We Wrocławiu po raz kolejny tej zimy padł niechlubny rekord w dziedzinie, która dla mojego miasta jest już zdaje się dyscypliną olimpijską. To znaczy znów zajęliśmy pierwsze miejsce na świecie w konkurencji smogu. Chociaż jeśli miałabym bardziej wierzyć własnemu nosowi, to światowa stolica smogu była wczoraj kilkadziesiąt kilometrów od Wrocławia w miasteczku Bierutów (woj. dolnośląskie), przez które przejeżdżaliśmy około godziny siedemnastej, gdy nasz samochód wypełnił się zapachem eksplodującego pieca kaflowego. Na zdrowie. W takich chwilach jak ta, kolejny raz zadaję sobie pytanie, dlaczego jeszcze nie mieszkam nad morzem.
Kto by pomyślał, że ze wszystkich dobrych powodów, dla których warto byłoby przenieść się nad Bałtyk, ten okaże się najlepszym. Jedyne, co mnie jeszcze powstrzymuje przed przeprowadzką, to ten przemożny lęk przed budowaniem od zera nowych relacji. Bo wygląda na to, że o tej porze roku to jedyne zdatne do życia miejsce w całej Polsce. Sorry Wrocław, nie da się z tobą wytrzymać w sezonie grzewczym.
Moja przyjaciółka chciała kiedyś kupić działkę nad morzem, żeby wybudować sobie w przyszłości domek letniskowy. Ja chętnie kupię takową pod domek zimowy. Jeśli kiedyś będzie mnie na to stać. I trudno, że będzie mnie tam ciągle bolał łeb od hulającego wiatru. Przynajmniej nie będzie mnie bolał od smogu. Ten na szczęście wciąż przegrywa z wiatrem w grze kamień, nożyce, papier. Czy jakoś tak.
Mówią, że Polska w czasach PRL była szara. Po latach szarzyznę tę niektórzy badacze zjawiska przestali utożsamiać z kryzysem na rynku farb do elewacji i zaczęli łączyć z efektem smogu, o którym kiedyś głośno przecież się nie mówiło. Ja tam myślę, że to nie do końca prawda, bo moje dzieciństwo to miało raczej kolor żółtozłoty, ciepły, wpadający z jasne brązy, przepalony jak na prześwietlonym filmie ze starego aparatu. Pisze o tym Olga Drenda w “Duchologii Polskiej” i generalnie mnóstwo osób z naszego pokolenia się z tym zgadza. I mnóstwo osób, jak ja, nie pamięta z dzieciństwa lat 80. żadnej zimy. A już na pewno nie pamięta zimy szarej jak ta. Ale pomijając niedostatki ludzkiej pamięci, coś jest na rzeczy. Tylko że ta szarzyzna to nigdy nie była domena PRL. To wciąż ten sam, powracający jak bumerang, siwy dym nad Polską.