„Jakbym spotkała laskę taką jak ja, która wygląda tak jak ja, identycznie, i robi to, co ja robię, to bym jej na maksa nie polubiła” – mówi Pazina w „Ślepnąć od świateł”*. A ty? Bo ja szczerze powiem, że nie wiem.

  1. Ale nie wiem też, czy nie jest to przeceniana kategoria. Święty Grall współczesnego człowieka. Jak szczęście. Bo czym jest to szczęście? Czy w ogóle potrafimy jeszcze je definiować? Czy mam lubić siebie zawsze i wszędzie, nawet gdy robię coś chujowego? Czy ma być to uczucie niezachwiane, nie poddające się krytyce? Czy mam się lubić za coś, czy pomimo? Czy mogę pozwolić sobie na to, żeby czasem lubić się mniej. Łatwiej byłoby w ogóle o tym nie myśleć.
  2. Jednak ludzie pytają wujka googla’a: „jak polubić siebie”. Wujek google daje proste odpowiedzi, co jest dość niepokojące. Sześć milionów wyników musi coś znaczyć, nawet jeśli połowę tych stron powinno się zamknąć za bzdurny coaching. Może znaczyć, że naprawdę się nie lubimy. A na pewno mamy problemy z samoakceptacją.
  3. Chociaż akceptować, a lubić to nie całkiem to samo. Akceptuję też to, że mam czasem prawo się nie lubić za to, co robię.
  4. Czasem zadajesz sobie pytanie, jak polubić siebie, bo jak ta Pazina patrzysz na siebie z boku i widzisz dziewczynę, z którą nie poszłabyś kraść koni. Bo patrzysz na siebie z zewnątrz i widzisz, że nie wpisujesz się w te wszystkie oczekiwania i wyobrażenia o fajnych osobach, cool laseczkach, spoko ziomeczkach, kobietach sukcesu. Widzisz, że nie dasz rady sprostać tej presji, albo że za bardzo się jej poddajesz. Widzisz to, co poszło nie tak i wiecznie się porównujesz, bo tak gównianie jest ten świat urządzony, żebyśmy się ciągle porównywali do innych. I w sumie mogłabyś powiedzieć sobie, że innego życia nie masz, że inna nie będziesz, więc chyba musisz polubić się taką, jaka jesteś? No więc, łatwo powiedzieć. Nikt nikogo siłą nie zmusi do szczerej miłości.
  5. Najważniejsze przykazanie dominującej w tym kraju religii głosi, żeby kochać innych tak samo jak siebie, więc może my tak nie za bardzo lubimy innych ludzi, bo nieszczególnie lubimy samych siebie? Być może. Chociaż czasem myślę sobie, że niektórzy ludzie lubią się chyba za bardzo, tak całkiem bezkrytycznie. Gadają bzdury, robią podle rzeczy. Ja na ich miejscu nie lubiłabym siebie wcale. Z drugiej strony nie znienawidziłam się jeszcze za wszystkie swoje małe nikczemności i rzeczy, które robię źle. Co najwyżej czuję się czasami ze sobą beznadziejnie, ale to na szczęście mija. Albo głuchnie. Tylko czy to miłość własna, czy po prostu instynkt przetrwania? Tak, myślę że mam w sobie bardzo mocny instynkt przetrwania. Bardzo go lubię.
*- o to ze ja naprawdę nie lubię siebie, 
ale nie w takim zjebanym, egzaltowanym, narcystycznym
sensie typu „Jezu jaki ten świat jest straszny, jak ja siebie nienawidzę,
idę, pójdę sobie włączę Joy Division i się potne”. Łapiesz?
- kontynuuj
- chodzi o to, ze jakbym spotkała laskę taką jak ja, która wygląda tak jak ja,

identycznie, i robi to, co ja robię,
to bym jej na maksa nie polubiła.
Pomyślałabym sobie” kurwa, co to za idiotka jakaś.
a ty lubisz siebie?
- lubię to, kim jestem

"Ślepnąc od świateł", Jakub Żulczyk
(ale spisane z serialu, bo nie miałam książki pod ręką)

1 thought on “5 myśli o lubieniu siebie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top