Czasami człowiek z pewnym niedowierzaniem odkrywa, że jak na osobę, która na co dzień niewiele myśli o ciuchach, ma na ich temat zaskakująco wiele teorii.

1. Myślę, że nie da się zupełnie uciec od mody. Bo pomyślcie: to tak jak z mówieniem, że nie działają na nas reklamy. Gdyby nie działały, nikt nie wydawałby na nie milionów monet. Czasem działają na nas tak dobrze, że zupełnie nie zauważamy, jak ulegamy ich wpływom. I to jest mistrzostwo świata. Z modą jest tak samo. Ostatecznie wszyscy kupujemy w sklepach. A w sklepach są rzeczy modne. Nawet w lumpeksach. A jeśli nie są modne teraz, były modne wcześniej i kiedyś pewnie znów będą modne.

Nie ma czegoś takiego, jak ucieczka przed modą. To znaczy, oczywiście można próbować. Nie robić zakupów, kupować tylko w second handach, albo na bazarach, gdzie trendy ostatecznie kończą swój żywot. Lub od dwudziestu lat chodzić w tej samej bluzie z kapturem. Ale i wtedy nie jest łatwo. Myślę, że najlepiej to, co chcę powiedzieć oddaje scena z filmu “Diabeł ubiera się u Prady”, w której Miranda Priestley tłumaczy na przykładzie brzydkiego niebieskiego swetra Andrei, że każdy ciuch to moda, każdy ciuch ktoś zaprojektował, wylansował, a potem ostatecznie wrzucił do kosza na wyprzedaży w supermarkecie.

http://krooooong.tumblr.com/post/84467406242

2. Nie wierzę w spójność stylu w takim typowym tego pojęcia znaczeniu. To nie żadna wygoda i upragniony koniec rozmyślania o ciuchach, tylko ciężka praca, orka na ugorze i ciągłe pilnowanie się, żeby przypadkiem jednym spowodowanym kaprysem skokiem w bok nie zburzyć wybranego wizerunku. No chyba że jesteś Markiem Zuckerbergiem i masz pięćdziesiąt takich samych szarych koszulek. Ale to nuda, a nie żaden spójny styl. Konsekwencja z jaką nosi się wyłącznie kardigany czy koszule w kratę na golfie możliwa jest chyba tylko w serialu “Teoria wielkiego podrywu”.

Należy również odróżnić spójność od umundurowania. Celowe dążenie do spójności może skończyć się tym drugim, a to w praktyce wcale nie będzie końcem problemów z ubieraniem, bo jak już wspomniałam, najpewniej po prostu będziesz pilnować konsekwencji swojego munduru. Podejrzewam, że osoby, które najbardziej podziwiamy za spójność stylu, robią to w dużym stopniu nieświadomie, a my widzimy tę spójność, ponieważ one zwyczajnie mają wyczucie, a poza tym prawdopodobnie wyglądałyby świetnie nawet w worku po ziemniakach. Bo praca pracą, ale styl to jednak jest dar boży, nawet jak się jest ateist(k)ą.

bbt - 10 myśli o modzie i stylu
Teoria wielkiego podrywu

3. Aczkolwiek uważam, że wszyscy do pewnego stopnia ubieramy się w mundury. Dotyczy to zwłaszcza osób, które chcą w pewien sposób być definiowalne, przynależeć. Jest taki stary film z Winoną Ryder i Kieferem Sutherlandem o hippisach, w których żołnierz (czy jakiś tata) mówi młodym bohaterom, że ich hippisowskie ciuchy to też są mundury. Tak jak w armii, czy w korporacji. Kiedy oglądałam ten film w latach 90., fascynując się romantycznym mitem dzieci-kwiatów  i w ogóle subkulturami, bardzo mnie to zdanie zbulwersowało. Dziś uważam, że to prawda i w sumie nawet taka oczywistość. Oczywistość, którą jednak bardzo trudno zaakceptować, gdy jest się młodym i traktuje się ciuchy jako element buntu.

