W 2014 roku Reni Eddo-Lodge napisała na swoim facebooku, że ma dość rozmawiania z białymi osobami o rasizmie. Miała dość tłumaczenia białym, co czują osoby o innym kolorze skóry i tego, że biali reagują na to znudzeniem, a często też agresją. Wiele osób odpisało jej wtedy, żeby nie przestawała rozmawiać. Ten wpis dał początek książce, w której Eddo-Lodge postanowiła opisać to, co w 2014 roku skłoniło ją do wspomnianej deklaracji, w dużo szerszym kontekście. Wychodząc od historii i stosunków społecznych w Wielkiej Brytanii, autorka definiuje rasizm strukturalny i biały przywilej, jednocześnie wskazując, że agresywne ataki tzw. jawnych rasistów to nie jest największy problem, z jakim muszą mierzyć się w społeczeństwie brytyjskim osoby niebiałe. Dyskryminacja bowiem wcale nie ma twarzy białego nacjonalisty, przenika wszystkie sfery życia, nie tylko publicznego, ale też rodzinnego. Odpowiedź, co z tym zrobić, nie jest prosta i nie pada wprost. Można szukać jej między wierszami, można też w końcu nie doszukać się jej wcale. To jest chyba mój jedyny zarzut wobec tej książki. Nie daje rozwiązań. Ale może wcale nie powinna?

Biały przywilej

To ważna i trudna książka. Trudna, bo czyta się ją bardzo nieprzyjemnie, gdy jest się białą osobą, nawet jeśli mieszka się w Polsce – kraju, który jest rasowym monolitem i nie posiada przeszłości kolonialnej. Reni Eddo-Lodge chcąc nie chcąc wzbudza w nas, białych, poczucie winy. Pisze że nie jest to jej celem, ale nie ma niestety wpływu na to, co czytelnik poczuje. Przy czym poczucie winy niczego nie zmienia i nie jest żadnym rozwiązaniem problemu rasizmu, na co autorka uczula. Więc pozbądźmy się go i po prostu uświadommy sobie istnienie białego przywileju. To jedno z kluczowych pojęć dla tej książki i jest ono dużo bardziej niewygodne niż proste poczucie winy. Oznacza fakt, że ludzie biali w porównaniu z czarnymi na starcie mają łatwiej. Statystycznie mają łatwiej na każdym etapie życia. Mają większe szanse na lepszą edukację, lepszą pracę, mniejszą na popadnięcie w tarapaty. Nie wiąże się to z żadnymi stereotypowymi “przyrodzonymi cechami ras”, które dziwnym trafem od czasów kolonialnych pokutują jako wyjaśnienie tego, co się ludziom przytrafia, tylko z dyskryminacją głęboko zakorzenioną w instytucjach publicznych i mentalności ludzkiej. Biały przywilej oznacza też, że będąc białą osobą żyjesz właściwie w nieświadomości swojego koloru skóry. Rasa nie ma dla ciebie znaczenia, ponieważ twoja rasa na żadnym etapie życia nie wpływa negatywnie na twoje szanse. Przy okazji autorka bezlitośnie rozprawia się z mitem odwróconego rasizmu, czyli rasizmu dotykającego ludzi białych. Uprzedzenia niektórych czarnych wobec białych ludzi to nie to samo co systemowa dyskryminacja osób o innych kolorach skóry. To zasłona dymna, odwracanie kota ogonem, próba zamknięcia ust i coś, co dobrze znamy również z innych pól.

Zaakceptowanie faktu własnego przywileju okazuje się dla białych osób bardzo trudne. Zwłaszcza dla osób, pochodzących z zaniedbanych ekonomicznie środowisk. Stąd zresztą w brytyjskim społeczeństwie tak łatwe antagonizowanie tzw. “białej klasy robotniczej” z osobami o innym niż biały kolorze skóry. Konflikt nakręcany mocno przez skrajną prawicę. To też coś, co łatwo przełożyć nam na polskie warunki. Bo tę książkę, chociaż dotyczącą Wielkiej Brytanii, można z powodzeniem czytać w Polsce i czytać ją jako coś, co dotyczy również nas. Ile razy widzieliście w sieci komentarze o tym, że “absolutnie nie jestem uprzywilejowany, przecież jestem Polakiem!”. Bo ja mnóstwo razy i tyczyło się to zarówno białego przywileju, męskiego przywileju jak i przywilejów klasowych.

