Dawno nie pisałam Wam, co też takiego czytam, bo i przeżywałam mały czytelniczy kryzys. Nadal go trochę przeżywam jeśli chodzi o powieści, bo od dłuższego czasu nie udało mi się sięgnąć po żadną. Być może dlatego, że co chwilę ląduję z nowym reportażem w rękach. Efektem te cztery mikrorecenzje, z których dowiecie się, co polecam bardzo, a co trochę mniej.
„Wszystkich nas nie spalicie”, Piotr Ciszewski, Robert Nowak
Reportaż o Jolancie Brzeskiej, działaczce lokatorskiej spalonej w Lesie Kabackim w 2011 roku i o czyścicielach kamienic, z którymi zadarła. Bezprawie pod osłoną prawa, przemoc, pogarda, niemoc, walka o dach nad głową, bolączki polskiego mieszkalnictwa i ciemna strona urynkowienia wszystkiego. To bardzo dobrze udokumentowany obraz patologii związanych z reprywatyzacją nieruchomości. Pod względem wykonanej roboty reporterskiej nie mam tej książce nic do zarzucenia. Niestety nie czytało mi się jej tak dobrze, jak to sobie wymarzyłam. Jest bardzo nierówna i to chyba największa jej bolączka. Autorów jest dwóch i dość mocno widać w stylu, że jeden pisze zdecydowanie lepiej od drugiego. Mnóstwo tu na przykład niepotrzebnych,szczegółowych opisów zebrań z wyszczególnieniem kto, co na nich powiedział i opowieści o tym, że coś tam gdzieś tam się odbyło. No za “odbyty” to się dostawało cięgi od wydawcy, więc teraz jestem na nie cięta. Chwilami bardzo ciężko się to czyta.
Mimo wszystko warto, bo to mocna i ważna rzecz. Ale walnęłabym w łeb redakcję za to, że nie wycisnęła z tej książki czegoś lepszego.
„Kwiaty w pudełku. Japonia oczami kobiet”, Karolina Bednarz
Na tę książkę bardzo bardzo czekałam, bo jestem wielką fanką bloga Karoliny Bednarz “W krainie tajfunów”. Siłą rzeczy miałam wielkie nadzieje i nie zawiodłam się ani trochę. Jest cudowna! Jeśli można tak powiedzieć o książce, w której jest tyle smutku.
Nigdy nie interesowałam się Japonią. Japończycy kojarzyli mi się z trochę dziwnymi ludźmi, ale dziwnymi w takim pozytywnym sensie. Wszystko, co przeczytałam w tej książce było dla mnie totalnym odkryciem. Ale to będzie też odkrycie dla ludzi, których Japonia fascynuje, ale nie mieli nigdy okazji przyjrzeć się jej tak, jak przygląda się autorka. A przygląda się z sympatią, ale krytycznie. Bo Japonia to nie jest kraj przyjazny dla Japończyków. A dla Japonek to już zupełnie nie.
Karolina Bednarz opowiada o kobietach, przekonanych o swojej podrzędnej wobec mężczyzny roli, bo tak mówi o tradycji. I o tradycji, która została stworzona w ciągu zaledwie kilku czy kilkunastu lat, bo tego wymagała polityka państwa. To opowieść o Japonkach, ale też o samej Japonii i ludziach w nią uwikłanych, uwikłanych w bycie Japończykami, czyli trochę takie niebycie do końca sobą. Smutne, czasem naprawdę wstrząsające historie. Napisane pięknie i z wielką empatią.
Koniecznie trzeba tę książkę przeczytać. Pozwala trochę tę Japonię zrozumieć. Pozwala też zrozumieć ślepe uliczki, w które próbujemy wchodzić pod różnymi szerokościami geograficznymi.
„Polska odwraca oczy” oraz „Z nienawiści do kobiet”, Justyna Kopińska
Kopińska to jest petarda. Niemal każdy jej reportaż rozjeżdża człowieka jak ten czołg, wgniata tą gąsienicą w ziemię, nic dziwnego, że nie można się pozbierać. A jednak zaraz przewraca się stronę i zaczyna czytać kolejną historię.
To są mocne rzeczy. Historie niesamowicie skrzywdzonych ludzi. Opowieści o przemocy na oddziale dla chorych psychicznie nastolatków, wykorzystywaniu seksualnym dzieci w ośrodkach prowadzonych przez zakonnice, o ofiarach księży pedofili, o patologiach w polskich więzieniach, policji i sądach.
Styl Kopińskiej jest oszczędny, surowy, czasem nawet oschły, a jednak trafia w samo sedno. Nie dopisałabym do żadnego z tych reportaży ani jednego zdania więcej, nie zadałabym żadnemu z bohaterów ani jednego dodatkowego pytania. Czytając Kopińską wiesz, że odwaliła naprawdę kawał dobrej dziennikarskiej roboty i dotarła wszędzie, gdzie powinna była dotrzeć. To się po prostu czuje. A po przeczytaniu wywiadu z nią, który znajduje się na końcu “Z nienawiści do kobiet” to się też wie. W ogóle ten wywiad to złoto. I te reportaże też.
„Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach”, Filip Springer
Gdy czytasz książkę o genialnym architekcie, raczej nie znajdziesz w niej totalnej krytyki zaprojektowanych przez niego obiektów. Tymczasem Filip Springer zamieszkał na Przyczółku Grochowskim. Przyczółek Grochowski to jest takie osiedle w Warszawie, gdzie mieszka się tak jakby za karę. Wszystko tu jest nie tak. Sąsiadów można podglądać przez okienka w kuchni, po większym deszczu budynki zalewa woda, a ściany mają uszy. A miało być pięknie, jak w jakiejś utopii. Bo Oskar Hansen pomysły miał utopijne, chociaż piękne i wyprzedzające swoją epokę. Niestety realizowano jest zwykle z dykty.
To jedna z mniej znanych książek Springera, wydana w 2013 roku, czyli żaden tam świeżak. Czyli taki wczesny Springer, ale naprawdę w świetnej formie. Bo bohaterów ma nietuzinkowych. Nigdy wcześniej nie słyszałam o Hansenach, jednak porwała mnie od pierwszych stron, na których reporter wprowadza się na fatalne warszawskie osiedle i rozmawia z pierwszymi poznanymi sąsiadami, by po chwili gładko przejść do dziewiętnastowiecznej Norwegii i opowieści o niesamowitych przygodach dziadka słynnego architekta. Potem do Finlandii, gdzie w 1922 roku przychodzi na świat Oskar. I do przedwojennego i wojennego Wilna, w którym spędza młodość.
Czy Hansen był geniuszem, czy może w ogóle nie miał pojęcia o architekturze? Czy prawdziwą gwiazdą w tym duecie nie była jednak Zofia, która przypisywała sobie zdecydowanie zbyt mało zasług. I co by było gdyby Hansenowie zdecydowali się żyć i pracować za granicą.
Poprzednie odcinki Czytelni tu i tu
ps: postanowiłam przetestować, co to takiego ta afiliacja i zapisałam bloga do programu partnerskiego ceneo, tak więc jeśli kliknięcie w linki nagłówkowe i kupicie którąś z książek, to jakaś mała moneta wpadnie do mojej skarbonki i będę mieć na nowe książki