Każdej wiosny, gdy robi się odrobinę cieplej, kobiety w zakładach pracy, jak świat długi i szeroki, uwalniają ciała z akrylowych swetrów i wystawiają je na promienie słońca. Oraz na widok publiczny. Chociaż zasadniczo, z widoku publicznego ciała nigdy nie znikają. Pamiętam, jak kilka lat temu mój były już szef żalił mi się na dziewczyny w biurze. Na to, jak z nastaniem cieplejszych dni obniżają się im dekolty, wychodzą na jaw nogi i ręce, balansując na granicy ram firmowego dress code’u. Nie mógł znieść tego, że tak bezczelnie się obnażając, tak bezczelnie go podniecały. Powinnam była mu powiedzieć, że to jego problem, nie ich. Żałuję, że tego nie zrobiłam. W końcu lubiłam go i potrafiłam powiedzieć mu dużo gorsze rzeczy.

Co roku o tej porze, gdy mój były szef bywał niepokojony widokiem balansujących na granicy dress code’u dziewczyn z biura, dział HR wysyłał do nas wszystkich mailowy okólnik z dość sztywno określonymi zasadami ubioru. Żadnych dekoltów, T-shirtów z nadrukami, szortów, mini-spódniczek. To tak w skrócie, bo było tego o wiele więcej. Jako ilustracje dołączali zdjęcia ze stocka w stylu Junior Brand Manager. Ponieważ mój zespół nie pracuje na zbytnio eksponowanych stanowiskach, nie spotykamy się z klientami, te stylistyczne porady umiarkowanie (z rozsądkiem) bierzemy sobie do serca. Chociaż podobno kogoś kiedyś odesłali do domu za zbyt głęboki dekolt.

ally - Ubieraj się odpowiednio. Dress code, seksizm i fat shaming

Przy okazji corocznej, ogólno-biurowej dyskusji nad naturą i sensem dress code’u, której apogeum przypada w największe upały, zawsze faceci głośno narzekają, że nie wolno im latem nosić krótkich spodni. Zwykle pada zdanie, że zazdroszczą nam, że możemy wtedy chodzić w sukienkach. Wniosek jest taki, że przez biurowy dress code najbardziej cierpią mężczyźni. Tymczasem, mimo tego, że chodzenie w długich spodniach przy temperaturach przekraczających 30-stopni to wątpliwa przyjemność, prawda jest taka, że dress code najmocniej uderza w kobiety.
Seksistowski dress code

Z jednej strony musimy wyglądać kobieco, z drugiej nie możemy wyglądać zbyt wyzywająco. Nie mówimy o tym głośno, ale dress code ma nas chronić przed molestowaniem i gwałtem, jakby to mini-spódniczka gwałciła. Czy jesteś na imprezie, czy w biurze, działa ten sam swojski victim-blaming. Nasz ubiór ma być profesjonalny, więc nie możesz wyglądać jak dzidzia-piernik, ani jak prostytutka. Ale bez przesady. Ma też jednocześnie podkreślać nasze atuty, żebyśmy nie wypadły ani na chwilę z roli ozdóbek do podziwiania. Such a tricki shit.

Body shaming

Oczywiście oficjalnie chodzi o to, żeby wyglądać profesjonalnie. Są sytuacje, gdy trzeba wyglądać godnie, poważnie, elegancko. Ale kto ustala zasady, co jest profesjonalne w ubiorze? Dlaczego tych zasad jest tak dużo i czemu kręcą się ciągle wokół seksualności i ciała? Wysokie (ale nie za wysokie) obcasy, ołówkowe spódnice, dopasowane marynarki. Kto powiedział, że ma być wygodnie? Pożądanym jest żeby wszystko to było dopasowane do twojej figury.

Jednym ze słów, które zdecydowanie wybija się na czoło wśród terminów opisujących niedresscode’owy ubiór w mojej firmie jest ill-fitting. Niedopasowany, źle leżący. I naiwnie byłoby sądzić, że chodzi tu o szerokie spodnie, odkrywające majtki, modne wśród fanów hip hopu dobre piętnaście lat temu. Dzień dobry, dobry stary fat shamingu!

