Powiem Wam w tajemnicy, albo nawet nie w tajemnicy, tylko całkiem otwarcie, że zanim urodziło się moje dziecko, wierzyłam wszystkim tym ludziom, którzy ostrzegali, że dzieci to skarbonka bez dna. Bo co, dziecku nie kupisz? Dziecku odmówisz? Na dzieciach się przecież nie oszczędza, bo jak tak można. A potem okazało się, że jednak się da i to wcale nie mając wobec niego złych intencji. Dziś napiszę Wam, jak robię to ja.

Najlepsze rzeczy na świecie są za darmo, chociaż Cartman z „South Park” uważa, że wydać na nie trzeba conajmniej osiem dolarów. No ale ten odcinek kończy się Tomem Cruisem w szafie, więc przechodzę już do rzeczy. Przeczytałam całkiem niedawno szacunkowe wyliczenie „Ile nie kosztuje karmienie piersią”, czyli ile oszczędza się nie kupując mleka modyfikowanego. Jego autorka, Alicja z bloga oszczędnicka.pl, obliczyła, że przez pierwsze siedem miesięcy życia dziecka rodzice karmiący mieszanką wydadzą na nią od 750 do 2200 złotych. Ale to przecież nie wszystko, bo dochodzą jeszcze butelki, sterylizatory czy smoczki (i może jeszcze jakieś inne rzeczy, na których się nie znam). No więc mogę powiedzieć sobie Brawo Ja, bo zdaje się, że już zaoszczędziłam na dziecku kupę szmalu i kupię sobie nową kanapę.

Idziemy dalej i rozszerzamy dietę. Dzięki metodzie BLW (baby-led weaning, bobas lubi wybór) oszczędzam na słoiczkach, bo bobas je to samo (no prawie, słodyczy i kawy nie dostaje), co rodzice, tylko w trochę zmodyfikowanej, łatwej do utrzymania w ręce, formie.

Najedliśmy się, ale dziecko trzeba też w coś przyodziać. No to powiem Wam, że jestem wielką fuksiarą, bo na ubrania dla dziecka nie wydałam jeszcze nawet 500 złotych (w sumie nie wiem, czy wydałam chociaż 300). A wszystko to dzięki przyjaciółce, która wręcz zarzuca mnie ciuszkami po swoich młodych. Ale to jest naprawdę fart mieć takie przyjaciółki i to jeszcze z podobnym gustem.

No ale musi się czymś bawić, zabawek chyba dziecku nie żałujesz? Tu muszę się Wam przyznać, że trochę żałuję i naprawdę nie kupuję zabawek. Jestem zabawkową minimalistką. Przynajmniej się staram. Kupiłam tylko kilka rzeczy, które bardzo mi się podobały (lalę metoo, żyrafę Sophie, parę książeczek i gryzaków), kilka zabawek dostaliśmy od rodziny i przyjaciół i póki co nie ma bajzlu. I mam nadzieję, że szybko tego bajzlu nie będzie. Usiłuję uświadomić rodzinę, że ma nie przesadzać z kupowaniem zabawek. Podstępnie planuję sporządzić listę rzeczy, które mogą kupić naszemu dziecku pod choinkę. Oszczędzę i dostanę to, czego chcę, unikając śmieciowych zabawek. To jest naprawdę chytry plan, prawda?

Aha, są jeszcze pieluchy. Wielorazowe. Na początku to trochę inwestycja, ale się zwraca. I nam i środowisku.

Okazało się w praniu, że istna ze mnie matka-hipiska. Jakoś tak wyszło, że nie kupuję prawie żadnych gadżetów, dziecko chodzi w używanych ciuchach i nie wydaję forsy na ekstra-jedzenie. W dodatku dzieli z nami łóżko. Jeśli wyżej nie wspomniałam nic o współspaniu, to dlatego, że młoda ma swoje łóżeczko, za które trzeba było zapłacić. Tylko w ogóle w nim nie śpi, niewdzięczna.

Ale jest chyba coś na czym nie oszczędzasz?

No jasne, że jest. Nie oszczędzam na zdrowiu, więc bez bólu serca kupuję nierefundowane szczepionki. Raz, że są nowocześniejsze. Dwa, że młoda jest kłuta mniej razy. I mogłabym sobie tu też powiedzieć Brawo Ja, gdyby nie to, że nie wszystko mi w tym pasuje. Bo ja mogę sobie na te droższe szczepionki pozwolić, ale są matki, których na to nie stać. I boli mnie to, że nie refunduje się najlepszych leków, bolą mnie nierówności. Nie potrafię o tym nie myśleć, gdy idę do przychodni na mojej dzielni, gdzie większości matek jednak nie stać na to, by wywalić te dwie i pół stówy i oszczędzić dzieciakowi dodatkowego bólu, bo na te lepsze szczepionki nie mają z czego oszczędzić. To taka gorzka refleksja na koniec, bo tym oto sposobem przeszłam od na wpół satyrycznego wpisu do spraw całkiem niezabawnych.

To teraz Wy! Jak można oszczędzać na dziecku?

2 thoughts on “Jak można oszczędzać na dziecku?

  1. Hejka, fajny wpis. Może napiszesz jeszcze bardziej poważnie i merytorycznie, które z obowiązkowych szczepionek kupiłaś nierefundowane i lepsze? Nam w przychodni dali listę z cenami, ale tych nieobowiązkowych.

    1. Infanrix Hexa i Infanrix ipv-hib. Ten pierwszy 280 zł, ten drugi nie wiem dokładnie, chyba podobna cena, bo była z nim istna epopeja, ponieważ szczepionka była nie do kupienia w żadnej aptece (zabrakło w całej Polsce, ponoć tylko w sanepidzie były do dostania) i musiałam poprosić o zamianę recepty na pentagrim. Zaleca się jednak, żeby szczepić preparatami tej samej firmy, więc jak już przyszłam do przychodni z tą szczepionką, to mi panie pielęgniarki wymieniły ją na infanrix ze swoich zapasów (mają takie z przydziału na wypadek, gdyby zdarzyły im się dzieci z wadami serca). Tak więc szczepienia mieliśmy z przebojami, wcześniej jeszcze musieliśmy czekać ze szczepionką nr 1 aż do 5 miesiąca życia Luli, bo nie chciał jej się wygoić bąbel po szczepieniu na gruźlicę w szpitalu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top