Znacie z pewnością już sprawę polskiego pracownika Ikea, zwolnionego za cytowanie Biblii w homofobicznym kontekście. Jeśli nie znacie, albo będziecie czytać ten tekst po latach, gdy już wszyscy o sprawie zapomną, w wielkim skrócie chodziło o to, że panu Tomaszowi nie spodobało się, że Ikea wspiera prawa osób LGBT+. Trwał właśnie Pride Month, więc wiele korporacji wysyłało do swoich pracowników komunikację dotyczącą przeciwdziałania dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Pan Tomasz, który najwidoczniej nie jest przeciwny dyskryminacji, dał upust swoim emocjom w firmowym medium społecznościowym, gdzie umieścił cytat z Biblii, mówiący o tym, że właściwie to za homoseksualizm należy się śmierć. Cytaty z Biblii mają to do siebie, że niekoniecznie należy podchodzić do nich dosłownie, jednak w tym przypadku kontekst był, powiedzmy sobie otwarcie, niezbyt fortunny dla pana Tomasza. To, co napisał, wydało się niebezpieczne innym pracownikom Ikea, którzy sami zgłosili odpowiednim działom, że pewne granice właśnie zostały przekroczone. Firma zareagowała błyskawicznie. Pan Tomasz stracił pracę. Teraz płacze, że to on padł ofiarą dyskryminacji, a mianowicie jest dyskryminowany za poglądy (przypomnijmy, nienawiść to nie jest światopogląd). I za wiarę. A do Ikea puka inspekcja pracy. Co dalej? Wiele osób w Polsce wcale nie uważa, że coś tu się komuś w kwestiach dyskryminacji pomyliło i ogłasza bojkot Ikea. Oczywiście dużą część bojkotujących okazują się fejkowe konta z twittera, wojna informacyjno-propagandowa w takich przypadkach to już tradycja. W sprawę mieszają się politycy, sprytnie grając kartą tradycyjnych polskich wartości i najeźdźcami z drugiej strony Bałtyku. Bronią rzekomo dyskryminowanego pracownika i zarzucają szwedzkiej firmie łamanie polskiego prawa. Nie mogą być dalej od prawdy. Ikea reagując na homofobiczny i w zawoalowanej (albo i nie) formie wzywający do przemocy wpis swojego pracownika, realizowała ni mniej ni więcej, jak tylko polskie prawo, które wyraźnie mówi o przeciwdziałaniu dyskryminacji. Bardzo dobrze wyjaśnił to Anton Ambroziak w tym artykule. Gdzieś w tle tego wszystkiego, pan Tomasz narzeka również, że przez lata w firmie był indoktrynowany (indoktrynacja to wg niego edukacja antydyskryminacyjna). Wielu ludzi dziwi się, że takie poglądy w ogóle są możliwe w XXI wieku. Wielu ludzi śmieje się z bojkotu Ikea. Tymczasem nie ma się co dziwić, nie ma się co śmiać. Dziwimy się i śmiejemy w naszych bańkach i to niekoniecznie cokolwiek zmienia.

