Portale pracowe straszą artykułami o ludziach, których zwolnili z roboty po tym, jak napisali na facebooku, że szukają nowej pracy. Ja gadam o zwalnianiu się w kuchennych kuluarach i całkiem otwarcie od jakichś trzech lat, więc zaryzykuję. Kto nie ryzykuje, ten spędza życie w ciepłym kurwidołku. Nie mówię, że to źle, ale to niezbyt dobrze, gdy dusisz się z tego gorąca.

Nie żebym dusiła się tak, jakbym miała w gardle bryłę rozżarzonego węgla. Aż tak, to nie. No i gdy dochodzę do myśli o rzucaniu roboty, to przyznaję, że najchętniej rzuciłabym ją tak, jak się powinno rzucać nudnych kochanków, żeby zrobić coś dla siebie. Wcale nie odchodzić w ramiona innego, tylko zwyczajnie zrobić sobie wolne.

Tak, wiem, byłam na urlopie macierzyńskim. Ale jak mi ktoś jeszcze raz powie, że to urlop i “bo ty przez ponad rok nie pracowałaś”, to chyba zatrudnię go jako nianię. Darmową nianię.

No więc w ciągu tych kilku miesięcy, jakie minęły od mojego powrotu do pracy, zdążyło się zwolnić mnóstwo ludzi z mojego działu. Niektórzy pojechali do Warszawy, niektórzy do innych korporacji, a jedna z koleżanek po prawie ośmiu latach w firmie postanowiła zrobić sobie wolne. Jeszcze nie wie na jak długo, ale wolne. I jak ja jej zazdroszczę! Teoretycznie mogłabym zrobić to samo, mogę sobie finansowo pozwolić na przerwę i wydaje mi się, że to jest coś, co zrobiłoby mi dobrze na głowę. Ale się boję, bo ja już byłam w tym miejscu.

W 2008 roku rzuciłam pracę nie mając na oku innej, poza dorywczą robotą za wierszówkę i mglistymi obietnicami zatrudnienia, które okazały się zatrudnieniem na umowie o dzieło za 600 złotych, a ostatecznie wszystko to skończyło się praktycznym bezrobociem, na którym spędziłam jakiś rok. Nie mogłam sobie wybrać gorszego czasu na rzucanie pracy niż 2008 rok. Wiecie, we wrześniu wybuchł kryzys gospodarczy i nawet gdyby pracodawcy zatrudniali, to mieli dobrą wymówkę, by tego nie robić. A ja miałam 26 lat i mniej doświadczenia i rozumu niż mi się zdawało.

Teraz jest rok 2018. Wbrew temu, co twierdzą niektórzy, wcale nie mamy rynku pracownika, ale podejrzewam, że nie znajduję się w grupie, której ekonomia daje w pysk. To znaczy myślę, że sobie poradzę. A jednak boję się rzucać pracę w cholerę. Bo już tam byłam. W innych warunkach, ale byłam, i nie było to przyjemne. To jedyne, co mnie powstrzymuje.

Bo gdy pomyślę sobie, co mogłabym robić, gdybym zrobiła sobie, dajmy na to, trzy miesiące przerwy, korzystając przy tym z dobrodziejstwa posyłania dziecka do żłobka, to bardzo podobają mi się te myśli. Miałabym czas, żeby pisać. I nie po nocach, tylko do południa, tak jak lubię. No tak. Po prostu miałabym czas, żeby pisać i o to się rozchodzi. Czyli po prostu zajęłabym się moją prawdziwą pracą, tą nie za pieniądze.

I myślę sobie, jakie to byłoby piękne. I jaką cholerną jestem boidupą, skoro w sumie mogę sobie na to pozwolić, a tego nie robię, bo ciągle wspominam dwa tysiące ósmy.

A Was co powstrzymuje przed zmianami?

9 thoughts on “Myśli o rzucaniu roboty

  1. Ada zrób to! Wiesz, że możesz, patrz na nas. Praca w korporacjach, praca, której się nienawidzi jest jak rak, powoli zabija, aż stajesz się zombie i marnujesz życie ze złymi ludźmi, w złym miejscu. Zmień coś! Możesz.