joan - Ubieraj się odpowiednio. Dress code, seksizm i fat shaming

Żeby więc wpasować się w ramy firmowego dress code’u najlepiej mieć domyślne ciało. Czytaj: szczupłe, ale nie za bardzo, bo przecież mężczyźni nie lecą na kości. Bo wyobraź sobie, że jesteś ozdobą z nadwagą i lubisz obcisłe ubrania. Są ludzie, którzy powiedzą ci, że nie powinnaś ich nosić, ponieważ nie pasują do twojej figury. Twoje ciuchy obrażają uczucia estetyczne samozwańczych arbitrów elegancji, którzy pokażą ci, że twoje miejsce znajduje się w worku pokutnym. Nawet jeśli spełniasz wszystkie wymagania firmowego dress code’u, ale śmiesz podkreślać nietakie ciało (nawet jeśli zakrywasz je od stóp do głów), nie spełniasz kryteriów dopasowania. To samo zresztą działa w druga stronę, gdy na zbyt szczupłe ciało zakładasz ubrania zbyt luźne. Firmowa elegancja zakłada, że masz wpasowywać się w to, co narzucone jest twojemu typowi sylwetki jako rozwiązanie najlepsze. Czyli takie, które podkreśla atuty, tuszuje niedostatki. Twój stosunek do własnego ciała w ogóle się tu nie liczy. Wszystko jest w porządku, jeśli sama interesujesz się dobieraniem stroju w ten sposób, interesują cię typy sylwetek czy analiza kolorystyczna. Nie jest w porządku, gdy zostaje ci to z góry narzucone.

Kryterium dopasowania jest bezwzględniejsze niż dokładne określenie długości spódnicy. I może dzielić nie tylko wzdłuż linii typów figury. Wyobraź sobie, że jesteś osobą trans. Co może powiedzieć ci to kryterium, gdy zechcesz na przykład ukryć swoje cycki?

secretary - Ubieraj się odpowiednio. Dress code, seksizm i fat shaming

Dwa słowa

Mary Barra, szefowa korporacji General Motors, obejmując stanowisko w 2015 roku miała za zadanie przede wszystkim wyprowadzić firmę z zapaści, w którą ta wpadła po wybuchu kryzysu gospodarczego z 2008 roku. Jednak jedną z jej pierwszych decyzji była z pozoru nieistotna zmiana, dotycząca podejścia do firmowego dress code’u. Barra skróciła długi, liczący sobie aż 10 stron (!), dokument opisujący szczegółowo wytyczne korporacyjnego ubioru pracowników i pracowniczek, do dwóch słów: „dress appropriately”. Ubieraj się odpowiednio. Ty decydujesz, co to zdanie znaczy. Co bardzo symptomatyczne, posunięcie nowej szefowej spotkało się ze sporym oporem ze strony części managerów, którzy nalegali, że wytyczne muszą być bardziej szczegółowe, żeby ludzie wiedzieli, czego
nie można. Ale Barra i tak postawiła na swoim. Pokazała swoim pracownikom, że ma do nich zaufanie.

Czysta ekonomia

Dress code kosztuje i to majątek. To nie przypadek. Często kończy się to tak, że masz dwie rozbudowane garderoby: pracową i pozapracową. Ta ekonomia dotyka bardziej kobiet, bo przecież na facetów, którzy chodzą ciągle w trzech koszulach na krzyż, nikt nie kręci głową. Kobiecie nie ujdzie to na sucho i wiadomo, że zauważą to przede wszystkim inne kobiety. Nie, nie dlatego, że jesteśmy wredne. Jesteśmy socjalizowane do tego, by wyłapywać takie nieprawidłowości, tak samo zresztą jak nieprawidłowości figury.

403 - Ubieraj się odpowiednio. Dress code, seksizm i fat shaming

To o czym piszę, to żadna nowość. Zwracała na to uwagę już Naomi Wolf w klasycznej książce „Mit Urody.” W 1991 roku, gdy się ukazała, było jeszcze gorzej, bo nikt z tymi zasadami nie polemizował, nacisk na „kobiecy” wygląd był większy, a branża mody nieustępliwa. Przynajmniej w Stanach. U nas, ze względu na mniejszy dostęp do zasobów, nie można było mówić o prostym przełożeniu tego ekonomicznego wymiaru. Ale to nie były jeszcze czasy szybkiej mody. W epoce fast fashion, gdy nowe kolekcje pojawiają się nie dwa razy w roku, a często co dwa tygodnie, garderoby muszą rosnąć szybciej, a kobieta w objęciach dress code’u jest zajęta kupowaniem ciuchów do pracy i do po pracy. Hajs musi się zgadzać. A potem pytają w śniadaniówkach: „po co kobiecie pieniądze”.