Biuro i fabryka

Ta sprawa, a przede wszystkim reakcje na nią (zarówno bojkot, jak i wyśmianie bojkotu) pokazuje, jak bardzo w sprawach poglądów na dyskryminację żyjemy na dwóch biegunach.
Ale jeszcze lepiej pokazuje to inna sprawa. Wszyscy słyszeli o tym, co się wydarzyło w Ikea, ale pewnie niewielu z Was zna historię z wrocławskiego oddziału fabryki Volvo. Otóż firma Volvo z okazji czerwcowego Pride Month również wystosowała odpowiednią komunikację do pracowników. Tym razem ktoś pomyślał, że odbiorcami treści zachęcających do wspierania osób LGBT w ramach zakładowej grupy powinni być nie tylko pracownicy biura, ale też ci z hali, którzy do tej pory nie byli zachęcani do takich inicjatyw. Komunikaty wyświetlane były na telewizorach w fabrycznej stołówce. No i się zaczęło. Działający na terenie fabryki związek zawodowy „Solidarność 80” głośno zaprotestował przeciwko „promocji LGBT” w firmie. Według nich takie komunikaty są nie na miejscu, ponieważ w pracy wszyscy są sobie równi, nie rozmawiają o swojej seksualności i w ten sposób unikają konfliktów i dyskryminacji. Powiecie, co to za przeciwdziałanie dyskryminacji? I macie rację, żadne. Reakcja pracowników fabryki (tych z „Solidarności”, wiemy że to specyficzny związek, nie wiemy co sądzi reszta załogi) jednak wcale w tym kontekście nie dziwi. Zastanawiający jest fakt, kto wpadł na pomysł wyjścia z grubej rury z takim komunikatem na fabrykę. Czy był to ktoś zupełnie pozbawiony wyobraźni i żyjący w bańce? Czy ktoś nieumiejętnie pragnący tę bańkę przebić. Bo tu nie chodzi o to, by wyłączać fabrykę z antydyskryminacyjnych inicjatyw w firmie, tylko o to, by nie robić tego przypadkiem. W Volvo, przynajmniej patrząc z boku, bo przecież mnie tam nie ma, wyglądało to tak, jakby ktoś puścił te komunikaty na zakładowej stołówce przez pomyłkę. Grupa wspierająca LGBT+ istniała tam nie od dziś, a w fabryce nikt o niej nie wiedział. Wszystko wskazuje na to, że panowały tam podwójne standardy, bo to przecież strach informować o takich rzeczach fabrykę. No trochę strach.

2unicorn 1024x683 - Korporacja i homofobia. O pink washingu i trudniejszej stronie tęczy
Photo by Levi Saunders on Unsplash

No dobrze, ale co to pokazuje? Ano to, że w podejściu do praw mniejszości seksualnych widać nie tylko podwójne standardy w korporacjach, ale też wielką różnicę między biurem a fabryką. Między white collars a blue collars. Jedni są otwarci i postępowi, drudzy konserwatywni i nieufni. Oczywiście to generalizowanie, to też nie do końca prawda. Bo gdy się przejdziesz po biurze i posłuchasz, co ludzie mówią w korytach, to słyszysz takie homofobiczne bzdury, że aż ci wstyd, że tego słuchasz. Wszystko to w eleganckiej formie i z zapewnieniem, że ma się kolegów gejów i się ich szanuje. Jak to szło: nie jestem rasistą, ale? W biurze łatwiej jest prowadzić networki LGBT, rozdawać tęczowe smycze i namawiać pracowników do wsparcia, łatwiej jest prowadzić politykę antydyskryminacyjną, bo się nikt nie odważy wyskoczyć z tekstem o „promocji homoseksualizmu”. Nawet jeśli tak myśli. I oczywiście to w biurze jest potrzebne, ale w fabryce potrzebne jest o wiele bardziej. Bo być gejem w takiej fabryce to nie jest bułka z masłem. Być osobą LGBT+ z klasy robotniczej to nie do końca to samo co być taką osobą z klasy średniej, chociaż jasne, to jest generalizowanie. Ale to nie jest to samo. Są środowiska, w których jest trudniej. Środowiska, do których antydyskryminacyjna polityka powinna docierać w pierwszej kolejności, bo w homofobicznym społeczeństwie osoby nieherteronormatywne z tych środowisk są najbardziej zagrożone.