  2. Ja jestem w podobnym punkcie, a może byłam. Też mam za sobą macierzyński, z którego wróciłam 2 miesiące przed końcem, bo już nie mogłam wysiedzieć w domu. Następnie przez kilka miesięcy pracowałam częściowo w biurze, a częściowo zdalnie z dzieckiem w domu, wymieniając się z mężem opieką. I to było dużo trudniejsze niż moje wizje na ten temat. A gdy wreszcie wróciłam na full time do biura, stwierdziłam, że albo to ja się tak zmieniłam, albo to podejście w firmie i atmosfera się tak uległa zmianie, że nie jest to dłużej miejsce dla mnie. A naprawdę uwielbiałam swoją pracę i czerpałam z niej dużo satysfakcji przed macierzyńskim i pracowałam niemal do końca. Wyjścia widziałam dwa: szukam nowej pracy lub staramy się o drugie, które i tak mieliśmy w planach w niedalekiej przyszłości. Nie chciałam iść do nowej pracy i po pół roku zajść w ciążę, bo bałam się, że nie zdążę w tym czasie zdobyć odpowiedniego zaufania, aby powrót był miły i możliwy. Więc czekamy na drugie, a ja wyczekuje L4, bo naprawdę potrzebuję odpocząć od tego co robię obecnie. I ten czas na tym L4 z dzieckiem z żłobku jawi mi się jak urlop marzeń.

  3. Przyjęłam inną taktykę. Mówię w pracy wszystkim (dosłownie), że chcę się zwolnić i mam nadzieję, że szefu usłyszy. Wtedy zawoła mnie do gabinetu i zada to pytanie: Czy chcę się zwolnić? Wtedy powiem:Tak. Naprawdę boję się szukania nowej pracy, tych wszystkich rozmów kwalifikacyjnych, ale inaczej nie ruszę do przodu.

  4. Strach, że w innym miejscu sobie nie poradzę i że moja wiedza jest niewystarczająca. Udaje mi się przejść proces rekrutacyjny, przyszły szef jest zadowolony i mówi:”tak, zatrudniamy cię!”. Przychodzę do nowej pracy i okazuję się, że to nie moja bajka albo jeszcze gorzej, że tak na prawdę moja wiedza jest malutka, a ja nic nie wiem i nic nie umiem. Tego się najbardziej boje i to mnie powstrzymuję. A może to moja strefa komfortu, z której nie chce wychodzić i jest mi wygodnie? Wszystko co nowe jest nieznane i nie wiesz czego się spodziewać, może być beznadziejnie, ale z drugiej strony może być inspirująco, z powiewem czegoś nowego i ciekawego.

  5. Współczuję. Ja boję się tylko… zacząć pracę. Teoretycznie mogłabym już pracować dorywczo w zawodzie, bo robią to i ludzie bez studiów, ale za nic nie umiem się przekonać, że potrafię to robić na tyle dobrze, by mi za to płacili. W ogóle mam problem z płaceniem za wiedzę. Nie uczę się, żeby pracować, tylko żeby wiedzieć, więc czemu ktoś ma mi płacić za efekty tej wiedzy? Przecież nie umiem wykonać nic własnymi rękami. Jak można wycenić przekazywanie wiedzy? Najwyraźniej powstrzymuje mnie to, że za dużo myślę…

    1. Nie ma czego współczuć, w końcu się ogarnę 🙂
      A co do płacenia za przekazywanie wiedzy, to myślę sobie, że to jedna z rzeczy, za które należy naprawdę dobrze płacić osobom, które to robią. Bo zdobycie wiedzy nie jest łatwe, a umiejętność jej przekazywania to dopiero sztuka, pomyśl sobie o tych wszystkich złych nauczycielach (z których niektórzy są źli, bo źle im płacą).

  6. Wpis z nieba. Właśnie boje się i zmieniam swoje życie. Rzuciłam pracę, kupiłam walizkę, zastanawiam się co mi się w nią zmieści i lecę na drugi koniec świata, w nieznane. Strasznie się boję, no i to robię 😉 Bo wiem że jeżeli teraz się powstrzymam -to już się nie odważę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top