Zastanawiałam się, co napisać o płonącej Amazonii.
Wątpię, żebym napisała coś odkrywczego, ale nie o to chodzi, żeby wybić się na oryginalność.
Wiemy dobrze, że to nie jest jakiś tam byle las. Już w szkole uczono nas o płucach Ziemi i to nie było czcze gadanie pani od gegry. Amazońskie lasy deszczowe to ogromny obszar wpływający na klimat całej planety. To też obszar, na którym żyje jakieś 35 milionów ludzi, prawie tyle, ile w całej Polsce. W większości jest to ludność rdzenna, której nikt nie ratuje, której właśnie zawalił się świat.

Wiemy już wszyscy i wszystkie, że lasy deszczowe Amazonii płoną, że podpaliła je ręka ludzka i że już nigdy ich nie odzyskamy. W zestawie z bardzo złymi wieściami na temat globalnego ocieplenia, zdjęciem grenlandzkich psów husky biegających po roztopionym lodzie i na zawsze pożegnanym islandzkim lodowcem, brzmi to jeszcze gorzej.

Tymczasem ludzie
wypominają sobie
kto po czym roni łzy
i wrzucają memy

Zamiast użalać się nad tym, kto bardziej płakał nad katedrą Notre Dame niż po płonących lasach, porozmawiajmy o tym, dlaczego te lasy płoną.
Bo nam jest przykro, ale naszymi łzami nie możemy ugasić pożarów.
Podpalaczom nie jest przykro.
Nazwijmy ich po imieniu.

Tak, Jair Bolsonaro. Nowy prezydent Brazylii, który już w kampanii wyborczej zapowiadał wycinkę. Płonące lasy to efekt jego polityki wspierania lobby hodowlano-rolnego i mającej w głębokim poważaniu ochronę środowiska i rdzenną ludność.

Tak, ludzka chciwość
Tak, krótkowzroczność
Tak, pazerny globalny kapitalizm
Wreszcie, tak, jasne że nasze apetyty, jak w przypadku innych katastrof współczesnego świata
na olej palmowy z indonezyjskich lasów, z których wygoniono orangutany
na tanie koszulki uszyte w niewolniczych warunkach
na mięso zwierząt karmionych soją, którą posieją na miejscu spalonych drzew w Amazonii
na mnóstwo innych rzeczy

Tak, nie jesteśmy bez winy. Konsumujemy. Mamy ten apetyt, więc możemy utonąć w poczuciu winy, albo starać się mieć tego apetytu jak najmniej, ale pamiętajmy też, że nie mamy go ot tak. To apetyt, który w nas wzbudzono i dalej się go pobudza i pobudza i pobudza.
Jeżeli jako te małe żuczki weźmiemy na siebie całą odpowiedzialność i wytaplamy się w poczuciu winy jak w błocie, odwrócimy tylko uwagę od istoty problemu.

problem jest systemowy
jest polityczny
problem polega na tym, że to się komuś opłaca
to jest biznes i polityka, którym wszystko jedno, piekła nie ma

jako konsumenci czy wyborcy jesteśmy tylko wierzchołkiem góry lodowej
wisienką na torcie

Możemy użalać się nad tymi lasami, nad klimatem, nad mediami, które nie informują z należytą uwagą i powagą o katastrofach w odległym dla nas zakątku świata, nad europocentryzmem, nad beznadziejnymi ludźmi, w końcu nad sobą.
Spoko, poużalajmy się przez chwilę. Mamy tutaj sporo racji w tym żalu.
A potem zastanówmy się, jak możemy wypowiedzieć posłuszeństwo systemowi.
Jak możemy przestać go wspierać.

być może nasze możliwości postawienia się mu będą ograniczone
ale jeśli już chcemy opowiadać się głośno za ratowaniem świata
mówmy głośno o przyczynach, przez które potrzebuje on dziś ratunku
nie wciąż tylko o tym, kto nad czym płacze, bo to nie jest sedno sprawy
może nie uratujemy w ten sposób świata, ale nie będziemy chociaż zaciemniać istoty problemu
nie będziemy rozmywać jej naszymi łzami


Photo by ViniLowRaw on Unsplash

1 thought on “Rzecz o płonących lasach i poczuciu winy

  1. To takie smutne, że dla kogoś ważniejsza jest kasa, którą zbije na wycince tych dobroczynnych lasów niż zdrowie własne, swojej rodziny i planety.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top