Czarny i biały feminizm

Zresztą, większość rzeczy dotyczących strukturalnej dyskryminacji, o których pisze Eddo-Lodge bardzo łatwo przełożyć na inne niż rasizm pola: dyskryminacji ze względu na płeć, orientację seksualną, czy klasę społeczną. Mechanizmy dyskryminacji i przywileju są podobne, nawet gdy inne są źródła, a wszystkie te rodzaje dyskryminacji przenikają się, chodzą parami, a nawet trójkami. Nie można mówić o osobnych zbiorach, bo tak nie wygląda świat. Gdy wszystkie pola dyskryminacji traktujemy osobno, bardzo łatwo nastawiamy jednych ludzi przeciwko drugim. Jedna osoba może być dotknięta jednocześnie i rasizmem i klasizmem i seksizmem. Gdy spojrzysz na świat kompleksowo, widzisz że to oczywiste. Autorka “Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry” posługuje się tu pojęciem intersekcjonalizmu, czyli zjawiska w którym stykają się ze sobą różne kategorie społeczne wzmacniające dyskryminację, i boleje nad tym, że wiele, wydawałoby się światłych i postępowych osób, to pojęcie odrzuca. Mocno dostaje się tutaj środowisku feministycznemu, z którego sama autorka wyrosła i na którym, gdy przyszło do rozmowy o rasie, mocno się zawiodła. Dostaje się więc białym feministkom, ślepym na rasę. I dostaje się im słusznie.

To jest w ogóle fragment książki, który mocno dał mi do myślenia pod kątem polskiego feminizmu. Bo my tu mamy całkiem podobny problem. Nie z rasą co prawda, bo nie ma w Polsce zbyt wielu niebiałych osób, ale z klasą. Wiele konfliktów i niezrozumienia, które objawia się w formie większego lub mniejszego pomijania problemów i niedopuszczania do głosu, pojawia się na tym polu. Polski feminizm głównego nurtu wciąż ma twarz kobiety z klasy średniej, z oczywistych względów białej, i nie schodzi w dół, a wyczulony na kwestie społeczne dyskurs robi albo za tło, albo uważany jest za głos zbyt radykalny.

Radykalne głosy uważane są za agresywne, roszczeniowe, histeryczne. To zresztą powielenie męskiej narracji sprzed lat (a czasem i nie sprzed lat) dotyczącej żądań kobiet, by dopuszczono je do głosu. Z tym właśnie muszą mierzyć się czarne feministki. I nie tylko feministki. Reni Eddo-Lodge bardzo dużo pisze w swojej książce o uciszaniu i niechęci do wysłuchania w ciszy doświadczenia, jak to jest być czarnym. Pisząc o tym każe nam po prostu przyjąć te doświadczenia. Nie głaszcze nas przy tym ani trochę. Przyznam, że czyta się to bardzo nieprzyjemnie, gdy jest się białym. Ale po raz kolejny dochodzę do wniosku, że tak trzeba.

Jak czytać tę książkę w Polsce?

I tu po raz kolejny dochodzę do tego, jak też odczytywać tę książkę w Polsce. Jak ją odczytywać, gdy chce się w naszym kraju sprzeciwiać rasizmowi, który przecież u nas jest. W Polsce antyrasistowski aktywizm jest biały. Przeważająca część osób, które aktywnie przeciwstawiają się rasizmowi to nie są jego ofiary. Nie słyszymy wiele o doświadczeniach czarnych osób w Polsce. Jasne, słyszymy czasem o tym, że ktoś został pobity, ale to przecież nie wszystko. Walka z rasizmem wygląda trochę jak walka o prawa zwierząt, które z oczywistych powodów nie mogą mówić za siebie. Jeśli antyrasizm w Polsce naprawdę ma mieć głos, a w sytuacji, gdy rasizm staje się u nas coraz większym problemem, to naprawdę ważne, musimy zacząć słuchać doświadczeń osób o innym kolorze skóry. I musimy zacząć czasem myśleć o tym, co ten kolor oznacza. Bo oznacza wiele, również w Polsce.

I to jest właśnie książka, która bardzo wiele wyjaśnia, na bardzo podstawowym poziomie, chociaż zostawia straszny niedosyt, bo tak naprawdę nie daje odpowiedzi, co z tym rasizmem zrobić. Chociaż może przeniesienie akcentu z czarnego na biały (przywilej) to już jest jakiś kierunek, w którym można szukać odpowiedzi. Ale to bardzo trudne, skoro tak wiele osób tego akcentu nie akceptuje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top