Moja praca nie ma sensu. Dostaję za nią całkiem niezłe pieniądze, nie pałam do niej totalną nienawiścią i nie chodzę do niej za karę, nie przemęczam się też w niej jakoś szczególnie. Ale nie ma sensu. Robienie stron internetowych w korporacji nie przynosi społeczeństwu żadnego pożytku i nie będę udawać, że jest inaczej. Praca nauczycieli ma wielki sens. Dlaczego więc moja przyjaciółka pracowała na dwóch pełnych etatach w dwóch szkołach, biegnąć od jednej do drugiej z wywieszonym językiem bo znajdowały się na przeciwnych końcach miasta, żeby wyciągnąć w sumie trzy tysiące netto? Tyle, ile ja zarabiałam w mojej pracy sześć lat temu i dziś nie wstałabym już z łóżka za takie pieniądze.

18 godzin? No chyba nie

Taki jest rynek, powiecie? W dupie mam taki rynek. Bo naszego państwa nie stać, by płacić nauczycielom więcej? W dupie mam takie państwo. Dziś nauczyciele i nauczycielki walczą nie tylko o godne płace. Oni walczą o godność. Bo gdy słucha się nie tylko strony rządowej, ale też tego, co wygadują o nich i ich pracy niektórzy ludzie, wydaje się, że kompletnie zostali z niej odarci.

Moja przyjaciółka nauczycielka wytrzymała na tych dwóch etatach rok. Stwierdziła, że była szalona, bo to było dosłownie zarzynanie się dla kasy. Teraz po ośmiu latach w zawodzie na jednym etacie zarabia trochę ponad połowę z tego, a i tak musi dojeżdżać na kilka godzin do innej szkoły, żeby wyrobić ten etat, chociaż uczy dwóch przedmiotów. To dzięki reformie ministry Zalewskiej. Ludzie mówią, co to za etat? 18 godzin, też by tak chcieli. I jeszcze dwumiesięczne wakacje. Chociaż tłumaczy się ludziom, że godziny lekcyjne to nie wszystko. Że dochodzą przecież godziny spędzone na wywiadówkach, radach pedagogicznych, na przygotowywaniu się do lekcji, na sprawdzaniu klasówek, siedzeniu na egzaminach, na wycieczkach szkolnych. Czasami też na kursowaniu między jedną szkołą a drugą, bo w jednej nie ma dla ciebie całego etatu. I wielka odpowiedzialność. Za to się nie płaci.

Nie, nie miałam samych świetnych nauczycieli i nauczycielek. Niektórzy byli cudowni, inni nigdy nie powinni wykonywać tego zawodu, jeszcze innych poważałam bardziej, niż na to zasługiwali, ale wszyscy oni zasługiwali na godne zarobki.

Znajdą się nowi na ich miejsce?

Ludzie mówią, że nauczycielom się nie należy, bo to jebane nieroby. No, może niektórym, ale przecież większość jest beznadziejna. To może ukarzmy ich niskimi pensjami! Najlepiej. Myślałam, że jak ktoś źle wykonuje swoją pracę to ląduje na rozmowie dyscyplinującej, albo się go zwalnia, a nie karze małymi zarobkami. Ludzie mówią, że jak im nie pasuje, to niech się zwolnią i idą pracować tam, gdzie lepiej płacą. Na ich miejsce znajdą się nowi nauczyciele.

Tyle że się nie znajdą. Ludzie odchodzą z tego zawodu. Już teraz ich brakuje. I ja się im wcale nie dziwię. Sama znam takich, którzy odeszli. Niektórzy ze mną pracują. Moja przyjaciółka, od której zaczął się ten tekst, też już jest jedną nogą gdzie indziej. Jeśli ma się 30-40 lat to ma się jeszcze czas, żeby uciec. Zostaną tylko ci, którzy nie mają wielkich szans na zatrudnienie poza systemem edukacji i chcą już tylko jakoś dociągnąć do emerytury. A nowi? Czy młodzi ludzie po studiach, którzy nie są kompletnymi desperatami albo męczennikami, będą chcieli pracować w zawodzie, w którym nie ma hajsu ani poważania, jeśli będą mogli wybrać cokolwiek innego? A będą mogli. Zawsze też mogą wyjechać.

Dlaczego nie w wakacje?

Ludzie mówią: no to niech strajkują w wakacje! Albo weekend? Dlaczego w dzień egzaminów?

