Galerie handlowe z funkcją dworca. To, co zostało po pełnych rozmachu rozkładach pekaesów przecinających się na nocnych trasach z autokarami międzynarodowymi sieci Sindbad i Polski Bus. Na początku źle widziałam to wypędzenie autobusów do podziemi, teraz jednak naprawdę doceniam nieszczególnie dyskretny sposób, w jaki dworce te pełnią również funkcje czyśćca. Zwłaszcza gdy zbliżają się święta.

Dworce autobusowe nie mają w sobie nic z komedii romantycznej. Nikt nikogo czule nie żegna i na nikogo nie czeka. Są tylko podróżni, jakby w wiecznym oczekiwaniu na koniec samotności, ale na końcu jest tylko autobus, czasem śmierdzący, czasem z klimatyzacją, ale zawsze odstawiający na miejsce, w którym nie tak całkiem zawsze chcesz być.

Jedni jadą tysiące kilometrów do pracy, inni wracają z tej pracy. Jeszcze inni czekają tutaj, bo do ich miejscowości nie dojeżdża pkp. Właściwie niewiele wiesz już o autobusach, jeździsz nimi tylko kiedy musisz, wolisz nie. Część z tych, których właśnie widzisz pewnie też. No dobra, możliwość rezygnacji z czekania na tym dworcu to zdecydowanie forma uprzywilejowania. Tak myślisz, nie do końca wiesz, jesteś tu tylko przechodniem. Dworce autobusowe nie mają bowiem w sobie nic z przygody. Przygodą bywają podróże samolotami, pociągami i statkami, nawet jeśli samoloty czasem spadają, wagony bywają bydlęce, a statki przewożą niewolników. To tylko wyjątki potwierdzające regułę. Autobusy za to pełne są ludzi wyglądających jakby podróżowali nimi za karę.

Tak to wygląda, gdy wychodzisz z centrum handlowego wyjściem przez dworzec z autobusami. Gdy nagle, tuż za automatycznie rozsuwającymi się drzwiami, złoty blask brokatowej galerii w okresie przedświątecznym, ustępuje miejsca szaroburej rzeczywistości poczekalni, w której nie pachnie grzanym winem i pomarańczą z goździkami. Pachnie tu ludźmi w sensie dosłownym. Ludźmi, których nie czeka żadna przygoda. Ludźmi o zmęczonych czekaniem, a może i życiem, twarzach. Jakby ten dworzec rzeźbił im te rysy długotrwałego niewyspania, bo trudno uwierzyć, by tylu niewyspanych ludzi znalazło się w jednym czasie i jednym miejscu przypadkiem. W zderzeniu z blaskiem galerii, wszyscy są brudni i wyglądają nieświeżo, chociaż gdybyś spotkała ich przed chwilą przy kasie w Rossmannie nie odróżniłabyś ich od samej siebie.

Wychodząc przez dworzec z autobusami momentalnie pozbywasz się też własnego blasku. Tej swoistej radioaktywności zdobywanej przez długie kilometry spacerów między świątecznie przystrojonymi witrynami, pod nieziemsko mieniącą się choinką, obok galeriowej fabryki świętego Mikołaja. Zakupy świąteczne na ostatnią chwilę. Im bliżej wyjścia, tym mocniej czujesz, że jeśli kupisz w tym miejscu jeszcze jedną rzecz, będziesz mieć na rękach krew elfów.

Wyjście przez dworzec z autobusami jawi się więc jak zbawienie, gdy wydałaś już tyle pieniędzy, że w zderzeniu z prawdziwymi problemami świata, zaczynasz się czuć jak samozwańcza ofiara sezonu świątecznego. Chociaż do zbawienia jest daleko, raczej możemy mówić tu o funkcji czyśćca. Żeby się oczyścić musisz się jednak ubrudzić, właściwie nie ma lepszego sposobu na zmycie z siebie blasku. Przechodzisz więc przez dworzec z autobusami i czujesz się jak obmyta w Gangesie, w Jordanie, czy w innym świętym ścieku. Żadnego brokatu, grzanego wina, żadnej elfiej krwi. Jest życie, dosłowne, brutalne, prawdziwe, dotknęło cię, ubrudziło, możesz wyjść i nie udawać, że wcale nic nie kupiłaś, że życie to nie filtr z insta. Możesz z czystym sumieniem zderzyć się z prawdziwym światem. Po to wybudowali obok siebie te dwa światy, wymyślając galerie z funkcją dworca, prawda?

A chuj.

Photo by Heidi Fin on Unsplash

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top