Pamiętacie ten tekst o tym, czego uczą się gimnazjaliści na lekcjach wychowania do życia w rodzinie? Jeśli, tak jak mnie, wydawało się Wam, że już nie może być gorzej, to okazuje się, że jednak może. Właśnie za pieniądze z Ministerstwa Zdrowia powstaje skierowany do młodzieży program pod tytułem “W stronę dojrzałości”, którego treści brzmiały by śmiesznie, gdyby nie brzmiały strasznie.
O całej sprawie było by cichutko i po cichutku program wszedłby sobie do szkół, gdyby nie grupa edukatorów seksualnych Ponton, która odkryła stronę internetową programu, na której znajdują się materiały szkoleniowe. Z materiałów tych dowiedzieć możemy się na przykład, że:
- prezerwatywy są rakotwórcze
- i całkiem nieskuteczne, bo występują w nich mikrootwory, przez które przechodzą wirusy i plemniki
- antykoncepcja ma same wady i prawie zawsze prowadzi do depresji, chorób wątroby i śmierci
- in vitro to morderstwo
- nazywanie ciąży ciążą, a nie posiadaniem dziecka może prowadzić do tego, że ojciec nie będzie interesował się stanem partnerki, i tym samym przyszłe dziecko staje się “sierotą prenatalną”
- i w ogóle to zapłodnione komórki potrafią mówić do swoich matek i to tak, że moje roczne dziecko, które na razie umie mówić “ada”, nie będzie jeszcze długo potrafiło. Otóż mówią one: „jestem, przyjmij mnie, przygotuj dla mnie swoją podusię, kołderkę, pulchną kołyseczkę” – tak, właśnie tak.
Te i inne rewelacje usłyszeć można w wykładach video, z których uczyć mają się przyszli tutorzy – to dotąd nieznana w polskiej szkole funkcja – którzy mają prowadzić w polskich szkołach zajęcia z edukacji seksualnej. Czy mamy tu do czynienia z aktualną wiedzą medyczną? Zdecydowanie nie. Czy mamy tu do czynienia z antynaukowym i ideologicznym praniem mózgów? Zdecydowanie tak.
Autorzy wykładów na poparcie swoich wątpliwych tez mają cały zestaw wyrwanych z kontekstu i ponaginanych faktów. Nieskuteczność prezerwatyw na przykład próbują wyjaśnić przy pomocy badań lateksowych… rękawiczek. Antonina Lewandowska z grupy PONTON wypunktowała nadużycia i przekłamania, które padają w filmach. Tutaj możecie przeczytać jej artykuł.
Na lekcjach o seksie nie dowiemy się, że seks może być przyjemny i fajny. Nie dowiemy się też, jak skutecznie zabezpieczać się przed niechcianą ciążą i chorobami. Dowiemy się za to, że inicjacja seksualna powinna następować późno i najlepiej w małżeństwie, za to macierzyństwo powinno być wczesne. Ot, taki paradoks.
Można by z tego wszystkiego drzeć łacha i mówić, że przecież młodzież i tak uczy się o seksie z internetu. Tylko, że nie można, bo to niestety jest całkiem poważna sprawa. I wcale nie dlatego, że na ten szemrany program ministerstwo wywala z naszych podatków prawie dziesięć milionów.
“Ostatnie badania europejskie pokazały, że polskie dziewczynki są najbardziej zakompleksione w Europie, zaczynają się odchudzać nawet w wieku 9 lat. Według głośnego raportu Fundacji STER z 2016 roku mamy kolosalny problem z przemocą seksualną w związkach. Kolejne przypadki paranoi ciążowej, samookaleczeń, młodych (nawet 11-letnich) osób leżących w szpitalach wenerologicznych w poważnymi owrzodzeniami kiłowymi nie są już nawet nagłaśniane. Program „W stronę dojrzałości” nie proponuje żadnych rozwiązań tych i innych istniejących problemów – przeciwnie, zdaje się zamiatać je pod dywan i może mieć katastrofalne skutki w naszej, i tak już opłakanej, sytuacji.”
Antonina Lewandowska, Grupa PONTON (natemat.pl, 9.04.18 r.)