Mundur

Chociaż czasami bywa tak postrzegany, biurowy dres code nie ma zbyt wiele wspólnego z uniformem. Profesjonalny uniform, w zamyśle ma zwalniać cię z konieczności myślenia o ciuchach, ma ujednolicać i w pewnym sensie stanowić też kamuflaż dla seksualności. Ścisły dress code to tymczasem nieustanne myślenie o tym, czy wpisujesz się w wytyczne, codzienne bieganie z miarką. O wiele prościej polegać na własnym wyczuciu niż biurowych okólnikach. Pracując przez jakiś czas w przestrzeni danej firmy, a nawet po prostu funkcjonując na rynku pracy, po prostu wiesz. Oczywiście są osoby, którym te wytyczne ułatwiają życie, ale prawdopodobnie poradziłyby one sobie świetnie bez nich.

Love How Andy Keeps Real Her Interview - Ubieraj się odpowiednio. Dress code, seksizm i fat shaming

Tylko czy prawdziwy uniform załatwiłby sprawę? We wspomnianym przeze mnie już przeze mnie „Micie urody” Naomi Wolf przytacza badania przeprowadzone w 1977 roku przez Johna Molloya i jego tezy opublikowane w książce „Dress for Success Book”. Molloy postulował by kobiety zaczęły nosić zawodowy uniform, garnitur ze spódnicą, który według badań na grupach testowej i kontrolnej, sprzyjał równości, pomagał im lepiej egzekwować władzę i szacunek. Miał także za zadanie odciągać uwagę od seksualności. To były czasy, gdy kobiety na rynek pracy (tym amerykańskim) dopiero wkraczały. Jego postulat nie odniósł sukcesu. Spotkał się ze sprzeciwem mediów, a w końcu przemysł modowy lat 80. Wchłonął zawodowy garnitur i przerobił go na własna, kobiecą, podkreślającą seksualność modłę.

Więc jeszcze raz: czy uniform załatwiłby sprawę? Sprawiłby, że kobiety w miejscu pracy były wolne od bycia seksualnymi obiektami. Czy sprawiłby, że byłyby traktowane poważniej. Śmiem wątpić. Spójrzcie na armię. W 1977 roku w amerykańskim wojsku służyło nie więcej niż kilkaset kobiet. Gdyby Molloy pisał swoją książkę czterdzieści lat później, wiedziałby że mundur nie chroni przed molestowaniem. Nie zapewnia też automatycznego szacunku ani nimbu profesjonalizmu, bo problem jest większy niż kwestia garnituru. Problem jest w głowach, problem ma wiele wspólnego z kultura gwałtu i żadne wytyczne co do głębokości dekoltu, wysokości obcasa czy nadruku na koszulce nic tu nie pomogą.

4 thoughts on “Ubieraj się odpowiednio. Dress code, seksizm i fat shaming

  1. Panie dzieju, jak to się mówi, a ja zapylam w bluzie dresowej i dżinsach i to jest mój dress code od lat. Biuro w centrum miasta.

  2. Miałam szczęście pracować tylko w firmach około IT, które podchodzą do tematu na luzie, w niektórych „absolutny brak dress code’u” był nawet wpisany w ogłoszeniach rekrutacyjnych. Nie miałabym problemu z ubieraniem się bardziej elegancko gdyby praca tego wymagała, ale dress code jako taki zawsze wydawał mi się szczytem absurdu i dziwi mnie jak wiele ludzi go broni.

  3. Jest też trochę o tym w „Obsesji piękna” – o takim poczuciu, że przegapiło się jakas lekcje dotycząca ubioru, że trzeba się ciągle zastanawiać czy to odpowiedni ubiór – podczas gdy mężczyźni chodzą w t-shircie i dżinsach lub w garniturze i to załatwia 90% sytuacji społecznych.

    1. Pamiętam, że jakiś czas temu o tym mówiłam (jeszcze bez świadomości tej całej kulturowej otoczki): z reguły mężczyźnie może wystarczy jeden garnitur i pójdzie w nim: na ślub (nawet własny), pogrzeb, imieniny cioci, urodziny dziadka, rozmowę kwalifikacyjną, spotkanie z klientem, do kościoła, do urzędu, właściwie wszędzie. Tymczasem dla kobiety na każdą z tych okazji odpowiednie będzie inny strój.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top