Miesiąc temu były moje urodziny i dostałam czytnik ebooków. Ucieszyłam się bardzo, zwłaszcza że wcześniej tylko raz przebąknełam coś o tym, że „a może by kupić sobie kindla”. Moje słabo artykułowane pragnienia zostały więc odczytane, chociaż wcale nie było w nich ukrytego przesłania „kup mi”. Wcześniej długo myślałam, że to nie dla mnie, bo pewnie i tak się nie przekonam i będę wolała czytać papierowe książki. Po pierwszym miesiącu już wiem, że nigdy go nie oddam.

Fetyszyści

Ludzie-czytelnicy zasadniczo dzielą się na tych, którzy fetyszyzują papier i na tych, którym wszystko jedno. Są jeszcze tacy, którzy fetyszyzują czytanie (i tacy, którym wszystko jedno). Mi jest wszystko jedno. Na przykład nie obchodzi mnie, czy i co czytają ludzie. Wpędzanie innych w poczucie winy z powodu (braku) lektur to nic innego jak okazywanie im pogardy i ustawianie się na jakiejś dziwnej pozycji wyższości. Co ciekawe nikt nie robi innym wyrzutów, że nie chodzą do galerii, albo nie słuchają muzyki. Nie robi się tak.

Książki są ważne, ale wartościowanie jednostek ludzkich na podstawie ich relacji z literaturą to gówniane zachowanie. Nawet jeśli ktoś czyta gówniane książki. Czytajcie co chcecie, na zdrowie.

Książkowy fetyszyzm ma swoją odnogę w postaci fetyszu książki papierowej. Zapach farby drukarskiej, albo stęchlizny biblioteki. Szelest przewracanych kartek. Dotyk. Papierowe książki odbierać można wszystkimi zmysłami. I ja też to bardzo lubię. Ale nie uważam, że przesądza to o wyższości papieru nad ebookiem. Chociaż kocham papier jako taki, nie tylko książkowy.

kindle1 1024x576 - Miesiąc z Kindle. Moje pierwsze wrażenia i czy przestałam kochać papier

Papier i uprzedzenie

Mimo to długi czas byłam uprzedzona do ebooków. Myślałam, że się nie przekonam, mimo że nie miałam w sumie nic przeciwko nim. Wyobrażałam sobie chyba po prostu, że to zupełnie inny sposób odbioru książki, że to tak samo jak z audiobookami. Z audiobookami mam ten problem, że po ich wysłuchaniu nie czuję się jakbym przeczytała daną książkę. W pewnym sensie wydaje mi się, że to się nie liczy. Chociaż oczywiście, że się liczy. Takiego dziwnego uczucia obawiałam sie też w przypadku ebooków, ale moje obawy nie znalazły potwierdzenia. Być może też część mojego uprzedzenia zawdzięczałam kindlowym geekom, którzy próbowali dowieść wyższości ebooka z równą mocą, co fetyszyści papieru papieru.

Ale naprawdę nie widać różnicy?

Nie widzę różnicy. To znaczy kilka widzę, o czym za chwilę, ale nie są to różnice z rodzaju lepsze-gorsze. Nie mogę nawet powiedzieć, żeby doświadczenia czytania papieru i ebooka były zupełnie inne. Znam osoby, które nigdy nie przekonały się do czytnika, mimo że kupiły go dawno temu i miały mnóstwo czasu, by się oswoić, a jednak się kurzy na półce. Większość książek wciąż czytają w papierze, albo nie sięgają po czytnik wcale. Ja tymczasem obawiam się, że wkrótce w ogóle odwyknę od papieru, chociaż nie chciałabym, by tak się stało. Kiedyś śmiałam się, że ludzie meblują mieszkanie książkami (dlatego sama swoje ciągle pożyczam), a teraz marzy mi się cała ściana książek. To strasznie pozerskie, w dodatku drobnomieszczańskie marzenie, ale co zrobić. Na szczęście kupuję książeczki dla dzieci, a te nie nadają się na ebooka.

Ale jak to w końcu jest w tym kindlem?