Bo strajkowanie w czasie, w którym to nikomu nie przeszkadza nie przynosi żadnych efektów! Gdybyśmy w październiku 2016 roku protestowały grzecznie przeciwko projektowi zupełnego zakazu aborcji w niedzielę po kościele, a nie w poniedziałek w godzinach szczytu, miałybyśmy dziś ten zakaz jak w banku w tej cholernej ustawie (nie tylko w praktyce, jak to w niektórych częściach Polski ma niestety miejsce). Pamiętacie te piknikowe marsze KODu, które nikomu nie wchodziły w drogę? No właśnie. Tak się nie strajkuje.

Nauczyciele robią to dobrze, nawet jeśli to boli. I wielu uczniów jest z nimi, bo wiedzą, że oni strajkują także dla nich. Egzaminy nie odbędą się teraz. Odbędą się prawdopodobnie później, ale żaden nauczyciel ani nauczycielka nie zostawi tych uczniów i uczennic. Nie to co rząd. Ministra Zalewska dyma młodzież od lat fundując im chaos i niepewność reformy, która bez zapowiedzenia, przygotowania i po omacku wywróciła do góry nogami ich szkolne życie. Wyobraźcie sobie, że w tym roku do szkół średnich będą próbowały dostać się osoby z trzech roczników: 2003 – ostatni rocznik gimnazjów, 2004 – ósmoklasiści i 2005 – ósmoklasiści, którzy poszli do podstawówki w wieku sześciu lat. Wyobraźcie sobie ten tłok i co ten tłok może w praktyce oznaczać.

Coś pękło

Moja przyjaciółka mówi, że w pokoju nauczycielskim zawsze narzekali, ale teraz coś pękło. A ja bym chciała, żeby pękło w nas wszystkich. Bo tu chodzi o nauczycieli i ich godność, ale nie tylko. Tu chodzi o naszą godność w starciu z rządem, który robi ludziom kuku. Ale nie tylko. Tu chodzi o godność w starciu z rynkiem. Rynek? Co to jest zresztą rynek? Są ludzie, którzy zasłaniają sobie usta rynkowymi frazesami, żeby dymać innych ludzi. Ludzi, którzy dadzą się dymać, bo uważają, że inaczej się nie da. No, można zawsze odejść. I zostawić to miejsce tak zepsutym, jakim było. Czasami nie ma innego wyjścia, ale czasami jedynym wyjściem jest walka o poprawę. I to właśnie robią nauczyciele i nauczycielki. 1000 złotych podwyżki to tylko wierzchołek góry lodowej. Powinnyśmi i powinniśmy być z nich dumni. Wspierać ich. I brać przykład. Może w nas też coś pęknie.

7 thoughts on “Dlaczego popieram strajk nauczycieli

  1. Gorąco kibicuję strajkowi nauczycieli i niemalże skaczę do gardła każdemu kto powtarza argumenty z TVPis o roszczeniowości nierobów pracujących połowę tego co inni. Nie dość, że moi rodzice byli nauczycielami to jeszcze sam po studiach spędziłem rok pracując w gimnazjum. W owym okresie (2004-2005) stażysta dostawał niecałe 800 na rękę, a w moim przypadku dzięki nadgodzinom wychodziło niecałe 900. 2000 było kwotą zarezerwowaną dla nauczycieli dyplomowanych, o ile dyrekcja zgodziła się na ich awans (jak wiadomo dyplomowany nauczyciel kosztuje tyle co dwóch stażystów). I już wtedy większe pieniądze można było dostać wszędzie, z zakładem pogrzebowym i Biedronką włącznie.

    Z zawodu odszedłem na rzecz pracy jako lektor. Tu byłoby nieco lepiej, gdyby nie umowy śmieciowe. Ostatecznie przekwalifikowałem się do pracy w IT i nie żałuję tego wyboru. Jednocześnie w dalszym ciągu stoję po stronie swoich dawnych kolegów po fachu. Nie wierzę jednak by obecna władza dała im cokolwiek. Boję się, że skończy się na pustych obietnicach, po których co ambitniejsi odejdą z zawodu, a nowych najzwyczajniej zabraknie.

    Mam niestety wrażenie, że feminizacja tego zawodu nie sprzyjała jak dotąd walce o poprawę. Zbyt wiele kobiet wczuwa się w męczeństwo dla idei połączone ze strachem przed zmianą. Lepsze przecież znane bagienko, niż coś nowego. Nie dotyczy to zresztą wyłącznie nauczycielek. Znajoma psycholog specjalizująca się w ofiarach mobbingu wspomniała kiedyś, że to właśnie kobiety latami wytrzymują toksyczne sytuacje, w momencie gdy mężczyźni szybciej decydują się na odejście.