4. Nieskromnie powiem, że sama zestawiam ubrania zupełnie nieświadomie wyciągając je z szafy na zasadzie “było najbliżej” i zwykle trafiam w dziesiątkę. Nie wiem, czy mogę mówić w tym przypadku o stylu, ale na pewno umiem w kolory (tzn. robić tak, że pasują). Co nie zmienia faktu, że w mojej szafie dominują cztery: czarny, biały, granatowy i pudrowy róż. Reszta to bałagan. Kochany bałagan, którego nigdy za wiele.

5. Błędy w stylu i modzie, które popełniam najczęściej? Zdecydowanie zbyt często chodzę w brudnych butach. Aż mi wstyd.

6. Jesienią zamierzam wyglądać jak Christopher Lambert w Nieśmiertelnym (w scenach z lat 80., nie z XVI-wiecznej Szkocji). To znaczy, kupiłam sobie przyduży prochowiec i mam zamiar nosić go z dżinsami i trampkami. W ogóle Nieśmiertelny to moja totalna ikona mody. Poza nim to jestem w tym względzie nudna i przewidywalna do bólu. Lubię styl Francoise Hardy i Jane Birkin z lat 60., a z rówieśniczek to Lou Doillon. I to widać po grzywce.

highlander - 10 myśli o modzie i stylu
Nieśmiertelny

7. Mam problem z ubraniami retro vintage i wiem, że wynika to z moich kompleksów, związanych z tym, że kiedyś nie było mnie stać na ciuchy. Mam obsesję wyglądania współcześnie, nawet w ciuchach, które mam w szafie od 15 lat. Kiedyś próbowałam ubierać się w stylu retro, ale poniosłam sromotną klęskę, gdyż czułam się jak biedna kuzynka ze wsi. To okropne, ale nie potrafię wybić sobie tego z głowy. Jedyne lekarstwo to nie nosić takich ubrań.

8. Sztuka projektowania to sztuka odejmowania. Tak to widzę i tak to robię. Gdy przygotowuję jakąś grafikę, to z reguły na początku jest totalny barok. Potem patrzę na to, co zrobiłam, i bez sentymentów zaczynam kasować ścieżki. Z czego czasem wychodzą ludzie bez nosów.

Chciałabym powiedzieć, że podobnie jest u mnie z ubieraniem się, ale zdaje się, że jednak bardziej podporządkowuję się porom roku. Lato oznacza dla mnie max 3-4 sztuki ciucha, wliczając majtki i buty. Uważam jednak, że ta zasada w stosunku do ubierania się jest jak najbardziej słuszna i należy się nią kierować (więc gdy od czasu do czasu zauważam, że przegięłam, to się rozbieram). Chyba że nie przeszkadza nam tłok. Mnie przeszkadza, co nie zmienia faktu, że podziwiam ludzi, którzy potrafią wyglądać szałowo przebrani za prezenty świąteczne.

Françoise Hardy in the 1960s and early 1970s 68 - 10 myśli o modzie i stylu
Francoise Hardy

9. Trzy lata temu przeczytałam książkę Joanny Glogazy “Slow fashion” i, jak to ja, podjarałam się niesamowicie i postanowiłam wszystko natychmiast wcielić w życie. Podobnie było z “Sekretami urody Koreanek” i podobnie się skończyło. Ostatecznie bardzo dobrze idzie mi z punktem “nie kupować nowych rzeczy” (zbyt wielu), gorzej jest z porządkiem w szafie. Porządku wciąż nie widać i najprawdopodobniej nie nastanie on nigdy. Myślę, że powinnam przestać czytywać jakiekolwiek poradniki.

10. Byłabym wstrętną kłamczuchą, gdybym twierdziła, że nie podobają mi się rzeczy modne i interesuje mnie tylko styl. Jasne, że mi się podobają! Najpierw delikatnie mrugają do mnie okiem, czasem nieśmiało, tak że wydaje mi się, że nie podobają mi się wcale. Ale potem widzę je częściej i częściej i jest już jak z piosenkami, że podobają nam się te, które już znamy. To wszystko trwa do czasu. Bo jak się już opatrzy, na dziesiątej, pięćdziesiątej osobie na ulicy, to już się nie podoba wcale. Ale potem pojawia się nowy trend. Zawsze któryś chwyci. Nie mówmy, że nie. Ostatecznie wszyscy  kupujemy w tych samych sklepach.

