfę ulgową dla bucery Chajzera.
Polański jest wielkim reżyserem / Chajzer robi tyle akcji charytatywnych
Polański stracił całą rodzinę w holocauście, a potem jeszcze zabili mu żonę / Chajzer stracił syna
Polański odpokutował nie mogąc robić filmów w Ameryce i wciąż musząc słuchać, że jest gwałcicielem / Chajzer pokutuje będąc hejtowanym no i za pokutę ma zawsze te piękne akcje charytatywne
To w sumie wystarczy, by przeważyć szalę. Obu łączy bycie mężczyznami w pozycji władzy. Wielki artysta ma władzę. Znany pan z telewizji ma władzę. Z nimi się nie zadziera. Oni mogą więcej. Po prostu. Próba podważenia tego porządku, to wystawienie się na cel. Oficjalnie to na nich jest przecież nagonka i to oni cierpią, a inni mogą co najwyżej czuć się urażeni.
A teraz opiszmy ten mechanizm taryfy ulgowej, która umniejsza czy też zmazuje winę potężnych ludzi, jako ogólny schemat. Ta taryfa zakłada:
- Bycie znaną, wpływową bądź zasłużoną osobą
- Trudną/tragiczną przeszłość
- Nieadekwatną pokutę
Możecie zacząć podstawiam pod te punkty inne przykłady, trochę się ich znajdzie.
Cała ta dobroczynność
I tutaj wracam dobroczynności, bo to jest drugi, bardzo ważny punkt rozważań przy okazji Chajzera. I jest to też bardzo śliski grunt. Bo jak tu mówić o akcjach charytatywnych w negatywnym kontekście? Czy to nie szkodzi tym, którzy otrzymują pomoc. Czy ostatecznie pozytywny efekt działań dobroczynnych nie jest najważniejszy? Ważniejszy od paskudnych zachowań osób, które są w nie zaangażowane? Może lepiej nic nie mówić, żeby nie zaszkodzić większej sprawie? Ale czy to nie kaganiec? Czy to nie tabu? Nie sposób na zamykanie ust?
Wciąż myślę o tym, że trzeba było sporo odwagi, by zdjąć ten kaganiec i odrzucić tabu, aby ujawnić mobbing pracowników przez księdza Jacka Stryczka, tego od Szlachetnej Paczki. Czytałam ten reportaż kilka razy, jest naprawdę fascynujący. Pracownicy i pracownice milczeli przecież wiele lat. Facet wydawał się instytucją. Był potężną osobą. Mężczyzną z autorytetem i to podwójnym: księdza i tego, który czyni dobro. I on tę pozycję totalnie wykorzystywał.
Czynienie dobra nie zmazuje bycia chujem. Wcale tego nie zmniejsza. Zwłaszcza gdy nie jest to dobro, które jest jakąkolwiek próbą naprawienia wyrządzonego przez siebie zła.
Tymczasem mamy taką dziwną tendencję do zerowania złego dobrym. W nie wszystkich przypadkach, rzecz jasna, ale w przypadku dobroczynności to wydaje się jakieś takie oczywiste. Zwłaszcza tam, gdzie głosy odrębne są słabo słyszalne. Najłatwiej być dobrą białą panią w bańce z programów śniadaniowych.
Jak się nie spowiadać?
No więc tak: paskudne zachowania wcale nie negują sensu dobrych rzeczy, które się robi. Ale do jasnej cholery, vice versa. Szkodliwe zachowania trzeba piętnować. Nie stają się one mniej szkodliwe tylko dlatego, że ktoś jest taki fajny i w ogóle robi tyle dobrych rzeczy. To się nie zeruje.
Jest taka instytucja, nazywa się instytucją spowiedzi. Nie jestem wierząca, ale odsiedziałam swoje podczas przygotowań do komunii i coś tam wiem. Po pierwsze wyznajesz grzechy. Po drugie za nie żałujesz. Po trzecie obiecujesz poprawę (i chyba wypadałoby dążyć do tej poprawy). No i po czwarte pokutujesz. Spowiedzi mężczyzn w pozycji władzy (kobiet też, ale jakoś tych mężczyzn spotykamy najczęściej) zwykle wyglądają tak jak u przywołanych wyżej panów: coś tam przyznają, ale nie do końca. Nie żałują, ewentualnie przeproszą tych, którzy poczuli się urażeni. Nic nie obiecują i bynajmniej w ogóle się nie poprawiają, tylko brną w recydywę. Uważają, że pokutą jest coś, co nią nie jest.
Jak spierdoliłeś, to przeproś i staraj się więcej tak nie robić. Wiem, że to trudne. Sama miewam z tym problemy, pewnie większość z nas ma. Do większości z nas nie stosuje się jednak taryfy ulgowej.
Photo by Alex Hiller on Unsplash
No wlasnie, powiedzialam kolezance ze nie, nie ogladam tego pana bo z niego straszny buc na co ona : no tak ale ilu ludziom pomogl…
Kolejny świetny tekst!
Wcale nie trzeba być medialną osobą, by wykorzystywać ten mechanizm. Wystarczy np. pozycja menadżera.
Sama tego doświadczyłam i długo chodziłam skołowana.
Ciężko z tym walczyć. Ciężko z tym żyć.
Podnoszenie świadomości na pewno pomaga 🙂
Pozdrawiam ciepło 🙂
o tak! pracuję w korpo, wiem o czym mówisz
w „grze o tron”, pada zdanie wypowiadane chyba przez stannisa: „dobre uczynki nie zmazują złych a złe dobrych”.