Kindle to dla mnie przede wszystkim ogromna wygoda, a poza tym straszny uzależniacz. Pozwala czytać w niemal każdych warunkach, również takich, w których ze zwykłą książką mogłoby być ciężko, zwłaszcza gdy jest to wielkie tomiszcze w grubej okładce. Łatwiej mi rozpocząć książkę, która czeka na półce w My Library, niż tę, która leży od pół roku na parapecie. Książki są łatwiej dostępne nie tylko dlatego, że można je kupić nawet w niedzielę o północy nie wychodząc z domu. Już teraz zauważyłam, że dzięki kindle czytam więcej i szybciej. Mogę to robić na stojąco i się nie męczę. Mogłabym czytać pod kołdrą, gdybym chciała. To nie przeszkadza mi wcale jarać się papierem, okładkami i pięknymi wydaniami.

Papier wymaga ode mnie jednak, by usiąść. Wymościć sobie miejsce na kanapie. Wyciszyć. Wymaga ceremoniału. Nie wszyscy tego potrzebują. Są ludzie, którzy potrafią czytać idąc chodnikiem (ja się zastanawiam, jakim cudem nie zbaczają z trasy i nie wpadają pod tramwaje). Ale to nie ja. Kindle nie potrzebuje ceregieli. Mogę czytać wszędzie, mogę czytać po kryjomu. I wcale nie jest to gorsze. Nic a nic. Nie jest tak, że lubię mniej. Otoczka jest spoko, ale dorabianie sobie filozofii do tej otoczki, po to, żeby stwierdzić, że czytniki nie mają duszy to nie jest w moim stylu. Dla mnie to po prostu głupie, ale rozumiem, że można tak odczuwać czytanie. W końcu jesteśmy ludźmi. Lubimy obrzędowość. Bez tego zamiłowania nie powstałyby religie. Czytelnictwo też obrosło niejednym obrzędem.

Podsumowując: jest miłość. Oczywiście mogłabym żyć dalej bez niego i nic złego by się nie stało. Ale jest i już zostanie.

9 thoughts on “Miesiąc z Kindle. Moje pierwsze wrażenia i czy przestałam kochać papier

  1. Dostałam Kindle na urodziny jeszcze wtedy, kiedy w ogóle nie sądziłam, że go potrzebuję. 😉 Mąż po prostu wychwycił moment, w którym narzekałam, ile miejsca w domu zajmują papierowe książki. Totalnie przepadłam odkąd mam czytnik, czytam co najmniej dwa razy więcej i w dodatku dzięki niemu mniej siedzę w smartfonie. Zgadzam się z Tobą w zupełności!

  2. Ja należałam do fetyszystów papieru i teraz trochę żałuję. Prawie 2 lata karmię dziecko miliard razy w nocy. Nie chcę jej budzić zapalonym światłem, a poza tym niewygodnie się trzyma książkę w takiej pozycji, zwłaszcza grubszą, więc zwykle kończyło się na tym, że bezsensownie scrollowałam telefon. 2 tygodnie temu postanowiłam dać sobie bana na scrollowanie po 20:30 i spróbować Kindle’a, bo leżał gdzieś w domu porzucony przez męża. I taka teraz jestem na siebie wściekła!!! Ile książek mogłam przeczytać przez te prawie 2 lata ;))))

  3. Miałem podobne rozterki kilka lat temu. Z jednej strony podobały mi się papierowe wydania, ale z drugiej strony zaczęło brakować miejsca. Wynajęty pokój i brak wizji własnego lokum sprawiły, że pora było powiedzieć sobie stop i przerzucić się na ebooki i Kindla.

    Co się zmieniło od tego czasu? Przede wszystkim dużo lepiej czyta mi się książki w obcych językach. Wbudowane słowniki sprawiają, że mogę wyjść z domu z książką po rosyjsku czy niemiecku, a i tak nie będę się martwił problemem z tłumaczeniem. Po drugie mój budżet skorzystał na pożegnaniu z papierem. Ebooki są zdecydowanie tańsze, a czasem wręcz darmowe. Dzięki Kindlowi odpadł też problem brzydkich czy trudnych czcionek. O ile wcześniej trafiałem na książki papierowe które odrzucały mnie swoją czcionką, o tyle teraz ten problem odpadł. Wbudowane światło pozwala czytać w nocy, bez potrzeby zapalania lampki, oraz w trakcie jazdy autokarami czy lotów samolotem.

    Wady? Jak dotąd nie zauważyłem żadnej. Raz czy dwa zdarzyło mi się zawieszenie urządzenia na które pomógł restart.