Autorom programu wydaje się, i ja mam szczerą nadzieję, że im się wydaje z naiwności, a nie z wyrachowania i hipokryzji (chociaż kogo ja próbuję oszukać?), że nastolatki seksu nie uprawiają. Albo, że nie będą uprawiać, jeśli im się powie, że należy poczekać do ślubu. Tymczasem dzieciaki to robią i nikt tego nie zmieni. I czasem robią to odpowiedzialnie i świadomie, ale czasem są z tego choroby weneryczne i niechciane ciąże, bo edukacja seksualna wygląda w Polsce tak jak wygląda, czyli nie wygląda. A czasem są z tego też tragedie. I w tym kontekście program “W stronę dojrzałości” przeraża jeszcze bardziej.
Nie dawniej jak tydzień temu media informowały o sprawie martwego noworodka przyniesionego do szpitala w foliowej reklamówce przez jego szesnastoletnią matkę oraz babcię. Dziewczyna utrzymywała, że dziecko urodziło się martwe, ale sekcja zwłok nie potwierdziła tego twierdzenia. Według lekarzy, dziecko umarło z powodu urazu głowy. Nie wiadomo do końca co się stało. Prokuratura ustaliła, że wcześniej dziewczyna próbowała z pomocą swojego chłopaka nieskutecznie przerwać ciążę. Co istotne, otoczenie dziewczyny, łącznie z jej matką, miało nie zauważyć, że jest ona w ciąży. A może nie chciało tego zauważyć, a może teraz zwyczajnie się wypiera, by nie być współwinnym. Dziewczynie postawiono zarzut zabójstwa.
O podobnej sprawie czytałam też miesiąc temu. I jeszcze miesiąc wcześniej. Tych spraw są dziesiątki i nie będzie ich mniej. Nie wchodzę w kwestie winy poszczególnych osób, to są zadania dla sądów. Chociaż internet przecież już wie, że winna jest dziewczyna. Internet osądza, używa słowa “morderstwo” i czuje się dobrze nie myśląc.
Ale w tej sprawie i w tych dziesiątkach podobnych winnych zawsze jest więcej niż tylko główne osoby dramatu. Częściowo winni mogą być rodzice i nauczyciele, ale za tymi dramatami stoi też:
- Brak edukacji seksualnej, bo wciąż wielu nastolatków ma zerowe pojęcie o antykoncepcji
- Utrudniony dostęp do antykoncepcji, bo to nie są rzeczy tanie
- Wstyd, bo seks to wciąż w wielu rodzinach temat tabu
- Brak legalnego dostępu do aborcji, bo nielegalnie, niebezpiecznie i często nieskutecznie kobiety będą próbowały usuwać ciąże, choćby ustawodawcy stawali na głowach
Skoro już teraz jest tak źle, że młodzież czerpie wiedzę z często bardzo mało merytorycznych źródeł, to czego możemy się spodziewać, gdy równie niemerytoryczne treści będzie jej się wpajać w szkołach? Nieletnich matek i nieletnich matek morderczyń, bo wiadomo, że matka jest zawsze winna?Ludzie mówią: przecież te dzieci mogły znaleźć sobie jakieś hobby, a nie seks uprawiać, seks jest dla dorosłych. No więc nie. W Polsce można legalnie uprawiać seks, gdy ma się skończone 15 lat. W tym wieku nie można jednak iść bez towarzystwa mamy do ginekologa.
W sumie pamiętam lekcje z wychowania do życia w rodzinie w 3 klasie gimnazjum. To było jakieś 4 lata temu. Przedmiotu uczyła nas katechetka. Na pierwszych zajęciach jeden z uczniów zapytał wprost (wcześniej umówiliśmy się, żeby zadać to pytanie), co sądzi o osobach homoseksualnych. Chcieliśmy „zbadać” sytuację. Bez chwili zastanowienia i jakichkolwiek wyjaśnień odpowiedziała, że to choroba, którą trzeba leczyć. Koniec. Kropka. Część osób się oburzyła i wypisała z zajęć za zgodą rodziców. Ja chodziłam do końca. Słyszałam o różnych rzeczach „krzyk macicy” podczas aborcji i przedstawianie wyłącznie patriarchalnego modelu rodziny, jako jedynego słusznego. To niedorzeczne, by kobieta zarabiała więcej od swojego męża. Pani D. po prostu sobie tego nie wyborażała! I zawsze podkreślała, że realizujemy podstawę programową i nawet pokazywała nam książkę, z której brała tematy. Niestety nie pamiętam, co to było. Ech.