Pink Washing

Teraz powinniśmy sobie opowiedzieć o pink washingu, bo duża część powyższego wywodu do tego zmierza. Pink washing to są te wszystkie tęczowe działania wielkich korporacji mające na celu budowanie PR firm przyjaznych osobom LGBT, przeciwdziałających dyskryminacji, ale niekoniecznie wynikające z czystych intencji, lecz bardziej z chęci przykrycia takim pozytywnym wizerunkiem swoich niecnych poczynań na innych polach. Wiele korporacji wspierających czynnie prawa mniejszości seksualnych, jednocześnie nie respektuje praw pracowniczych, wykorzystuje pracowników w Azji i Afryce, niszczy środowisko, korumpuje polityków, odpowiada za kryzys finansowy, zagraża demokracji. Które to takie złe? Pytanie, które nie. Przy okazji niedawnego Marszu Równości w Warszawie, część aktywistów i uczestników miała poważny problem (moralny zgrzyt) z tym, że parada była nie tylko wspierana finansowo przez korporacje takie jak MTV, JPMorgan, Procter&Gamble, Microsoft, Google, Goldman Sachs, City Bank, Coca Cola, Johnsons&Johnson, City Bank itd., ale też pojawiły się na niej platformy oflagowane logami tych firm. Z jednej strony sprzeciw wobec udziałowi korporacji, które tęczą przykrywają swoje niecne sprawki jest zrozumiały, zwłaszcza gdy płynie on z ust osób krytykujących kapitalizm. Z drugiej zrozumiałe jest to, że Marsz Równości, chcąc być wielkim marszem, potrzebuje pieniędzy, które te firmy chętnie zapłacą. Najchętniej zapłacą jednak, jeśli będą mogły się pokazać. Sprawa łatwa bynajmniej nie jest. Łatwy jest jednak pink washing.

flag 1024x683 - Korporacja i homofobia. O pink washingu i trudniejszej stronie tęczy
Photo by Markus Spiske on Unsplash

Zresztą dopuszczają się go nie tylko wielkie korporacje. Równie dobrze radzi sobie na przykład państwo Izrael. Państwo to zaczęło reklamować się jako gay-friendly już w 2005 roku. Przyjazny mniejszościom seksualnym, nowoczesny, postępowy i pełen słońca kierunek turystyczny. Ten nowy wizerunek miał zostać przeciwstawiony (całkiem uprawnionemu) myśleniu o Izraelu, jako o kraju zmilitaryzowanym i okupującym inny naród. Kartę LGBT-friendly wyciąga się po to, by odwrócić uwagę od dyskryminacji ludności palestyńskiej i poświecić słoneczną, nowoczesną twarzą. To naprawdę mistrzostwo pink washingu.

Jest jeszcze jedna twarz pink washingu: czyny a słowa, piękne deklaracje i rejony, w których te deklaracje nie działają. Czyli jesteśmy LGBT-friendly, ale. I tutaj w pewnym sensie da się podpiąć przykład Volvo, które różnicuje swoją komunikacje na różnych szczeblach i na fabrykę trafia jakby przypadkiem, być może nawet przez pomyłkę. Podpadają pod to też korporacje przyjazne mniejszościom, ale nie wszędzie, bo gdy nadchodzi Pride Month i komunikujemy o tym, co firma robi z tej okazji, być może niekoniecznie wysyłamy ten przekaz do swoich oddziałów w rejonach świata, w których za kontakty homoseksualne można trafić do więzienia, za to bez problemu prowadzimy tam biznesy. Bo biznes to biznes.

Sama z dumą noszę po biurze smycz sieci LGBT i sojuszników z mojej firmy, ale nie poszłabym na Marsz Równości pod sztandarem korpo. Raz, że zawsze idę z flagą Strajku Kobiet, dwa, że jestem aż nadto świadoma, jak działa pink washing i wiem, że tęczowe firmowe logo to po prostu reklama. Zresztą bardzo tania reklama. To znaczy, żeby nie było, bardzo doceniam pracę osób, które angażują się w korporacyjne grupy wsparcia LGBT+, robią dobra i ważną robotę. Jednak działania korporacji, nie tylko tej mojej, są fasadowe. Dobrze, że firmy poczuwają się do tego, żeby przeciwdziałać dyskryminacji. Nawet pink washing nie umniejsza tego, że to dobrze. Ale. Korporacje wspierają LGBT tam, gdzie jest to łatwe. I tam, gdzie, nie ukrywajmy, przynosi to potencjalne zyski. Nie robiły tego, gdy za przyznanie się do homoseksualizmu można było stracić pracę, same za to zwalniały. Świat się zmienił, korporacje się zmieniły, ale to świat był pierwszy. Pierwsi byli ludzie, którzy mieli odwagę walczyć o swoje prawa, o równie prawa. Biznes to biznes. Kapitalizm to kapitalizm. Czasami jest tęczowy, ale ma swoje limity.

pride 1024x575 - Korporacja i homofobia. O pink washingu i trudniejszej stronie tęczy

No dobrze, ale jak można inaczej?