    Podsumowując, najlepiej odłożyć na bok fetysze i uprzedzenia, przetestować czytnik (jeżeli mamy znajomych którzy nam to umożliwią) i spróbować.

  4. Pozerstwo i drobnomieszczaństwo jest dla mnie wtedy, kiedy ma się mnóstwo książek na pokaz, a nie do czytania; natomiast ściana cała w książkach dla mnie jest synonimem domowego ciepła, zasiedzenia, swojskości miejsca. Domy bez książek, gazet, czasopism są dla mnie nieprzytulne. O czytniku strasznie marzę, ale nie jest to technologia zbyt dopasowana do mnie. Kocham stare książki, najlepiej XIX-wieczne, marzy mi się kurs introligatorski; moje lektury na studia i ulubione książki są stare albo bardzo stare i na czytnikach niedostępne. Jedną nogą stoję w historii, i ta noga potrzebuje książek papierowych, drugą nogą we współczesności, i ta noga strasznie chce dostać czytnik, żeby móc brać książki w góry i na spacery. Więc – opcja pół na pół wydaje się jedyna możliwa.

  5. Sama mam czytnik od kilku lat i kiedy w końcu mój Kindle umarł, od razu zaczęłam szukać nowego modelu. Poszłam nawet o krok dalej i razem z czytnikiem wykupiłam abonament na ebooki :). Płacę niecałe 50 zł miesięcznie, a w tym mam czytnik i tysiące książek do wyboru. Mam wrażenie, że już zdążyła mi się zwrócić cała dwumiesięczna umowa :D.
    Czytnik to dla mnie przede wszystkim wygoda. Jest niewielki, a mieści mnóstwo książek, mogę czytać właściwie zawsze i wszędzie. Odkąd go mam, czytam jeszcze więcej i szybciej. Czytam w kolejkach, tramwajach i pociągach. Nie martwię się, że muszę zabierać ze sobą dwie książki, bo akurat jedną skończę w połowie trasy/wakacji. Nie męczą mi się oczy, bo ustawiam sobie najdogodniejszą dla mnie wielkość liter. Ostatnio nie martwię się nawet o odpowiednie oświetlenie, bo mam teraz wersję z podświetleniem.
    To nie znaczy, że nie kupuję w ogóle książek papierowych. Teraz robię to inaczej. Wybieram ładne wydania i najczęściej kupuję te książki, które NAPRAWDĘ chcę mieć. Czyli głównie literaturę feministyczną i słowiańskie fantasy. I słowniki. I literaturę branżową. I parę innych gatunków 😉

  6. Sądzę, że czytnik jest nieuchronny i że prędzej, czy później każdy z nas się będzie musiał przesiąść… Mnie powstrzymuje w sumie jedynie taka lekka obawa, że będę miała uczucie, że czytam na tablecie czy na telefonie (choć wiem, że tak nie jest, ale mam to jakoś tak zakorzenione w psychice…) Tak poza tym to totalnie jestem z tych osób, którym wszystko jedno, więc u mnie nie ma wątpliwości, że w końcu ten czytnik będę miała… jest to tylko kwestia tego, kiedy.
    A co do wartościowania ludzi na podstawie tego, czy czytają, czy nie, to niewiele jest rzeczy, które drażnią mnie bardziej. Dlatego szczerze nie cierpiałam zawsze tego ruchu: „Nie czytasz, nie idę z tobą do łóżka”. Wrrrrr!

  7. Też chciałam czytnik na urodziny ? ja w ogóle nie lubię kupować książek, bo staram się mieć mało rzeczy , a nie lubię jak coś mi zalega na półce . Więc albo słucham audiobooków albo chodzę do biblioteki. I ciągle o tym czytniku myślę i nie mogę się zdecydować.

    1. no ja sama pewnie nigdy bym się nie zdecydowała, bo ciągle mi szkoda kasy (a że przewalam fortunę na książki to oczywiście nie zauważam, tu 3 dychy, tam dwie dychy :D, oczywiście czytnik nie załatwi tego problemu, bo teraz przewalę na ebooki)

      1. Myślę, że dobrym rozwiązaniem może być dla Ciebie abonament ebookowy. Płacisz stałą kwotę miesięcznie i masz w tym bardzo dużo książek. Wiadomo, nie wszystkie na świecie, ale wybór i tak jest spory.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top