    1. zgadzam się z diagnozą dotyczącą feminizacji zawodu i jej wpływu na to, jak wygląda, czy często nie wygląda walka o poprawę. Przy czym trzeba by się zastanowić dlaczego tak jest. To nie jest tak, że „baby są jakieś inne”. Niestety, ale jesteśmy socjalizowane (wciąż!) do uległości i do tego nieszczęsnego męczeństwa. O ile więcej kobiet poświęca na przykład swoje kariery na rzecz karier męzów, niż mężczyzn na rzecz żon (w ogóle kwestia poświęceń jest dyskusyjna, nie twierdzę, że ktokolwiek powinien się poświęcać). W ogóle kobiety robią masę rzeczy dla innych, swoje potrzeby zostawiając na koniec, bardzo często zupełnie bez sensu, mężczyźni nie poświęcają się z reguły aż tak, bo mimo lat przemian społecznych role płciowe w dalszym ciągu są dość sztywno opisane i dalej się w te role bekrytycznie, czy nawet bezwiednie wpisujemy. Kobiety wpisują się w rolę męczennicy matki polki, mężczyźni w rolę chłopaków, którzy nie płaczą i tak dalej. No i własnie, kobietom też trudniej wyjść z tych toksycznych relacji bo są socjalizowane do tego, żeby trwać i widzieć winę w sobie. Patriarchat bullshit, co nie?

  2. Dzięki wielkie za podlinkowanie <3
    Mam nadzieję, że swoje wywalczą, wspieram i trzymam kciuki!
    Pięknie to napisałaś – szczególnie końcówkę. Też mam taką nadzieję, to jest idealny moment na pokazanie swojej solidarności i empatii.

  3. Głupi dorośli są namacalnym dowodem na to, że system edukacji potrzebuje zmian. Kadrze pedagogicznej powierzamy nasze dzieci, ich głowy, dosłownie i w przenośni. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego niania dostaje 20-25 zł za godzinę, a nauczyciel, mimo wykonywania porównywalnej pracy o dużo większym znaczeniu, nie zasługuje na więcej.

    Gdzieś ostatnio czytałam, że niskie zarobki i prestiż pielęgniarek czy nauczycieli wynikają z feminizacji tych zawodów. Bo skoro tradycyjnie robią coś kobiety, to jest mało prestiżowe i słabo płatne.

    1. to ostatnie to niestety prawda 🙁 i w ogóle u nas w Polsce średnio różnice między zarobkami kobiet i mężczyzn nie są tak duże. Pamiętam taki raport, z którego wynikało,że są dużo mniejsze niż np. w Niemczech. Ale właśnie, średnio. Gdy spojrzymy na zawody, które są mocno sfeminizowane, zauważamy że to w wiekszości (jesli nie w całości???) zawody źle opłacane. Nie możemy mówić tu o takim prostym „gender pay gap”, w którym porównujemy zarobki na tym samym stanowisku, ale mamy o wiele ciekawsze zjawisko, które dużo lepiej pokazuje nam te nierówności niż jakieś tam średnie. Jeśli praca kobiet jest stereotypowo postrzegana przez pracodawców jako ta gorsza, wtedy zawody zdominowane przez kobiety uważane są za mniej prestiżowe i nisko płatne. A co piszą jaśnioświecone media finansowe: „kobiety wybierają gorzej płatne zawody”. właśnie wyguglałam sobie taki artykuł, pytając gugla dlaczego sfeminizowane zawody sa gorzej płatne :D. Tak, to nasza wina, bo źle wybieramy. Głęboko zakorzenione historycznie i kulturowo stereotypy, dyskryminacja systemowa nie ma tu nic do rzeczy, prawda?

  4. W sumie zgadzam się z każdym Twoim słowem, więc nie mam za wiele do dodania. Oprócz chyba tego, jak bardzo mnie boli ten brak solidarności w naszym społeczeństwie. Lekarze „niech jadą” za granicę, pielęgniarki „trzeba było wybrać inny zawód”, teraz nauczyciele „niech zmienią pracę”. Bo przecież możemy sami się leczyć, sami sobą zająć po operacji, sami się uczyć… Przeraża mnie, nie tylko ta krótkowzroczność, głupota i piłowanie gałęzi, na której sami przecież siedzimy, ale właśnie ten brak szacunku dla drugiego człowieka. A jeśli chodzi o nauczycieli, to oczywiście, jest wielu niekompetentnych socjopatów w tym zawodzie (jak zresztą w każdym), bo w sumie trudno się dziwić, że ludziom kompetentnym, z pasją i talentem nie chce się pracować za takie pieniądze. Ale czy to jest dobre? Nieliczni pasjonaci z powołaniem, jak Twoja koleżanka, prędzej czy później też uciekną, bo tak się nie da przecież żyć… Tak bardzo bym chciała, żebyśmy, jako społeczeństwo zrozumieli, że godność tych ludzi jest godnością nas wszystkich…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top