Skoro korporacja niekoniecznie wie, jak edukować i wspierać, albo wie wybiórczo, i niekoniecznie zawsze jest IKEĄ, która wie, jak reagować na homofobię, to co? Jak się organizować i jak docierać z antydyskryminacyjnym przekazem tam, gdzie twoja firma nie za bardzo chce, albo nie umie? Jak dotrzeć na tę fabrykę? I ja tu przez fabrykę rozumiem szeroko pojęte miejsca pracy niekojarzące się z wielkomiejską klasą średnią. Rozumiem też szereg innych miejsc i środowisk, w których osoby LGBT naprawdę mają bardziej przerąbane, bo w ich przypadku nakłada się na siebie kilka rodzajów dyskryminacji, czy wykluczeń. No to nie jest zadanie dla korporacji.

To jest zadanie dla organizacji i osób, które już to robią. Organizacji zajmujących się prawami osób nieheteronormatywnych. To zadanie otwarcia się na współpracę z innymi dyskryminowanymi grupami. Widzieliśmy/widziałyście film „Pride”, w których grupa gejów i lesbijek walczy o swoje prawa wspólnie z górnikami z zamykanych kopalni w Anglii lat 80.? Mają wspólnego wroga: Margaret Thatcher, ale pozornie wszystko ich dzieli. Pozornie. Ten film oparty jest na prawdziwych wydarzeniach i mimo że dzieje się w innym czasie i miejscu, w Polsce 2019 wydaje się bardzo aktualny.

Co jest ważne, żeby docierać w rejony, gdzie tęcza jest trudniejsza? Współpraca z lewicowymi związkami zawodowymi. Szersze spojrzenie na nakładające się dyskryminacje. Zwrócenie uwagi na miejsca, w których ludzie LGBT+ spotykają się z większą nietolerancją i trudnościami. Wyjście do mniejszych miast i poza klasę średnią. Tam, gdzie ludzie są niestety nieufni, a często też wrogo nastawieni. To jest oczywiście trudniejsze niż praca w korporacji i tęcza w wielkim mieście, ale to już się trochę dzieje. Są ludzie, którzy mimo wielkich trudności działają w mniejszych miastach. Nie da się zmieniać myślenia ludzi, gdy okopie się w twierdzy, zwłaszcza w takim kraju jak Polska, w którym niektóre województwa ogłaszane są wolnymi od LGBT. Wtedy ta twierdza zmienia się w getto.

W pisaniu tego tekstu pomogły mi następujące źrodła:

https://www.facebook.com/CodziennikFeministyczny/photos/rpp.208010309346425/1327595170721261/?type=3&eid=ARDBjW14WJy-MVtS96BkljXXPp6NH2fq9NyoDajD3cZOGxhRrBEelQWmtmdyzgeOGjeM4917SUe356-P

https://mondoweiss.net/2011/11/a-documentary-guide-to-brand-israel-and-the-art-of-pinkwashing/

http://theconversation.com/the-rise-of-pride-marketing-and-the-curse-of-pink-washing-30925

https://www.thedrum.com/news/2018/07/03/the-end-pink-washing-why-waving-the-rainbow-flag-marketing-strategy-can-no-longer

https://biznes.radiozet.pl/News/LGBTQ-w-fabryce-Volvo-we-Wroclawiu.-Zwiazkowcy-przeciwko-promocji-tej-spolecznosci

https://en.wikipedia.org/wiki/Pinkwashing_(LGBT)

https://oko.press/ikea-nie-dyskryminowala-a-przeciwdzialala-dyskryminacji-wyjasniamy-manipulacje-pis/

 Cover Photo by Dil on Unsplash 

2 thoughts on “Korporacja i homofobia. O pink washingu i trudniejszej stronie tęczy

  1. Volvo i Volkswagen to są dwie zupełnie różne firmy. Volvo nie jest skrótem nazwy Volkswagen…. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top