3 thoughts on “10 myśli o modzie i stylu

  1. Polecam również ten filmik Justine Leconte, projektantki ubrań: https://www.youtube.com/watch?v=g2ExOG5-fXc
    Pokazuje swoje codzienne stylówki i jak pierwszy raz zobaczyłam ten film, to pomyślałam sobie: serio? I ta kobitka projektuje modę? Mówi innym o stylu? No bo umówmy się, byle blogerka modowa nosi się lepiej i bardziej w trendach. A później pomyślałam sobie, że chyba tak właśnie warto mówić o stylu: jako o czymś, co ułatwia codzienne funkcjonowanie i pozwala skupić się na innych aspektach życia, a nie tylko wyglądaniu. No i jasne, styl Justine nie przypomina rozkładówki Vogue, ale ma jedną ważną cechę: jest świadomy. Ona świadomie wybiera to, co nosi i potrafi odpowiedzieć, dlaczego. Mi to otworzyło oczy, bo myślę, że to ważny aspekt w definiowaniu swojego stylu, który nie musi być spójny, ale warto, aby był świadomy 😉 a o tym się nie mówi prawie w ogóle w tekstach dotyczących mody.

  2. Bardzo fajny tekst! Gif z Meryl Streep to powinna być automatyczna odpowiedź tym wszystkim ludziom, którzy twierdzą, że są ponad wszelką modą. O ile sami nie szyją, to najpewniej nie są, a nawet jak szyją, to te projekty skądś brać muszą, najpewniej z tego, co ktoś już kiedyś wymyślił. Bo w modzie wszystko już było.

    Ale do punktu 2 odnośnie stylu mam małą polemikę. Jeśli musisz pilnować spójności, zastanawiać się nad wyborem ciucha żeby było spójnie, to najpewniej nie jest to twój styl, tylko styl, który ci się podoba, ale niekoniecznie twój (tzn nie bierz personalnie, to tylko taka stylistyka zdania ;)). Myślę, że styl, spójność itp. bierze się z tego, że kupujemy tylko ciuchy, w których czujemy się dobrze i które nam się podobają. I u jednych będzie to spójny minimalizm, inni naturalnie podążą ścieżką Francuzek, inni Skandynawek, a jeszcze inne babki wybiorą chaos i każdy ciuch z innej planety, pomieszanie… i to też będzie styl. Za to brak stylu to kupowanie ubrań bo modne, bo blogerka poleca, bo tanie, bo tego jeszcze nie mam, bo koleżanka w tym super wygląda itp., bez głębszej refleksji. Przy czym za refleksję uznaję zadanie sobie pytań: czy ja to będę nosić, czy jest mi wygodnie i czy mi się podoba.

    Tak mnie naszło, że nawet jeansy , kardigan i tshirt to styl, jeśli w danym momencie czujesz się w tym najlepiej i czujesz się sobą. To, że wedle standardów mody to nuda i przewidywalność, to cóż. Styl nie zawsze ma po drodze z modą 😉

  3. Hah, sama mam dwa style i jest to złe. Pierwszy to wielkie, męskie ciuchy z czasów bycia licealnym metalem, drugi to efekt zderzenia ze stylem wielkiego miasta, miłością do retro i potrzebą bycia dziwakiem. W pierwszym czuję się bezpiecznie, w drugim ciekawie i ubieram je wedle nastroju. A największym progiem modowym było dla mnie przestanie ubierać się tak, żeby nie było widać, że jestem gruba, tylko tak, żeby ludzie nie zwracali uwagi na to. Cóż, dla mnie nadal sukcesem jest ubranie koszulki włożonej w spodnie z wysokim stanem i przekonanie siebie, że mam prawo tak eksponować swoją fatalną figurę. Gdy nie mam na to siły, wracają czarne koszulki po bracie i czarne jeansy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top